czwartek, 6 października 2016

JAMES


James Potter wiedział, że spieprzył sprawę.
A wszystko przez te pigułki od Dorcas. Namieszały mu w głowie.
Riley była na niego wściekła. Ale nie to go bolało najbardziej. Widział jej smutek i był zły na siebie, że to przez niego.
Teraz siedział naprzeciw niej w dormitorium. Nie odzywała się do niego. Ignorowała po całości.
- Riley, mówiłem ci, nie wiedziałem, co gadam! Przepraszam.
Nic.
- Słuchaj, wynagrodzę ci to.
Nic.
- Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli. Nie kocham Lily. Tylko i wyłącznie ciebie, jasne?
To podziałało.
- Masz konsekwencje tych swoich tabletek. Co ci do łba strzeliło? Narkotyki? Myślałam, że jesteś dojrzalszy.
Dziewczyna wstała i wyszła, zostawiając go sam na sam ze swoimi myślami. Nic nie czuł do tej rudej wiewiórki. Skończył z nią. Wiedział, co o nim myśli i to mu wystarczyło. Tylko że do Riley to nie dochodziło.
Wybiegł za nią. Dogonił na korytarzu i złapał za ramię tak mocno, że nie mogła się wyrwać. Odgarnął włosy i pocałował.
Odsunęła się powoli i pokręciła głową.
- James, przestań. Przestań oszukiwać siebie i mnie. Nic się nie zmieniło. Ja nie jestem Lily Evans. Nie zamierzam być jakimś pocieszeniem.
Chłopak stanął jak wryty. Po raz pierwszy ktoś z nim zerwał. I po raz pierwszy ktoś, na kim mu zależało. Spojrzał w orzechowe oczy dziewczyny, jasnobrązowe włosy i drobny nosek. Chciało mu się płakać, ale uznał, że nie będzie się rozklejał. Zobaczył rozczarowanie malujące się na twarzy Riley.
Nie mógł tego znieść.
Odwrócił się i szybkim krokiem odszedł do wieży Gryffindoru. Wszedł do dormitorium i kopnął w krzesło. Zrzucił jednym ruchem książki i papiery ze stolika, dając upust złości. Nie zauważył Syriusza, który stojąc w drzwiach, uważnie obserwował przyjaciela.
- Nie masz ochoty na spacer czy coś?
James kiwnął głową. Po chwili byli już na błoniach i kierowali się do Zakazanego Lasu. Gdy byli wystarczająco daleko, by nikt z zamku ich nie zobaczył, zmienili się w zwierzęta. Na miejscu Pottera stanął potężny jeleń, Syriusz przeobraził się w czarnego wilczura.
Wbiegli do lasu. Przez drzewa prawie nie przebijało się światło, ale chłopcy wiedzieli, że to miejsce skrywa nie tylko straszne rzeczy. Kilkanaście minut później pojawiła się trawa, a na niej rosa odbijająca promienie słoneczne tańczące na konarach.
James uwielbiał być w ciele zwierzęcia. Nie kierowały nim wtedy uczucia i emocje, ale instynkt. Nie czuł smutku i bólu. Miał gdzieś cel i musiał go zdobyć. Tylko to się liczyło.
Jego kopyta stukały rytmicznie o podłoże. Schylił głowę, by nie zahaczyć porożem o gałąź i przeskoczył przez gruby pień. Kątem oka dostrzegł Syriusza. Czarny wilczur zawył w trakcie biegu i popędził przed siebie. Wylądowali na niewielkiej polanie, przez którą przebiegał wąski strumyk. Huncwoci uwielbiali przesiadywać tam całe dnie, szczególnie w lecie.
Jeleń na powrót przeobraziły się w ludzi. James poprawił okulary i zaśmiał się, widząc tarzającego się psa. Po chwili Syriusz stał obok niego, strzepując z kraciastej koszuli trawę.
Usiedli na kamieniach przy strumyku.
- Mógłbyś zawsze być psem, Łapo.
Black wzruszył ramionami.
- Nie wytrzymałbym z pchłami na co dzień – stwierdził. - To co, rozumiem, że wracasz do gry o Evans?
James posłał mu mordercze spojrzenie.
- Spieprzyłem wszystko, Syriusz. Dosłownie.
Łapa machnął ręką.
- Spójrz na mnie, Rogacz! Ja ciągle wszystko pieprzę. Najpierw rodzinę. Potem życie woźnego. Wszystkich dziewczyn w Hogwarcie. W końcu spieprzę coś o wiele ważniejszego, bo mam do tego talent. Ale żyję i mam się dobrze. To tylko dziewczyna... Nie pierwsza i nie ostatnia. Przeżywasz tak przez tą kłótnię przed wakacjami.
James wiedział, że przyjaciel ma rację. Teraz, gdy ochłonął, wiedział, że tak naprawdę nie czuje się tak źle jak myślał.
Długie włosy Syriusza powiewały na wietrze. Nagle chłopak odwrócił się gwałtownie.
- Słyszałeś?
Potter ściągnął brwi.
- Co?
W oddali rozbrzmiewał śmiech. Powoli podeszli na skraj polany i ukryli się za gęstym krzakiem.
James znał ten głos. Spojrzał na Syriusza. Black patrzył z lekkim zdziwieniem i satysfakcją.
Dorcas szła w towarzystwie jakichś nastolatków. Paliła i lekko się chwiejąc, szła przez Zakazany Las. Jej towarzysze byli w podobnym stanie.
- Nigdy jej nie poznam, tak? - mruknął Łapa, gdy oddaliła się na tyle, by go nie usłyszeć. Zresztą, i tak niewiele by do niej dotarło. - James, jak to jest, że dziewczyna zrywa z tobą, bo raz połknąłeś jakieś tabletki, a Dor dzień w dzień łazi naćpana po Zakazanym Lesie i nic – uśmiechnął się.
- Chcesz za nią iść?
- Nie, tyle mi na dziś wystarczy – wyszczerzył zęby.
Potter widział iskierkę zainteresowania w oczach Łapy, ale kiwnął tylko głową. Rozumiał fascynację osobą Meadowes. Była tak nieosiągalna w porównaniu do innych dziewczyn, że Syriusz traktował ją jako wyzwanie. A Black uwielbiał wyzwania.