sobota, 10 września 2016

ANN


Kolejna przeczytana książka stanęła na półce. Laverty potarła dłonią czoło. Od dwóch tygodni nieustannie bolała ją głowa. Połknęła mugolską tabletkę, którą dała jej Lily i spojrzała na zegar. Długa przerwa zaraz się kończyła. Sprzątnęła pokój machnięciem różdżki, wzięła torbę z podręcznikami i poszła poszukać przyjaciółek.
Alicja czekała na nią na korytarzu. Jak zwykle uśmiechnęła się szeroko na jej widok i przywitała się. Tego dnia nie miały jeszcze okazji porozmawiać. Ann obiecała Hagridowi, że pomoże mu rano zrobić porządek w ogródku, więc wyszła, gdy dziewczyny jeszcze spały. Gdy spędzała czas na zewnątrz, czuła się dużo lepiej.
- Hej, jak się czujesz? - spytała Breaks. Blondynka wzruszyła ramionami.
- Tak sobie... Teraz zaklęcia?
Alicja kiwnęła głową. Ruszyły w stronę sali. W zamku było gorąco, przez okna wpadały promienie słoneczne upalnego poranka. Przyjaciółki rozmawiały swobodnie przez całą drogę na zajęcia. Ann zatęskniła za tym przez wakacje.
Weszły do klasy i zajęły swoje miejsca. Laverty usiadła obok Dorcas, która jakimś cudem trafiła dziś na zajęcia. Ann wyciągnęła czysty pergamin i pióro. Uśmiechnęła się do przyjaciółki. Jej głowę po raz kolejny przeszył ból.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Meadowes, widząc ściągnięte brwi blondynki. - Idź do skrzydła szpitalnego.
- Nic mi nie jest.
Do klasy przyszli Huncwoci. Jak zwykle mieli luźno zawiązane krawaty w czerwono-złote pasy i niedbale zarzucone szaty. Ann spojrzała na Remusa Lupina i otworzyła szeroko oczy. Przez jego policzek przebiegała czerwona szrama.
- Mówiłem mu, żeby szedł do skrzydła szpitalnego – rzucił James, widząc wzrok Gryfonów. - Miał nieprzyjemne starcie z Irytkiem.
Lupin wydawał się być zmęczony. Ledwo trzymał się na nogach.
- Chyba nie tylko ty masz kiepski dzień – szepnęła Lily, wzruszając ramionami. - Aczkolwiek mogli wymyślić lepszą historyjkę. A tak poza tym, Dor ma rację. Idź do pielęgniarki. Wyglądasz jakbyś przez całą noc pomagała skrzatom w kuchni.
Ann westchnęła i wstała w momencie, gdy do klasy wchodził nauczyciel. Wyminęła go, ignorując jego pytający wzrok i ruszyła przed siebie. Korytarze wiały pustką, jedynie szary kot chodził bezszelestnie po parapetach. Buty Laverty stukały rytmicznie o kamienną posadzkę. Przeszła przez kolejne drzwi i znalazła się w białej sali z kilkunastoma łóżkami. Kilka z nich otaczały parawany.
- Och, Ann, złotko, a co ty tu robisz? - oczom dziewczyny ukazała się kobieta w średnim wieku, ubrana w jasny fartuch. Brązowy kok i okulary w okrągłych oprawkach nadawały jej nieco surowego wyglądu, ale pielęgniarka miała wielkie serce.
- Dzień dobry, pani Elizabeth – przywitała się.
- Kiepsko wyglądasz – zauważyła kobieta, marszcząc brwi.
Ann uśmiechnęła się i przygryzła wargi.
- Ja właśnie w tej sprawie. Od kilku dni boli mnie głowa i jest mi niedobrze. To pewnie jakaś grypa.
- Albo zatrucie pokarmowe. Podejdź tu – pielęgniarka zaczęła oglądać Ann ze wszystkich stron. Uniosła brwi.
- Myślę, że to chwilowe. Gdyby ci się nie poprawiło, przyjdź za parę dni.
Laverty kiwnęła głową i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Ach,i powiedz Remusowi Lupinowi, żeby się do mnie zgłosił. Rozumiem, że to wszystko jest dla niego trudne, ale uciekanie ze szpitala to istna przesada!
Zniknęła w schowku z lekarstwami. Blondynka otworzyła lekko usta. Uciekanie ze szpitala. Co niby jest dla niego trudne?
Szybko wyszła ze skrzydła. Nie wracała na lekcje. Zamiast tego postanowiła odwiedzić Hagrida. Ciepłe powietrze uderzyło w jej twarz, a promienie słoneczne zmusiły ją do zmrużenia oczu. Szła dziedzińcem zamku, spoglądając na chmury. Nagle usłyszała jakiś dźwięk za plecami.
- Proszę, proszę, mała Gryfonka.
- Całkiem sama.
Ann odwróciła się gwałtownie i zobaczyła kilku Ślizgonów, uśmiechających się szyderczo. Na środku stała czarnowłosa dziewczyna z mocno podkreślonym oczami i bladą cerą. Zimne oczy przeszyły Laverty na wylot.
- Była w szpitalu. Ciekawe, co to się stało naszej koleżance, że musiała opuścić lekcje?
- Nie wiem, ale z chęcią wyślę ją tam z powrotem – ryknął śmiechem wysoki chłopak z ulizanymi włosami. Wyciągnął różdżkę i skierował w stronę blondynki. Wyszeptał jakieś zaklęcie i strumień białego światła uderzył w dziewczynę, powalając ją z nóg. Usłyszała przeraźliwy krzyk, tupanie i śmiech, przez mgłę widziała rudą postać, krzyczącą na czarnowłosego chłopaka.
- Módl się, żebyś przeżył ten rok, Snape – Lily była wściekła. Ktoś inny trzymał ją, żeby przypadkiem nie zabiła Ślizgona. Ktoś o brązowych włosach podbiegł do niej.
- Słabo mi – wymamrotała Ann, oddychając płytko.
- Już dobrze, już dobrze – powtarzała szybko Alicja. - Frank, pomóż mi!
Laverty zauważyła resztę Huncwotów i Dorcas biegnących za Ślizgonami. Longbottom puścił Lily, narażając Snape'a na przykre konsekwencje. Podniósł blondynkę i pobiegł w stronę zamku. Severus gdzieś zniknął.
Po raz drugi tego dnia oślepiło ją światło odbijające się od białych ścian szpitala. Pielęgniarka krzyknęła i wskazała łóżko.
- Niech pani powie, że nic jej nie będzie – poprosiła Lily, szybko oddychając. Rude włosy splątały się, tworząc na jej głowie kupę siana. W jej oczach czaił się strach.
- Nie teraz, dziecko – kobieta krzątała się wokół Ann.
- Niech pani powie! - Evans zaczynała tracić cierpliwość.
- Lepiej idźcie do Dumbledore'a, Lily. Myślę, że właśnie wasza koleżanka padła ofiarą zaplanowanego ataku i raczej nie będzie to ostatni.

***

Ann obudziła się i powoli otworzyła oczy. Przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło jej się przed chwilą. A może kilka dni temu? Straciła poczucie czasu. Budziła się kilka razy, ale nie była w stanie stwierdzić, jaka była data. Za każdym razem, gdy otwierała oczy, świat zaczynał się kręcić. Słyszała głosy jakby przez ścianę i od razu zasypiała. Tym razem jednak była w pełni świadoma.
Usiadła na łóżku i zauważyła Lily siedzącą na metalowym krześle.
- O Merlinie – wydusiła Ruda. - Obudziłaś się, dzięki Bogu!
Rzuciła się na przyjaciółkę, prawie łamiąc jej żebra. Ann jęknęła.
- Wszyscy tak się ucieszą!
Laverty przetarła oczy. Poczuła bijący od niej zapach potu. Przed jakikikolwiek odwiedzinami musiała się wykąpać.
- Jak długo spałam?
Lily odwróciła wzrok. Zaczęła bawić się kawałkiem prześcieradła.
- Ruda?
- Tydzień – szepnęła. - Sporo się wydarzyło.
Ann nie wiedziała co powiedzieć. Spała przez tydzień. Prawdopodobnie cała szkoła wiedziała już, co się stało. Dziewczyna przeczesała dłonią jasne włosy i pokręciła głową.
- Nieważne. Nie wiesz, kiedy mogę wyjść?
- Pielęgniarka powiedziała, że gdy się obudzisz i będziesz dobrze się czuła, wrócisz do dormitorium, ale myślę, że jeszcze nie puszczą cię na lekcje.
Lily zachowywała się dziwnie. Coś wiedziała i nie chciała powiedzieć o tym Ann. Siedziały przez dłuższą chwilę w milczeniu, aż Laverty nie wytrzymała.
- Dobra, mów co się dzieje.
Evans zrobiła zmieszaną minę i przygryzła dolną wargę tak mocno, że pojawiła się na niej krew. Denerwowała się coraz bardziej. Ann widziała, że jest zmęczona, ale nie lubiła, gdy ukrywano coś na jej temat. W końcu przyjaciółka się przełamała.
- Ci Ślizgoni uciekli. Nie wiadomo, gdzie są. Znaleźli tylko Snape'a, zresztą nie ukrywał się. Dumbledore chciał go przesłuchać, ale nic nie mówił. Jest zawieszony i cały czas mają go na oku. Krążą plotki o jakimś czarnoksiężniku, ale nikt nie wymawia jego imienia.
Ann była zszokowana. Przypomniała sobie słowa pielęgniarki o zaplanowanym ataku. Była na celowniku odkąd wróciła do szkoły i nie jako jedyna.
- Coś jeszcze?
Lily kiwnęła głową.
- Te bóle głowy i mdłości... Na początku to nie było nic takiego, ale oni użyli jakiegoś zaklęcia, nie wiem... - Evans mówiła coraz szybciej. - Jesteś chora, Annie. Jeśli nie będziesz uważać, będzie coraz gorzej. Pielęgniarka mówiła coś o utratach przytomności...
Serce blondynki biło coraz szybciej. Jej cały wewnętrzny świat się zawalił. Chora... Utraty przytomności. Ból. Zaklęcie. Te myśli uderzały w nią jak pociski. Po policzku spłynęła łza. Ruda objęła ją ramieniem.
- Boję się, Lily.

1 komentarz:

  1. Co tu dużo mówić, zakochałam się w tym opowiadaniu. Jest świetne. Zobaczymy co dalej. Czekam na next. ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń