wtorek, 18 kwietnia 2017

LILY


Lily obudziło śpiewanie Ann, która chodziła po pokoju z brytyjskim kotem Dorcas i nuciła piosenkę Beatlesów. Evans podniosła się powoli i zmarszczyła brwi.
- Co ty odwalasz?
- Cześć, Ruda – przywitała się blondynka, kołysząc się na boki. - Nie pamiętasz? - przysiadła na skraju łóżka. - Dzisiaj wracam do zajęć! Po tym wypadku! Obudź się!
- A, racja – dziewczyna przetarła oczy i ziewnęła. Rozejrzała się po pokoju. Dorcas leżała na swoim łóżku zwinięta w kłębek, a Alicja prawdopodobnie była w łazience. Za oknem padał deszcz. Nadchodząca jesień dawała się we znaki.
Lily wstała niezgrabnie i podniosła przygotowane dzień wcześniej ubrania z krzesła. Zasunęła kotary i schowała się za nimi, zrzucając z siebie piżamę. Naciągnęła na biodra spódnicę w szkocką kratę, włożyła cienki sweter i czarne zakolanówki, jak na panią prefekt przystało. Tak ubrana zapukała do drzwi łazienki.
- Tak? - odezwał się głos Alicji.
- Mogę wejść?
- Moment – Lily usłyszała zgrzyt zamka i nacisnęła klamkę. Alicja stała przed umywalką ze szczoteczką w buzi. - Dobły – przywitała się.
- Hej – uśmiechnęła się Evans. Umyła się i zerknęła w lustro. Jej gęste, rude włosy pofalowały się lekko i spływały kaskadą po ramionach. Dziewczyna wzruszyła ramionami i zaplotła je w warkocz. Nie lubiła, gdy łaskotały ją w twarz podczas nauki.
Wyszła wcześniej od przyjaciółek, gdyż czekało ją spotkanie prefektów. Za obrazem Grubej Damy poczekała na Remusa, który oczywiście się spóźnił.
- Przepraszam, to przez Jamesa – wymamrotał, w pośpiechu zapinając plakietkę z ozdobnym „P”. - Schował mi gdzieś... A, nieważne. Chodźmy.
Lily podreptała za nim, próbując nadążyć za szybkimi krokami kolegi.
- Jesteś jakiś poddenerwowany – zauważyła Lily.
Chłopak machnął ręką.
- Wydaje ci się.
Dotarli punktualnie. Weszli do niewielkiego gabinetu, w którym zawsze odbywały się spotkania. Kilka wysokich krzeseł, obitych poduszkami, stało wokół okrągłego stołu. Większość miejsc już była zajęta. Ruda i Lupin usiedli na swoich i odetchnęli.
Do gabinetu wkroczył przewodniczący, dumny Puchon z szóstej klasy, który działał wszystkim na nerwy swoim wysokim poczuciem własnej wartości i uszczypliwością. Chłopak usiadł na głównym miejscu, uśmiechając się z wyższością i rozpoczął.
- Tak więc – wydął usta. - Od czego by tu... A, tak. Po pierwsze, chciałbym wnioskować o zmianę sali, gdyż ta jest niesamowicie przytłaczająca. Po drugie, wymiana krzeseł...
- Czy naprawdę ściągnąłeś nas tu, żeby gadać o krzesłach? - przerwał mu Remus. - Bo jeśli tak, to mamy ciekawsze rzeczy do roboty.
Puchon nabrał dużo powietrza, ale zaraz je wypuścił. Uniósł wyżej głowę.
- Oczywiście, że nie. Musimy omówić ważniejszą rzecz, ale twój móżdżek chyba tego nie ogarnia – odparł.
Remus chciał wstać, ale Lily przytrzymała go za rękaw.
- Uważaj, Lupin – ostrzegł go chłopak. - Albo ty i twoi zdemoralizowani przyjaciele skończycie na dnie – chrząknął. - No, o czym to ja mówiłem? Właśnie, dyrekcja planuje wycieczkę do Hogsmeade. Zostałem poproszony o zorganizowanie ochrony i uznałem, iż najlepszym rozwiązaniem będą najstarsi prefekci.
- Czyli co dokładnie? - zapytała Amanda Green z Ravenclawu. Puchon odpowiedział na to chichotem.
- To chyba oczywiste, Amando, będziecie pilnować młodszych, a w razie jakiegokolwiek ataku, odprowadzicie ich do zamku. Nad wszystkim będą panować jeszcze nauczyciele, a słyszałem, że w Hogsmeade pojawili się aurorzy, więc nic a nic wam nie grozi.
- Wam? - zmarszczyła brwi Lily.
- Niestety jestem zajęty w tę sobotę i nie mogę was zaszczycić swoją obecnością.
- Ty tchórzu – syknęła dziewczyna i wstała gwałtownie. W jej ślady poszła większość innych prefektów. Wyszli z sali, głośno dyskutując.
- Mamy ryzykować życie, jakby nie było na tym świecie aurorów – powiedział Remus. Jego wzrok pociemniał. Lily przyjrzała mu się zaniepokojona.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze.
- Nic mi nie jest – machnął ręką i szybkim krokiem poszedł w stronę Wielkiej Sali. Dziewczyna podążyła za nim. Usiedli obok swoich przyjaciół.
- Cześć! - przywitała się Lily, szczerząc zęby. Na jej policzkach pojawiły się dwa dołeczki. Syriusz machnął do niej głową, grzebiąc widelcem w talerzu. James mrugnął do niej i przyjrzał się Remusowi.
- Zmęczony? - zapytał. Lupin pokiwał głową, patrząc mu prosto w oczy. Ann zmarszczyła brwi.
- Może zostań dzisiaj w dormitorium? - zaproponowała.
- To tylko ból głowy – uciął. Ann przygryzła wargi i spuściła wzrok.
Chwilę później doszła do nich Dorcas. Rzuciła swoją szmacianą torbę na miejsce naprzeciw Syriusza i usiadła spokojnie.
- Hej – mruknęła. Nalała wody do szklanki i wzięła duży łyk. - Dlaczego jesteście tacy martwi?
- Życie nas boli – odparł James.
- Kiepsko – dziewczyna wzruszyła ramionami i wypiła wodę do końca. Wzięła croissanta i wstała. -
Idę, nie mogę znieść waszej depresji.
- Ja właściwie też już pójdę – powiedziała Lily. - Muszę jeszcze wstąpić do dormitorium przed lekcjami. Zostawiłam podręcznik z eliksirów.
Ruda przeszła przez Wielką Salę i skierowała się w stronę schodów. Katem oka zobaczyła dziewczynę o brązowych włosach. Siedziała na kamiennej poręczy. Evans przystanęła.
- Riley! - zawołała i uśmiechnęła się. Dziewczyna podniosła głowę i pomachała do Lily. Zeskoczyła na podłogę.
- Hej – przywitała się. - Jak tam?
- W porządku – Lily pokiwała głową. - A u ciebie?
- Jest... w porządku – Riley przygryzła wargi.
- Riley... - westchnęła Ruda. - Strasznie mi głupio, że tak wyszło. Przysięgam, nie zamierzam nawet tknąć Jamesa. Przykro mi, że rozwaliłam wasz związek. Bardzo chciałabym to naprawić.
Riley uśmiechnęła się i objęła koleżankę.
- Nie masz za co przepraszać, naprawdę. Tak wyszło. A teraz muszę iść, mam zajęcia na ostatnim piętrze.
Odeszła powoli. Jej faliste włosy kołysały się w takt jej kroków. Lily westchnęła. Poczuła się jak intruz.
Odwróciła się na pięcie i prawie wpadła na Jamesa.
- Podsłuchiwałeś?! - warknęła, marszcząc brwi. Chłopak pokręcił głową.
- Niestety dopiero podszedłem, ale z chęcią dowiem się, o co chodzi.
- Nic ci nie zamierzam mówić! - odparła wyniośle Lily, nabierając dużo powietrza. Zastanowiła się chwilę. - Musimy porozmawiać.
Potter parsknął śmiechem.
- To chcesz mi coś powiedzieć czy nie?
Ruda nie odpowiedziała, tylko wepchnęła chłopaka do jakiejś starej klasy i zatrzasnęła drzwi. Chłopak rozejrzał się zdziwiony.
- Nie mam pojęcia co tu robimy, ale nie chcesz wiedzieć, ile dziewczyn przyprowadził tu Syriusz.
Evans wywróciła oczami i oparła się o ławkę.
- Na pewno nie będziemy rozmawiać o Syriuszu. A powinniśmy, bo jestem prefektem, a to, co wyprawia, zdecydowanie łamie kilkadziesiąt punktów regulaminu! Ale do rzeczy... Chciałam porozmawiać o Riley.
- Domyśliłem się już z dziesięć minut temu – mrugnął chłopak i poprawił włosy.
- Naprawdę, nie wiem co ona w tobie widzi – szepnęła do siebie Lily i dodała głośniej – musisz się z nią pogodzić – James uśmiechnął się i westchnął. - Nie patrz tak na mnie.
- Jak? - podszedł do niej.
- Właśnie tak – odepchnęła go Lily.
- Myślę, że dałem ci do zrozumienia, że to nie wyjdzie – mruknął jej do ucha i wyszedł z klasy.
Lily otworzyła usta. Przejechała dłońmi po twarzy i wydała zduszony krzyk.
Idiota”, pomyślała.