niedziela, 8 stycznia 2017

SYRIUSZ


- Zaklęcie zwiększająco- zmniejszające ma na celu... - Syriusz nawet już nie słuchał. Położył głowę na ławce i przymknął oczy. Wczorajsze cukierkowe spotkanie przerodziło się w imprezę do późna i większość Gryfonów miała problem ze skupieniem się. Może oprócz Alicji i Franka, którzy zmyli się na spacer i opuścili alkoholowe szaleństwo. Siedzący obok Syriusza James ściągnął okulary i przecierał oczy, a Lupin myślał nad sensem życia dwie ławki dalej. - Jego główne zastosowania to...
Gdy Black otworzył oczy, wszyscy pakowali już książki i pergaminy. Przyjaciele poczekali na niego przy wyjściu i razem ruszyli na następne zaklęcia.
- Nie mam pojęcia, co my właściwie wczoraj robiliśmy – mruknął chłopak, idąc pośrodku.
- I niech tak zostanie – skwitował Remus, poprawiając blond włosy. - Szczególnie, że znalazłem Glizdogona w wannie dzisiaj rano, kompletnie mokrego i z niebieskimi włosami. Najgorsze, że prawdopodobnie sam to sobie zrobił.
James uniósł brwi ze wzrokiem znawcy. Jego włosy były bardziej potargane niż zwykle.
- Ponoć przez cały wieczór udawałem psychologa i cała nasza trójka ma depresję. Wypisałem nam leki, ale boję się, że nie przyjmą tej recepty – wymamrotał cicho okularnik. Po chwili wzruszył ramionami. - No nic, czas na Wróżbiarstwo, znów dowiemy się, kiedy umrze moje nawet niezaplanowane dziecko.
Weszli do sali i zajęli miejsca w wygodnych fotelach. Wszędzie wisiały zasłony i koce, a dywanami były wyłożone nawet parapety. W powietrzu roznosiła się woń kadzideł. Młoda nauczycielka siedziała przy oknie i z rozmarzeniem wpatrywała się w szklaną kulę. Miała mocno kręcone, rude włosy, ogromne okulary na nosie i szczurzą twarz. Była chuda, jednak nie widać tego było przez ogromną ilość materiałów o różnych wzorach, którymi była obwieszona.
- Och, tak, już zapomniałam, że mamy dzisiaj zajęcia – wyszeptała. Syriusz zmarszczył brwi.
- Od czterech lat powtarzam wam, że jest opętana. Mamy wróżbiarstwo w poniedziałki od czterech lat.
- Siadajcieeee – powiedziała nauczycielka z uniesieniem w głosie, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy już zajęli miejsca. - Och, Dorcas! Te twoje kadzidełka są niesamowite!
Meadowes odwróciła wzrok i westchnęła.
- Niech będzie.
Syriusz zaśmiał się cicho. Popatrzył jak dziewczyna bierze do ręki drewnianą tablicę z horoskopem i mówi coś do Lily. Spojrzał na swoją tablicę.
- A więc, Rogacz... Wychodzi mi na to, że... - zmarszczył brwi. - Jak ja nienawidzę tego przedmiotu. Nie wiem, co, do cholery, oznaczają te gwiazdozbiory, ale według książki w tym miesiącu spotka cię dużo wesołych rzeczy i poznasz wiele ciekawych osób.
James klasnął w dłonie.
- Nareszcie jakaś odmiana! - ucieszył się, jednak zaraz podbiegła do niego nauczycielka i wyrwała chłopcom horoskop.
- Potter, Potter... Ach, tu jest! - Wpatrzyła się w tablicę i zrobiła smutną minę. - Przykro mi, ale wszystko wskazuje na to, że twój syn zginie w wieku 13 lat...
- Ja nawet nie mam syna! Ani nie będę go miał w najbliższej przyszłości!
- Jeśli chcesz rozmawiać o swojej seksualności, panie Potter, to nie na moich lekcjach!
James westchnął z rezygnacją i zaczął bawić się okularami, nie poświęcając więcej uwagi zajęciom. Black poklepał go po ramieniu i zaczął przeglądać książkę. Gdy zadzwonił dzwonek, szybko zerwał się ze swojego miejsca.
- Chodźcie, w końcu w miarę normalna lekcja – powiedział, mając na myśli Opiekę nad magicznymi stworzeniami, którą tymczasowo prowadził gajowy Hagrid, przyjaciel Huncwotów. Chłopcy wybiegli z klasy, popychając się i śmiejąc. Ruszyli na błonia, gdzie czekał nauczyciel. Widać go było z daleka, co nie stwarzało większych problemów, gdyż miał ponad 3 metry wzrostu. W ręce trzymał dużą klatkę. Uczniowie zgromadzili się wokół niego.
- Witam, Gryfoni! - zagrzmiał. - Dzisiaj ładna pogoda, to se pomyślałem, że możemy porobić co nico na polu. W tej klatce mam kilka Niuchaczy. Urocze stworzenia, ale mają nosa do błyskotek, cholibka. Pójdzie jeden na parę. Dobierzcie się szybko i po kolei!
Syriusz kiwnął do Jamesa, który wyszczerzył zęby w odpowiedzi. Łapa stanął w kolejce i zobaczył jak Hagrid wyciąga z klatki sporego kreta z długim ryjkiem i podaje go Dorcas. Chwilę potem dostał swojego.
- Poznaj nasze dziecko, Jamie – mruknął, głaskając czarne futerko.
- Słuchajcie mnie teraz! Na błoniach są ukryte monety. Macie je znaleźć z ich pomocą, tylko nie pozwólcie dostać im się do zamku, bo wszystko popsują, cholibka. Kto znajdzie najwięcej, będzie mógł zachować monety. Nie są prawdziwe co prawda, ale to żetony do Sklepu Zonka, więc zawsze coś tam można wyhandlować. No, do roboty! - zagonił ich gajowy.
Syriusz z rozbawieniem patrzył na naburmuszoną minę Dorcas, która jak zwykle miała na sobie dużo biżuterii i Niuchacz lgnął do niej z każdym jej ruchem. Popędził za Jamesem, który bardzo zaangażował się w zajęcia i biegał po krzakach z kretopodobnym stworzonkiem. Okularnik uwielbiał zakupy u Zonka. Do jego mundurka poprzyczepiało się pełno gałęzi.
Black trzymał monety w dłoniach, kiedy Hagrid ogłosił koniec zabawy. Przyznał zwycięstwo uradowanemu Jamesowi i wszyscy udali się na lunch. Huncwoci dosiedli się do Lily, Dorcas, Ann i Alicji, co dziewczyny skomentowały wymianą spojrzeń.
- No tak, jak zwykle nie jesteśmy tu mile widziani – mruknął Syriusz.
- Dziwisz się? - Dorcas spojrzała na niego wyzywająco.
- Tak – powiedział chłopak. - Weźcie, to ostatni rok, chyba możemy chociaż normalnie pogadać, prawda?
- O ile nie będzie to rozmowa o tych blondynach, o waszych idiotycznych pomysłach, o nas, o waszych osiągnięciach, ogólnie rzecz biorąc, o wszystkim, co jest w was odrażające, to jasne – odparła Lily.
- Masz makaron we włosach, nie możemy brać cię na poważnie – powiedział James. Ann wyciągnęła z rudych kosmyków przyjaciółki spaghetti.
- Właśnie o tym mówię.
Remus westchnął teatralnie.
- Dajcie spokój, mamy siedzieć jak na stypie? Chcemy się tylko zakolegować.
Dziewczyny spojrzały na nich zdziwione. Zmarszczyły brwi i popatrzyły po sobie.
- No dobra – kiwnęła głową Alicja. - Sojusz.
Przez stół podała rękę Jamesowi.
- Teraz, moje drogie – zaczął Syriusz. - Zacznie się prawdziwe życie.

***

- Nie sądziłem, że tak łatwo się zgodzą – powiedział późnym wieczorem, gdy siedział zresztą Huncwotów w dormitorium.
- Ja też nie – odparł Remus. - Ale to dobrze. Jestem już zmęczony tymi wszystkimi kłótniami.
- Nie no, co ty, to tylko 6 lat skakania sobie do gardeł – podsumował Frank, opadając na poduszkę.
Syriusz uśmiechnął się do siebie i zasunął kotary. Położył się i wyciągnął spod poduszki Mapę Huncwotów.
- Lumos – szepnął i z jego różdżki wystrzelił jasny promień. Spojrzał na dormitorium dziewczyn. Kropka z podpisem „Dorcas” przemieszczała się w stronę drzwi. - Co ty znowu kombinujesz?
Wyszedł szybko z łóżka i poszedł w stronę wyjścia.
- A ty dokąd? - zapytał Remus, szykujący się do spania.
- Muszę coś sprawdzić.
Zbiegł po schodach i przeleciał przez Pokój Wspólny. Zatrzymał się na korytarzu i poczekał, aż obraz otworzy się i pojawi się w nim Dorcas. Zgodnie z jego przypuszczeniami, dziewczyna wymknęła się i ruszyła po chłodnej posadzce.
Po kilkunastu minutach Syriusz obserwował, jak wchodzi do sali astronomicznej i siada na parapecie. Wyglądała na taką drobną bezbronną, chuda, w luźnej sukience i poplątanych włosach. Syriusz wiedział jednak, że to złudzenie.
Nagle Dorcas odwróciła się gwałtownie, jakby wyczuła jego obecność. Zmarszczyła brwi i wstała, wyciągając różdżkę. Syriusz westchnął i wyszedł zza rogu.
- Co, do cholery, tu robisz? - warknęła dziewczyna. Chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- Myślałem, że znowu idziesz poimprezować czy coś.
Uniosła brwi.
- Wyjątkowo często się mylisz – mruknęła i podeszła bliżej.
- Aż tak to widać? - wyszczerzył zęby. - Masz coś przeciwko, żebym posiedział tu z tobą?
- Tak – odparła. Syriusz wzruszył ramionami i usiadł na parapecie. Dorcas pierwszy raz w życiu uśmiechnęła się do niego. Wspięła się obok niego i popatrzyła z gwieździste niebo.
- Dragi i imprezy to nie jedyne rzeczy, którymi się zajmuję, Black.
Spojrzał na nią. W jej dużych oczach odbijał się księżyc.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego ciągle zgrywasz taką twardą, bezuczuciową, nie pozwalasz nikomu się poznać?
- Dlaczego miałabym? Ludzie ranią. Myślę, że dobrze o tym wiesz.

piątek, 6 stycznia 2017

ALICJA


Alicja założyła czerwoną koszulkę, włożyła ją do czarnych, obcisłych spodni, narzuciła na siebie kurtkę z cienkiej skóry. Wzięła kosmetyczkę i poszła do łazienki. Wykonała perfekcyjny makjaż, podkreślając duże oczy granatowym cieniem. Rozpuściła włosy, pozwalając, by ułożyły się w swobodne fale.
Spojrzała w lustro. Odbiły się w nim brązowe włosy, pełne usta, szare, wesołe oczy, szczupła sylwetka. Alicja powiesiła na szyi cienki łańcuszek, ubrała buty na obcasie i gotowa wyszła z łazienki. Powiesiła na ręce torebkę i pewnie zeszła do pokoju wspólnego.
Na dole czekała na nią Dorcas, będąca całkowitym przeciwieństwem roześmianej, kolorowej Breaks. Ubrana w czarną, krótką sukienkę i martensy, obwieszona srebrną biżuterią, wodziła wzrokiem po Gryfonach. Jej rozlatująca się torba kołysała się w rytm oddechów dziewczyny.
- Witam, witam! - zawołała śpiewnie Alicja, szczerząc zęby.
- Hej, Alo – uśmiechnęła się Meadowes.
- Widzę, że ktoś ma dzisiaj dobry humor. To super. Dobra, chodź, bo umieram z głodu.
- Nie wydaje mi się.
Po kilku minutach były w Wielkiej Sali. Usiadły na swoich ulubionych miejscach. Lily i Ann już na nie czekały.
- Annie, dziś jutro wielki powrót na zajęcia, co nie? Jak się czujesz? - Alicja spytała blondynkę, uśmiechając się przyjaźnie.
- Przez ten cały czas, który spędzałam sama w dormitorium, przerobiłam cały materiał z tego miesiąca. Będę się nudzić – wywróciła oczami Laverty.
- Jesteś niesamowita. Ja bym sobie odpuściła po godzinie.
- W ogóle byś nie zaczęła – wtrąciła Lily, śmiejąc się. - Idziemy gdzieś wieczorem? - zmieniła temat. - Pomyślałam, że możemy wpaść do Pokoju Życzeń i coś porobić... Poza tym, chcę z wami pogadać.
Alicja pokiwała głową.
- Jak najbardziej. Co powiecie na plażę?
Roześmiały się. Alicja nalała sobie wody i nałożyła na talerz łyżkę sałatki. Popatrzyła na tosty Ann.
- Zaśmiecasz swój organizm, skarbie – rzuciła. Laverty zmarszczyła brwi.
- To tylko tosty.
- Jak tam chcesz – wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek. - Muszę lecieć. Wiecie, lubię mieć wszystko punktualnie zrobione. Widzimy się później!
Przyjaciółki pomachały do niej i zabrały się za jedzenie śniadania. Alicja pobiegła do szatni dla graczy Qudditcha. James Potter, Syriusz Black i Angelina Hamitch przebierali się na trening. Reszta drużyny jeszcze nie przyszła.
- Cześć! Gotowi? Gdzie są pałkarze? - nie czekając na odpowiedź, zaczęła się przebierać. - Powiem wam, że jestem pozytywnie nastawiona na najbliższy sezon.
- Ta, chociaż ty jedna – rzucił Syriusz, wiążąc włosy w kucyk. - Bo wszyscy są w strasznie ponurych nastrojach.
- Slytherin ma nowego ścigającego. Chłopak ma talent. Na ostatnim treningu trafiał za każdym razem – zmarkotniał James. Ściągnął okulary i wrzucił je do torby. - Przerzutki i wtyki ma opanowane do perfekcji.
- A my mamy mnie – parsknął skromnie Black. - Wątpisz w mój talent?
- Nigdy w życiu, Łapo!
Nagle usłyszeli gwizdek pani Hurricane. Wzięli miotły i wyszli na ogromne boisko. Wiał lekki, letni wiatr. Niebo było częściowo przykryte chmurami.
- Warunki perfekcyjne – pokiwała głową Angelina, uśmiechając się. Przerzuciła nogę przez miotłę i wzbiła się w powietrze.
Alicja rozejrzała się. Na trybunach siedziała Molly Prewett, przyjaciółka Angie, Remus i Lily, która postanowiła pokibicować przyjaciółce.
- Potter, gdzie reszta twojej drużyny, na brodę Merlina?! - wrzasnęła pani Hurricane, marszcząc brwi. Wyglądała jak wściekła puma szykująca się do skoku. Miała czarne włosy, spięte w ciasny warkocz, jej wysportowane ciało podkreślał ciemny, przylegający strój do Qudditcha, a ostre rysy twarzy nadawały surowego wyglądu. Ali wzdrygnęła się.
- Oni... zaginęli w akcji, pani profesor – wymamrotał Potter.
- To nieco komplikuje sprawę, nie uważasz?
Sytuację Jamesa uratowała Molly, a dokładniej jej wrzask. Artur Wesley stał nad nią z niewielkim przedmiotem.
- Weasley, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie podchodził do mnie z tymi mugolskimi wynalazkami?!
- Ale Molly, to ręczna tarka do warzyw! Przecież to niesamowite!
- Arturze, oczywiście, że to niesamowite, jednak wolałabym, żebyś zajął się egzaminem, który, przypominam ci, piszesz pojutrze.
Twarz chłopaka przybrała kolor jego rudych włosów. Zamilknął.
- Czy coś się stało? - zaniepokoiła się Molly. - Masz mi coś do powiedzenia?
Artur przygryzł wargi.
- Jest... Jest... Taka tycia sprawa... Mikrotycia, powiedziałbym nawet...
- Arturze Weasley... - panna Prewett zmrużyła oczy. Rudzielec nie mógł wytrzymać tego spojrzenia.
- Całkiem zapomniałem... i... i zapisałem się na ten sam termin!
- O czym ty mówisz?
- Pojutrze zdaję mugolskie prawo jazdy! - wypalił chłopak, odwrócił się i rzucił pędem przez ławki na trybunach, chowając się przed zaklęciem rzuconym przez dziewczynę.
Alicja uniosła brwi.
- Wow – mruknęła do siebie. Przerzuciła nogę przez nową miotłę, prezent od rodziców na początek ostatniego roku w Hogwarcie i poszybowała w górę. Trening trwał tylko pół godziny, gdyż reszta drużyny się nie pojawiła. Gdy wrócili do szatni, zobaczyła, jak wkurzony jest James.
- Jak tak dalej pójdzie to nici z pucharu.
- Damy radę – pocieszyła go Angelina, rozczesując długie włosy.
- Jasne – mruknął Potter. - Właśnie, Alicja – dziewczyna uniosła głowę na dźwięk swojego imienia. - Frank kazał przekazać, że nie da rady się dzisiaj z tobą spotkać.
Breaks uniosła brwi.
- A to dlaczego?
- McGonnagal chciała, żeby przypilnował jakichś drugoklasistów w trakcie szlabanu czy coś. Nie przejmuj się, pewnie jutro ci coś zaproponuje.
- Nie, spoko, nie ma sprawy – wymusiła uśmiech. - To miała być tylko nauka jednego zaklęcia. I tak już je umiem – wzruszyła ramionami. Spakowała szybko rzeczy do torby. - Lecę, do później.
Poszła prosto do dormitorium. Czuła, że zaraz się rozpłacze. Położyła się na łóżku i sięgnęła po różdżkę. Wyczarowała niewielkie motylki, które fruwały nad jej głową, po czym znikały.
- Nieważne – mruknęła do siebie. Wstała i zobaczyła, że jej sowa wróciła z domu z listem od rodziców.

Kochana Alicjo,
Mamy nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Wszyscy wyczekujemy, aż przyjedziesz na święta. Jeszcze dwa miesiące, ale prezenty dla ciebie już się zbierają. Przysyłamy ci nowy sweter, żebyś choć trochę poczuła dom.
Tacie bardzo powodzi się z firmą, jego gazeta jest najczęściej kupowaną w całej Brytanii. Zdobyliśmy też bilety na Mistrzostwa Świata w Qudditchu, odbędą się w wakacje, wybierzemy się tam przed twoimi studiami. Poza tym, musiałam kupić nową różdżkę, gdyż stara połamała się, gdy robiłam małe eksperymenty kulinarne.
Napisz jak najszybciej, co u ciebie, chcemy znać wszystkie plotki. Pamiętaj, jesteś najcudowniejsza! Kochamy ię bardzo, maleńka.
Mama

Alicja uśmiechnęła się do kartki. Włożyła ją do pudełka po butach, gdzie trzymała wszystkie listy. Na samym dnie leżało stare zaproszenie do rozpoczęcia nauki w Hogwarcie.
Usłyszała kroki na schodach. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Dorcas. Uśmiechnęła się, weszła i zamknęła drzwi.
- Hej, nie powinnaś być teraz z Frankiem? - spytała, podchodząc bliżej.
- Taaa, zostałam trochę wykiwana. To nie jego wina – odparła Ali, podnosząc wzrok.
- Kiepsko – skomentowała Dor i wyjęła coś ze swojej szafki. Alicja dostrzegła, iż jest to srebrny łańcuszek, który Meadowes dostała od jakiegoś starszego chłopaka dwa lata temu. - Chodź na dół. Jest wesoło. Ktoś załatwił słodycze z Miodowego Królestwa. Poprawią ci humor. Do tego próbuję z Lily i Ann wyciąć jakiś numer Huncwotom i przyda nam się jeszcze jedna głowa do myślenia.
Alicja zaśmiała się i pozwoliła Dor pociągnąć się do Pokoju Wspólnego. Rzeczywiście, było tam sporo osób, a wszystkie stoliki były zawalone słodkościami. Lily i Ann siedziały w swoim stałym miejscu, na kanapach przy kominku.
- Kogo my tu mamy! - zawołała Lily, podając przyjaciółce piwo kremowe. - Polecam te żelki w kształcie królików. Zaczynają skakać po języku.
- Nieźle – pokiwała głową Ali. Rozglądnęła się. Huncwoci stali na dywanie, otoczeni przez wianuszek młodszych dziewczyn. - Mówiłyście coś o wrobieniu ich.
- Nie mam pomysłu – mruknęła Ann.
Alicja wyszczerzyła zęby i machnęła różdżką w stronę chłopców. Dywan pod ich stopami uniósł się na metr. Przyjaciele zakołysali się niebezpiecznie.
- Co do...? - zaczął Syriusz, ale nie skończył, gdyż dywan gwałtownie ruszył do przodu. Po pokoju przeszła salwa śmiechu.
Lupin odwrócił się szybko.
- Breaks! - wrzasnął. Dziewczyny roześmiały się głośno. Dorcas wyszeptała zaklęcie i dywan upadł na ziemię i zwinął się, unieruchamiając Huncwotów w środku. Przyjaciółki zerwały się i zanim chłopcy wydostali się z pułapki, wybiegły na korytarz. Pobiegły w stronę Pokoju Życzeń. Wyleciały zza zakrętu, wpadając na kogoś. Alicja podniosła wzrok i zobaczyła Franka. Wyglądał na dość zakłopotanego.
- Och...
Lily przygryzła wargi i pociągnęła Dor i Ann w drugą stronę.
- Odwrót zarządzam.
Gdy odeszły, Frank wyszczerzył zęby.
- Sorry za dzisiaj. McGonnagal tak szybko mi powiedziała, że nawet nie zdążyłem się sprzeciwić.
Alicja pokiwała głową.
- Nie ma problemu. Zdarza się – powiedziała, czując, jak rumieniec wkrada się na jej policzki.
Frank udał, że tego nie widzi. Pokiwał tylko głową.
- To może... - zaczął. - Może nadrobimy to teraz? Niekoniecznie z książkami.
Uśmiech dziewczyny wystarczył.