Kolejna
przeczytana książka stanęła na półce. Laverty potarła dłonią
czoło. Od dwóch tygodni nieustannie bolała ją głowa. Połknęła
mugolską tabletkę, którą dała jej Lily i spojrzała na zegar.
Długa przerwa zaraz się kończyła. Sprzątnęła pokój
machnięciem różdżki, wzięła torbę z podręcznikami i poszła
poszukać przyjaciółek.
Alicja
czekała na nią na korytarzu. Jak zwykle uśmiechnęła się szeroko
na jej widok i przywitała się. Tego dnia nie miały jeszcze okazji
porozmawiać. Ann obiecała Hagridowi, że pomoże mu rano zrobić
porządek w ogródku, więc wyszła, gdy dziewczyny jeszcze spały.
Gdy spędzała czas na zewnątrz, czuła się dużo lepiej.
- Hej,
jak się czujesz? - spytała Breaks. Blondynka wzruszyła ramionami.
- Tak
sobie... Teraz zaklęcia?
Alicja
kiwnęła głową. Ruszyły w stronę sali. W zamku było gorąco,
przez okna wpadały promienie słoneczne upalnego poranka.
Przyjaciółki rozmawiały swobodnie przez całą drogę na zajęcia.
Ann zatęskniła za tym przez wakacje.
Weszły
do klasy i zajęły swoje miejsca. Laverty usiadła obok Dorcas,
która jakimś cudem trafiła dziś na zajęcia. Ann wyciągnęła
czysty pergamin i pióro. Uśmiechnęła się do przyjaciółki. Jej
głowę po raz kolejny przeszył ból.
-
Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Meadowes, widząc
ściągnięte brwi blondynki. - Idź do skrzydła szpitalnego.
- Nic
mi nie jest.
Do
klasy przyszli Huncwoci. Jak zwykle mieli luźno zawiązane krawaty w
czerwono-złote pasy i niedbale zarzucone szaty. Ann spojrzała na
Remusa Lupina i otworzyła szeroko oczy. Przez jego policzek
przebiegała czerwona szrama.
-
Mówiłem mu, żeby szedł do skrzydła szpitalnego – rzucił
James, widząc wzrok Gryfonów. - Miał nieprzyjemne starcie z
Irytkiem.
Lupin
wydawał się być zmęczony. Ledwo trzymał się na nogach.
- Chyba
nie tylko ty masz kiepski dzień – szepnęła Lily, wzruszając
ramionami. - Aczkolwiek mogli wymyślić lepszą historyjkę. A tak
poza tym, Dor ma rację. Idź do pielęgniarki. Wyglądasz jakbyś
przez całą noc pomagała skrzatom w kuchni.
Ann
westchnęła i wstała w momencie, gdy do klasy wchodził nauczyciel.
Wyminęła go, ignorując jego pytający wzrok i ruszyła przed
siebie. Korytarze wiały pustką, jedynie szary kot chodził
bezszelestnie po parapetach. Buty Laverty stukały rytmicznie o
kamienną posadzkę. Przeszła przez kolejne drzwi i znalazła się w
białej sali z kilkunastoma łóżkami. Kilka z nich otaczały
parawany.
- Och,
Ann, złotko, a co ty tu robisz? - oczom dziewczyny ukazała się
kobieta w średnim wieku, ubrana w jasny fartuch. Brązowy kok i
okulary w okrągłych oprawkach nadawały jej nieco surowego wyglądu,
ale pielęgniarka miała wielkie serce.
- Dzień
dobry, pani Elizabeth – przywitała się.
-
Kiepsko wyglądasz – zauważyła kobieta, marszcząc brwi.
Ann
uśmiechnęła się i przygryzła wargi.
- Ja
właśnie w tej sprawie. Od kilku dni boli mnie głowa i jest mi
niedobrze. To pewnie jakaś grypa.
- Albo
zatrucie pokarmowe. Podejdź tu – pielęgniarka zaczęła oglądać
Ann ze wszystkich stron. Uniosła brwi.
-
Myślę, że to chwilowe. Gdyby ci się nie poprawiło, przyjdź za
parę dni.
Laverty
kiwnęła głową i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Ach,i
powiedz Remusowi Lupinowi, żeby się do mnie zgłosił. Rozumiem, że
to wszystko jest dla niego trudne, ale uciekanie ze szpitala to istna
przesada!
Zniknęła
w schowku z lekarstwami. Blondynka otworzyła lekko usta. Uciekanie
ze szpitala. Co niby jest dla niego trudne?
Szybko
wyszła ze skrzydła. Nie wracała na lekcje. Zamiast tego
postanowiła odwiedzić Hagrida. Ciepłe powietrze uderzyło w jej
twarz, a promienie słoneczne zmusiły ją do zmrużenia oczu. Szła
dziedzińcem zamku, spoglądając na chmury. Nagle usłyszała jakiś
dźwięk za plecami.
-
Proszę, proszę, mała Gryfonka.
-
Całkiem sama.
Ann
odwróciła się gwałtownie i zobaczyła kilku Ślizgonów,
uśmiechających się szyderczo. Na środku stała czarnowłosa
dziewczyna z mocno podkreślonym oczami i bladą cerą. Zimne oczy
przeszyły Laverty na wylot.
- Była
w szpitalu. Ciekawe, co to się stało naszej koleżance, że musiała
opuścić lekcje?
- Nie
wiem, ale z chęcią wyślę ją tam z powrotem – ryknął śmiechem
wysoki chłopak z ulizanymi włosami. Wyciągnął różdżkę i
skierował w stronę blondynki. Wyszeptał jakieś zaklęcie i
strumień białego światła uderzył w dziewczynę, powalając ją z
nóg. Usłyszała przeraźliwy krzyk, tupanie i śmiech, przez mgłę
widziała rudą postać, krzyczącą na czarnowłosego chłopaka.
- Módl
się, żebyś przeżył ten rok, Snape – Lily była wściekła.
Ktoś inny trzymał ją, żeby przypadkiem nie zabiła Ślizgona.
Ktoś o brązowych włosach podbiegł do niej.
- Słabo
mi – wymamrotała Ann, oddychając płytko.
- Już
dobrze, już dobrze – powtarzała szybko Alicja. - Frank, pomóż
mi!
Laverty
zauważyła resztę Huncwotów i Dorcas biegnących za Ślizgonami.
Longbottom puścił Lily, narażając Snape'a na przykre
konsekwencje. Podniósł blondynkę i pobiegł w stronę zamku.
Severus gdzieś zniknął.
Po raz
drugi tego dnia oślepiło ją światło odbijające się od białych
ścian szpitala. Pielęgniarka krzyknęła i wskazała łóżko.
- Niech
pani powie, że nic jej nie będzie – poprosiła Lily, szybko
oddychając. Rude włosy splątały się, tworząc na jej głowie
kupę siana. W jej oczach czaił się strach.
- Nie
teraz, dziecko – kobieta krzątała się wokół Ann.
- Niech
pani powie! - Evans zaczynała tracić cierpliwość.
-
Lepiej idźcie do Dumbledore'a, Lily. Myślę, że właśnie wasza
koleżanka padła ofiarą zaplanowanego ataku i raczej nie będzie to
ostatni.
***
Ann
obudziła się i powoli otworzyła oczy. Przypomniała sobie
wszystko, co wydarzyło jej się przed chwilą. A może kilka dni
temu? Straciła poczucie czasu. Budziła się kilka razy, ale nie
była w stanie stwierdzić, jaka była data. Za każdym razem, gdy
otwierała oczy, świat zaczynał się kręcić. Słyszała głosy
jakby przez ścianę i od razu zasypiała. Tym razem jednak była w
pełni świadoma.
Usiadła
na łóżku i zauważyła Lily siedzącą na metalowym krześle.
- O
Merlinie – wydusiła Ruda. - Obudziłaś się, dzięki Bogu!
Rzuciła
się na przyjaciółkę, prawie łamiąc jej żebra. Ann jęknęła.
-
Wszyscy tak się ucieszą!
Laverty
przetarła oczy. Poczuła bijący od niej zapach potu. Przed
jakikikolwiek odwiedzinami musiała się wykąpać.
- Jak
długo spałam?
Lily
odwróciła wzrok. Zaczęła bawić się kawałkiem prześcieradła.
- Ruda?
-
Tydzień – szepnęła. - Sporo się wydarzyło.
Ann nie
wiedziała co powiedzieć. Spała przez tydzień. Prawdopodobnie cała
szkoła wiedziała już, co się stało. Dziewczyna przeczesała
dłonią jasne włosy i pokręciła głową.
-
Nieważne. Nie wiesz, kiedy mogę wyjść?
-
Pielęgniarka powiedziała, że gdy się obudzisz i będziesz dobrze
się czuła, wrócisz do dormitorium, ale myślę, że jeszcze nie
puszczą cię na lekcje.
Lily
zachowywała się dziwnie. Coś wiedziała i nie chciała powiedzieć
o tym Ann. Siedziały przez dłuższą chwilę w milczeniu, aż
Laverty nie wytrzymała.
-
Dobra, mów co się dzieje.
Evans
zrobiła zmieszaną minę i przygryzła dolną wargę tak mocno, że
pojawiła się na niej krew. Denerwowała się coraz bardziej. Ann
widziała, że jest zmęczona, ale nie lubiła, gdy ukrywano coś na
jej temat. W końcu przyjaciółka się przełamała.
- Ci
Ślizgoni uciekli. Nie wiadomo, gdzie są. Znaleźli tylko Snape'a,
zresztą nie ukrywał się. Dumbledore chciał go przesłuchać, ale
nic nie mówił. Jest zawieszony i cały czas mają go na oku. Krążą
plotki o jakimś czarnoksiężniku, ale nikt nie wymawia jego
imienia.
Ann
była zszokowana. Przypomniała sobie słowa pielęgniarki o
zaplanowanym ataku. Była na celowniku odkąd wróciła do szkoły i
nie jako jedyna.
- Coś
jeszcze?
Lily
kiwnęła głową.
- Te
bóle głowy i mdłości... Na początku to nie było nic takiego,
ale oni użyli jakiegoś zaklęcia, nie wiem... - Evans mówiła
coraz szybciej. - Jesteś chora, Annie. Jeśli nie będziesz uważać,
będzie coraz gorzej. Pielęgniarka mówiła coś o utratach
przytomności...
Serce
blondynki biło coraz szybciej. Jej cały wewnętrzny świat się
zawalił. Chora... Utraty przytomności. Ból. Zaklęcie. Te myśli
uderzały w nią jak pociski. Po policzku spłynęła łza. Ruda
objęła ją ramieniem.
- Boję
się, Lily.
Co tu dużo mówić, zakochałam się w tym opowiadaniu. Jest świetne. Zobaczymy co dalej. Czekam na next. ~Dorcas
OdpowiedzUsuń