sobota, 17 września 2016

LILY


- Co za kompletny idiota!
- Nie da się ukryć – mruknęła Dorcas bez emocji. Podała przyjaciółce szklankę wody i usiadł obok niej na łóżku. - Nie przejmuj się nim.
- Robi to od zawsze. Przecież ma tą swoją Riley! Co mu odwaliło? Myślałam, że się zmienił, wydawał się ostatnio taki dojrzały, ale to ten sam, cholerny...
Dorcas przerwała jej.
- Nie rozkręcaj się. Ann nie lubi jak przeklinasz – zaśmiała się. Lily lubiła jak to robiła, ponieważ jej śmiech nigdy nie był udawany.
Ruda opadła na poduszki.
- Jak to jest, że ty przeklinasz non stop, a jak ja to zrobię, to jest wielkie halo? - naburmuszyła się.
Meadowes wzruszyła ramionami.
- Jesteś perfekcyjną panią prefekt, zapomniałaś?
Lily walnęła ją w szczupłe ramię.
- Przestań, bo dostaniesz szlaban.
- I tak bym na niego nie przyszła – wywróciła oczami ciemnowłosa przyjaciółka. Lily przyjrzała jej się uważnie. Mimo że wypiła sama połowę zapasów Huncwotów, nie była ani trochę pijana.
Do pokoju wparowały Ann i Alicja. Ta pierwsza wyglądała coraz lepiej. Dosiadły się do Rudej i Dor.
- Lil, Potter mówi, że przeprasza – przekazała Breaks. - Wspominał coś o randce, ale kazałam mu się odwalić.
Wszystkie się zaśmiały. Alicja zawsze była bardzo bezpośrednia.
- Widziałam też jego dziewczynę. Zdawała się być... załamana.
„Właśnie zdobyłam kolejnego wroga”, pomyślała Evans. Jakby miała ich mało. Cały Slytherin nienawidził jej za pochodzenie. Wszystkie fanki Huncwotów planowały jej morderstwo za każdym razem, gdy Potter się do niej odezwał. Przez te wszystkie lata zawstydzał ją i męczył. Myślała, że to już koniec, ale jak widać nie dojrzał.
Była zmęczona, więc wykąpała się i zasunęła kotary wokół łóżka. W pierwszej i drugiej klasie chowała się tak z przyjaciółkami, gdy chciały porozmawiać o sekretach. Lily uśmiechnęła się. I tak w dormitorium nikt by ich nie słyszał, ale uparcie tworzyły azyl za grubym płótnem. Ona zawsze narzekała na Pottera, który dokuczał jej od pierwszego dnia. Ciągnął za warkocze i zabierał piórnik. Potem, w trzeciej klasie, zaczął zapraszać ją na randki, ale konsekwentnie odmawiała. Ann za to kazała się przepytywać z notatek, bojąc się o oceny. Alicja nie miała żadnych problemów, a jak już ją napotkały, rozwiązywała je w mgnieniu oka. Dorcas po prostu nie mówiła nic. Lily wiedziała, że woli sama sobie ze wszystkim radzić.
Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Śnił jej się Severus, nazywający ją szlamą, a potem podbiegający do Ann i rzucający jakieś zaklęcie. Jego ziemista cera przyprawiała Lily ze snu o mdłości, a czarne oczy patrzyły wyzywająco. Potem Snape klęknął przed nią i błagał o przebaczenie. Zobaczyła błysk zielonego światła i obudziła się.
Usiadła gwałtownie, głęboko oddychając. Zobaczyła, że kotary są rozsunięte. Ann stała przy łóżku i patrzyła pytającym wzrokiem.
- Wszystko w porządku?
Lily przetarła oczy.
- To tylko sen.
Spojrzała na zegarek. Wskazywał 6.30. Evans wstała i poszła do łazienki. W lustrze zobaczyła podkrążone oczy i skołtunione, rude włosy. Bez skutku próbowała doprowadzić je do ładu przy pomocy szczotki. Machnęła różdżką i fale wróciły na swoje miejsce.
Zakryła cienie pod oczami makijażem i wyszła. Spakowała do czarnej torby kilka pergaminów i potrzebne podręczniki i pożegnała się z Ann. Wyszła z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym panował względny porządek, ale można było dostrzec oznaki wczorajszej imprezy. Na jednej z kanap spał jakiś piątoklasista, a na podłodze leżało kilka pustych butelek. „To nie mój problem”, przeszło jej przez myśl, ale chwilę później przypomniała sobie, że jest prefektem. Cała wina spadłaby na nią.
- Super – mruknęła i sprzątnęła zaklęciem. Poszła do Wielkiej Sali. Na miejscu spotkała Dorcas jedzącą naleśnika.
- A ty co tak wcześnie? - spytała przyjaciółki.
- Musiałam coś załatwić. Kiepsko wyglądasz – zauważyła Dorcas.
- Miałam w nocy koszmary- Lily sięgnęła po kromkę chleba i marmoladę. Rozejrzała się z niepokojem.
- Nie ma go tu, spokojnie – powiedziała Meadowes. - James musi odpokutować u Riley.
- Pokłócili się?
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Wskazała głową w stronę wejścia. Huncwoci szli między stołami, ale Pottera z nimi nie było. Usiedli obok przyjaciółek.
- Jak tam dzionek? - zapytał Syriusz. Był w wyśmienitym humorze.
Wystarczyło mu spojrzenie zielonych oczu Lily.
- No tak – chrząknął. - Nie zwracaj uwagi na Rogacza, był pijany. Z tego co wiem, nie widzi świata poza Riley.
- Jasne – westchnęła Ruda. Dzień dopiero się zaczął, a ona już miała wszystkiego dość. Usłyszała trzepot dziesiątek par skrzydeł. Do wielkiej sali wlała się chmara brązowych, szarych i białych sów. Mały puchacz dziewczyny wylądował niezdarnie na stole, wywracając pustą szklankę. - Jak zwykle...
Odwiązała przesyłkę z nóżki ptaka. Harley, bo tak się nazywał, wyciągnął główkę, czekając na nagrodę. Lily rzuciła mu kilka okruszków ze stołu. Sowa przyniosła list od rodziców i Proroka Codziennego. Otworzyła kopertę i z uśmiechem przeczytała nabazgrane przez mamę i tatę słowa. Podniosła wzrok i zobaczyła przerażone miny Huncwotów.
- Co z wami – zaśmiała się, ale szybko spoważniała. Sięgnęła po gazetę i spojrzała na nagłówek.

„MORDERSTWO W LITTLE WHINGING str. 2”

Przerzuciła stronę i zaczęła czytać.

Przedwczoraj, około godziny 19.00 doszło do morderstwa kobiety pochodzenia mugolskiego, Sary Harvey. Badania wykazały, iż użyto zaklęć torturujących. Poszkodowana umarła z powodu wycieńczenia. Ministerstwo podejrzewa pewnych czarodziejów o zbrodnię, jednak nie znaleziono żadnych niepodważalnych dowodów. Dla przypomnienia, dwa tygodnie temu znaleziono ofiarę w Londynie, na której użyto klątwy Avady Kedavry. Władze nie zaprzestały śledztwa, będziemy informować państwa na bieżąco o przebiegu badań na naszej stacji radiowej.”

Lily zatkało. Rozejrzała się i zobaczyła, jak inni uczniowie odstawiają jedzenie i patrzą szeroko otwartymi oczami na znajomych. Dorcas zmarszczyła brwi. Po raz pierwszy od 6 lat, Lily zobaczyła w jej niebieskich oczach starch.

niedziela, 11 września 2016

FRANK


Frank stanął przed lustrem i poprawił kołnierz koszuli. Zlustrował wzrokiem swoje odbicie, poprawił fryzurę, dopieścił każdy szczegół. Spotykał się z Alicją. Okoliczności nie sprzyjały, szczególnie, że w Hogwarcie wciąż odczuć można było napięcie po ataku na Ann Laverty, ale w końcu się odważył. Musiał wykorzystać okazję, szczególnie, że dziewczyna przechodziła trudny okres i nie miałaby siły mu odmówić.
Tego zawsze się bał. Odmowy. Od dwóch lat czekał na odpowiedni moment, by ją gdzieś zaprosić. Co prawda nie była to nawet randka, tylko wspólna nauka w bibliotece, ale Frank był zadowolony.
Syriusz, James i Remus z rozbawieniem obserwowali, jak się szykuje, co chwilę rzucając komentarze i wybuchając śmiechem. Frank nieraz spotykał się z dziewczyną, ale nigdy nie miał takiego mętliku w głowie.
Wszystko zaczęło się, gdy w piątej klasie Alicja pokłóciła się z Peterem Pettigrew. Wcześniej nie zwracał na nią większej uwagi, wiedział jedynie, że lubi imprezować i przyjaźni się z Lily, Dorcas i Ann. Gdy zobaczył jak zaklęciem wysmarowuje koszulę Glizdogona kremem waniliowym, krzycząc „Król kuchni!” z iście złośliwym wyrazem twarzy, jego serce zabiło mocniej. Nadal spotykał się z dziewczynami, ale myślami był przy Breaks.
Uniósł jedną brew, widząc, jak Black udaję, że tańczy walca z rozmarzoną miną. Machnął różdżką i przyjaciel runął na ziemię z łoskotem.
- O ty!
Chciał wbiec we Franka, ale ten odsunął się szybko. Syriusz wpadł na szafę. James i Remus wybuchnęli śmiechem. Łapa poprawił włosy i udał, że nic się nie stało.
Frank wyszedł z dormitorium z pogodnym wyrazem twarzy i skocznie ruszył do biblioteki. Z każdym krokiem czuł się coraz mniej pewnie. Otworzył ciężkie, drewniane drzwi i znalazł się w sali pełnej wysokich po sufit regałów z książkami. Część podręczników sama latała między półkami, segregując się alfabetycznie, kilkoro uczniów rozwiązywało zadania domowe przy starych biurkach i stołach. W kącie zobaczył dziewczynę o kasztanowych włosach i dużych, niebieskich oczach. Poczuł drżenie w kolanach. Alicja podniosła wzrok i pomachała mu wesoło. Zaśmiał się, ale szybko zamilkł pod wpływem syknięcia bibliotekarki.
- Ups – mruknął.
- Bywa wkurzająca – pokiwała głową Breaks, robiąc mu miejsce obok siebie. - Gotowy na spotkanie z Wróżbiarstwem?
- Tak jakby – powiedział, marszcząc brwi. Odetchnął głęboko i wyjął z torby kilkusetstronicowy podręcznik. - Moja babcia mi go dała – wyjaśnił, widząc zdziwione spojrzenie koleżanki. - Ponoć szybciej się z niego uczy.
- Cóż, raczej całego dziś nie przerobimy. Mam dzisiaj wartę przy Ann.
- Jak się czuje? - zainteresował się Frank. Od wypadku nie zamienił z nią ani słowa.
- Och, świetnie – wyszczerzyła zęby. - Strasznie jej się nudzi. Potrzebuje towarzystwa, a my jesteśmy cały dzień na lekcjach. No, może oprócz Dorcas, ale ona gdzieś się podziewa. Czasami z nią siedzi, a po zajęciach jakoś się dzielimy.
Longbottom uniósł brwi. Nie sądził, że dziewczyny są aż tak blisko. Ich przyjaźń była porównywalna do przyjaźni jego i reszty Huncwotów.
- Może my kiedyś przyjdziemy? Chociaż nie, to mogłoby się źle skończyć – zaśmiał się.
- Dlaczego?
Alicja obserwowała go spojrzeniem niebieskich tęczówek.
- Chodzą pogłoski, że nas nie znosicie – odparł nonszalancko, wertując podręcznik.
- To nie pogłoski – Breaks odwdzięczyła się zadziornie.
Skończyli dyskusje i zaczęli zapisywać pergaminy notatkami. Frank zerknął ukradkiem na pochyłe pismo Alicji. Stawiała litery w zastraszająco szybkim tempie. Gdy on był w połowie akapitu, odłożyła pióro do kałamarza i uśmiechnęła się triumfalnie. Szybko skończył i spakował rzeczy do torby.
- Pani opiekunka wraca do akcji – zachichotała, gdy wyszli z biblioteki. - Mam nadzieję, że Ann ma dobry humor.
Na zewnątrz było już ciemno, więc korytarze rozświetlały świeczniki. Rzucały ciepłe światło na twarze dwójki Gryfonów. Po kilku minutach dotarli do wieży Gryffindoru, podali hasło i weszli przez dziurę w ścianie. Ogłuszyła ich muzyka i wrzask tłumu.
Ich oczom ukazała się chmara nastolatków od piątej klasy wzwyż. Z różdżki leżącej na kominku dudniła piosenka The Beatles. James Potter otworzył z hukiem Ognistą Whisky. Syriusz siedział w otoczeniu dziewczyn z szelmowskim uśmiechem. Palił papierosa, choć Frank nie zdziwiłby się, gdyby było to coś mocniejszego. Lily stała na schodach w towarzystwie Ann na schodach i mierzyła wzrokiem Pottera. Dorcas za to świetnie się bawiła, stojąc na niskim stole z butelką wódki i kołysząc się w takt muzyki. Zauważyła Alicję i uśmiechnęła się tym swoim tajemiczym uśmiechem.
- Ann chyba ma opiekę na dziś – wrzasnęła Breaks, próbując przekrzyczeć muzykę. - To ja idę się zabawić. Idziesz?
- Co? - krzyknął Frank.
- Chcesz potańczyć?
Alicję porwał tłum. Longbottom westchnął i podszedł do Remusa, mastrującego coś przy fajerwerkach.
- Z jakiej okazji ta impreza? - spytał Frank. Lupin wzruszył ramionami.
- Po co nam powód – wyszczerzył zęby. Podał przyjacielowi kieliszek. - Jak było?
Frank uniósł kciuk do góry. W tym momencie fajerwerki wystrzeliły i zaczęły latać po Pokoju Wspólnym. Huncwoci zaczarowali je, by nie wyrządziły szkody. Rozbłysły na czerwono i złoto, formując ryczącego lwa.
James uniósł whisky i zawył radośnie.
- Chcę wznieść toast za najpiękniejszą i najsłodszą osobę na tej ziemi! Proszę państwa, Lily Evans!
Rozległy się oklaski. Frank zauważył, jak Ruda marszczy brwi, odwraca się na pięcie i rusza do swojego dormitorium. Dorcas pobiegła za nią.

sobota, 10 września 2016

ANN


Kolejna przeczytana książka stanęła na półce. Laverty potarła dłonią czoło. Od dwóch tygodni nieustannie bolała ją głowa. Połknęła mugolską tabletkę, którą dała jej Lily i spojrzała na zegar. Długa przerwa zaraz się kończyła. Sprzątnęła pokój machnięciem różdżki, wzięła torbę z podręcznikami i poszła poszukać przyjaciółek.
Alicja czekała na nią na korytarzu. Jak zwykle uśmiechnęła się szeroko na jej widok i przywitała się. Tego dnia nie miały jeszcze okazji porozmawiać. Ann obiecała Hagridowi, że pomoże mu rano zrobić porządek w ogródku, więc wyszła, gdy dziewczyny jeszcze spały. Gdy spędzała czas na zewnątrz, czuła się dużo lepiej.
- Hej, jak się czujesz? - spytała Breaks. Blondynka wzruszyła ramionami.
- Tak sobie... Teraz zaklęcia?
Alicja kiwnęła głową. Ruszyły w stronę sali. W zamku było gorąco, przez okna wpadały promienie słoneczne upalnego poranka. Przyjaciółki rozmawiały swobodnie przez całą drogę na zajęcia. Ann zatęskniła za tym przez wakacje.
Weszły do klasy i zajęły swoje miejsca. Laverty usiadła obok Dorcas, która jakimś cudem trafiła dziś na zajęcia. Ann wyciągnęła czysty pergamin i pióro. Uśmiechnęła się do przyjaciółki. Jej głowę po raz kolejny przeszył ból.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Meadowes, widząc ściągnięte brwi blondynki. - Idź do skrzydła szpitalnego.
- Nic mi nie jest.
Do klasy przyszli Huncwoci. Jak zwykle mieli luźno zawiązane krawaty w czerwono-złote pasy i niedbale zarzucone szaty. Ann spojrzała na Remusa Lupina i otworzyła szeroko oczy. Przez jego policzek przebiegała czerwona szrama.
- Mówiłem mu, żeby szedł do skrzydła szpitalnego – rzucił James, widząc wzrok Gryfonów. - Miał nieprzyjemne starcie z Irytkiem.
Lupin wydawał się być zmęczony. Ledwo trzymał się na nogach.
- Chyba nie tylko ty masz kiepski dzień – szepnęła Lily, wzruszając ramionami. - Aczkolwiek mogli wymyślić lepszą historyjkę. A tak poza tym, Dor ma rację. Idź do pielęgniarki. Wyglądasz jakbyś przez całą noc pomagała skrzatom w kuchni.
Ann westchnęła i wstała w momencie, gdy do klasy wchodził nauczyciel. Wyminęła go, ignorując jego pytający wzrok i ruszyła przed siebie. Korytarze wiały pustką, jedynie szary kot chodził bezszelestnie po parapetach. Buty Laverty stukały rytmicznie o kamienną posadzkę. Przeszła przez kolejne drzwi i znalazła się w białej sali z kilkunastoma łóżkami. Kilka z nich otaczały parawany.
- Och, Ann, złotko, a co ty tu robisz? - oczom dziewczyny ukazała się kobieta w średnim wieku, ubrana w jasny fartuch. Brązowy kok i okulary w okrągłych oprawkach nadawały jej nieco surowego wyglądu, ale pielęgniarka miała wielkie serce.
- Dzień dobry, pani Elizabeth – przywitała się.
- Kiepsko wyglądasz – zauważyła kobieta, marszcząc brwi.
Ann uśmiechnęła się i przygryzła wargi.
- Ja właśnie w tej sprawie. Od kilku dni boli mnie głowa i jest mi niedobrze. To pewnie jakaś grypa.
- Albo zatrucie pokarmowe. Podejdź tu – pielęgniarka zaczęła oglądać Ann ze wszystkich stron. Uniosła brwi.
- Myślę, że to chwilowe. Gdyby ci się nie poprawiło, przyjdź za parę dni.
Laverty kiwnęła głową i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Ach,i powiedz Remusowi Lupinowi, żeby się do mnie zgłosił. Rozumiem, że to wszystko jest dla niego trudne, ale uciekanie ze szpitala to istna przesada!
Zniknęła w schowku z lekarstwami. Blondynka otworzyła lekko usta. Uciekanie ze szpitala. Co niby jest dla niego trudne?
Szybko wyszła ze skrzydła. Nie wracała na lekcje. Zamiast tego postanowiła odwiedzić Hagrida. Ciepłe powietrze uderzyło w jej twarz, a promienie słoneczne zmusiły ją do zmrużenia oczu. Szła dziedzińcem zamku, spoglądając na chmury. Nagle usłyszała jakiś dźwięk za plecami.
- Proszę, proszę, mała Gryfonka.
- Całkiem sama.
Ann odwróciła się gwałtownie i zobaczyła kilku Ślizgonów, uśmiechających się szyderczo. Na środku stała czarnowłosa dziewczyna z mocno podkreślonym oczami i bladą cerą. Zimne oczy przeszyły Laverty na wylot.
- Była w szpitalu. Ciekawe, co to się stało naszej koleżance, że musiała opuścić lekcje?
- Nie wiem, ale z chęcią wyślę ją tam z powrotem – ryknął śmiechem wysoki chłopak z ulizanymi włosami. Wyciągnął różdżkę i skierował w stronę blondynki. Wyszeptał jakieś zaklęcie i strumień białego światła uderzył w dziewczynę, powalając ją z nóg. Usłyszała przeraźliwy krzyk, tupanie i śmiech, przez mgłę widziała rudą postać, krzyczącą na czarnowłosego chłopaka.
- Módl się, żebyś przeżył ten rok, Snape – Lily była wściekła. Ktoś inny trzymał ją, żeby przypadkiem nie zabiła Ślizgona. Ktoś o brązowych włosach podbiegł do niej.
- Słabo mi – wymamrotała Ann, oddychając płytko.
- Już dobrze, już dobrze – powtarzała szybko Alicja. - Frank, pomóż mi!
Laverty zauważyła resztę Huncwotów i Dorcas biegnących za Ślizgonami. Longbottom puścił Lily, narażając Snape'a na przykre konsekwencje. Podniósł blondynkę i pobiegł w stronę zamku. Severus gdzieś zniknął.
Po raz drugi tego dnia oślepiło ją światło odbijające się od białych ścian szpitala. Pielęgniarka krzyknęła i wskazała łóżko.
- Niech pani powie, że nic jej nie będzie – poprosiła Lily, szybko oddychając. Rude włosy splątały się, tworząc na jej głowie kupę siana. W jej oczach czaił się strach.
- Nie teraz, dziecko – kobieta krzątała się wokół Ann.
- Niech pani powie! - Evans zaczynała tracić cierpliwość.
- Lepiej idźcie do Dumbledore'a, Lily. Myślę, że właśnie wasza koleżanka padła ofiarą zaplanowanego ataku i raczej nie będzie to ostatni.

***

Ann obudziła się i powoli otworzyła oczy. Przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło jej się przed chwilą. A może kilka dni temu? Straciła poczucie czasu. Budziła się kilka razy, ale nie była w stanie stwierdzić, jaka była data. Za każdym razem, gdy otwierała oczy, świat zaczynał się kręcić. Słyszała głosy jakby przez ścianę i od razu zasypiała. Tym razem jednak była w pełni świadoma.
Usiadła na łóżku i zauważyła Lily siedzącą na metalowym krześle.
- O Merlinie – wydusiła Ruda. - Obudziłaś się, dzięki Bogu!
Rzuciła się na przyjaciółkę, prawie łamiąc jej żebra. Ann jęknęła.
- Wszyscy tak się ucieszą!
Laverty przetarła oczy. Poczuła bijący od niej zapach potu. Przed jakikikolwiek odwiedzinami musiała się wykąpać.
- Jak długo spałam?
Lily odwróciła wzrok. Zaczęła bawić się kawałkiem prześcieradła.
- Ruda?
- Tydzień – szepnęła. - Sporo się wydarzyło.
Ann nie wiedziała co powiedzieć. Spała przez tydzień. Prawdopodobnie cała szkoła wiedziała już, co się stało. Dziewczyna przeczesała dłonią jasne włosy i pokręciła głową.
- Nieważne. Nie wiesz, kiedy mogę wyjść?
- Pielęgniarka powiedziała, że gdy się obudzisz i będziesz dobrze się czuła, wrócisz do dormitorium, ale myślę, że jeszcze nie puszczą cię na lekcje.
Lily zachowywała się dziwnie. Coś wiedziała i nie chciała powiedzieć o tym Ann. Siedziały przez dłuższą chwilę w milczeniu, aż Laverty nie wytrzymała.
- Dobra, mów co się dzieje.
Evans zrobiła zmieszaną minę i przygryzła dolną wargę tak mocno, że pojawiła się na niej krew. Denerwowała się coraz bardziej. Ann widziała, że jest zmęczona, ale nie lubiła, gdy ukrywano coś na jej temat. W końcu przyjaciółka się przełamała.
- Ci Ślizgoni uciekli. Nie wiadomo, gdzie są. Znaleźli tylko Snape'a, zresztą nie ukrywał się. Dumbledore chciał go przesłuchać, ale nic nie mówił. Jest zawieszony i cały czas mają go na oku. Krążą plotki o jakimś czarnoksiężniku, ale nikt nie wymawia jego imienia.
Ann była zszokowana. Przypomniała sobie słowa pielęgniarki o zaplanowanym ataku. Była na celowniku odkąd wróciła do szkoły i nie jako jedyna.
- Coś jeszcze?
Lily kiwnęła głową.
- Te bóle głowy i mdłości... Na początku to nie było nic takiego, ale oni użyli jakiegoś zaklęcia, nie wiem... - Evans mówiła coraz szybciej. - Jesteś chora, Annie. Jeśli nie będziesz uważać, będzie coraz gorzej. Pielęgniarka mówiła coś o utratach przytomności...
Serce blondynki biło coraz szybciej. Jej cały wewnętrzny świat się zawalił. Chora... Utraty przytomności. Ból. Zaklęcie. Te myśli uderzały w nią jak pociski. Po policzku spłynęła łza. Ruda objęła ją ramieniem.
- Boję się, Lily.