Lily
obudziło śpiewanie Ann, która chodziła po pokoju z brytyjskim
kotem Dorcas i nuciła piosenkę Beatlesów. Evans podniosła się
powoli i zmarszczyła brwi.
-
Co ty odwalasz?
-
Cześć, Ruda – przywitała się blondynka, kołysząc się na
boki. - Nie pamiętasz? - przysiadła na skraju łóżka. - Dzisiaj
wracam do zajęć! Po tym wypadku! Obudź się!
-
A, racja – dziewczyna przetarła oczy i ziewnęła. Rozejrzała się
po pokoju. Dorcas leżała na swoim łóżku zwinięta w kłębek, a
Alicja prawdopodobnie była w łazience. Za oknem padał deszcz.
Nadchodząca jesień dawała się we znaki.
Lily
wstała niezgrabnie i podniosła przygotowane dzień wcześniej
ubrania z krzesła. Zasunęła kotary i schowała się za nimi,
zrzucając z siebie piżamę. Naciągnęła na biodra spódnicę w
szkocką kratę, włożyła cienki sweter i czarne zakolanówki, jak
na panią prefekt przystało. Tak ubrana zapukała do drzwi łazienki.
-
Tak? - odezwał się głos Alicji.
-
Mogę wejść?
-
Moment – Lily usłyszała zgrzyt zamka i nacisnęła klamkę.
Alicja stała przed umywalką ze szczoteczką w buzi. - Dobły –
przywitała się.
-
Hej – uśmiechnęła się Evans. Umyła się i zerknęła w lustro.
Jej gęste, rude włosy pofalowały się lekko i spływały kaskadą
po ramionach. Dziewczyna wzruszyła ramionami i zaplotła je w
warkocz. Nie lubiła, gdy łaskotały ją w twarz podczas nauki.
Wyszła
wcześniej od przyjaciółek, gdyż czekało ją spotkanie prefektów.
Za obrazem Grubej Damy poczekała na Remusa, który oczywiście się
spóźnił.
-
Przepraszam, to przez Jamesa – wymamrotał, w pośpiechu zapinając
plakietkę z ozdobnym „P”. - Schował mi gdzieś... A, nieważne.
Chodźmy.
Lily
podreptała za nim, próbując nadążyć za szybkimi krokami kolegi.
-
Jesteś jakiś poddenerwowany – zauważyła Lily.
Chłopak
machnął ręką.
-
Wydaje ci się.
Dotarli
punktualnie. Weszli do niewielkiego gabinetu, w którym zawsze
odbywały się spotkania. Kilka wysokich krzeseł, obitych
poduszkami, stało wokół okrągłego stołu. Większość miejsc
już była zajęta. Ruda i Lupin usiedli na swoich i odetchnęli.
Do
gabinetu wkroczył przewodniczący, dumny Puchon z szóstej klasy,
który działał wszystkim na nerwy swoim wysokim poczuciem własnej
wartości i uszczypliwością. Chłopak usiadł na głównym miejscu,
uśmiechając się z wyższością i rozpoczął.
-
Tak więc – wydął usta. - Od czego by tu... A, tak. Po pierwsze,
chciałbym wnioskować o zmianę sali, gdyż ta jest niesamowicie
przytłaczająca. Po drugie, wymiana krzeseł...
-
Czy naprawdę ściągnąłeś nas tu, żeby gadać o krzesłach? -
przerwał mu Remus. - Bo jeśli tak, to mamy ciekawsze rzeczy do
roboty.
Puchon
nabrał dużo powietrza, ale zaraz je wypuścił. Uniósł wyżej
głowę.
-
Oczywiście, że nie. Musimy omówić ważniejszą rzecz, ale twój
móżdżek chyba tego nie ogarnia – odparł.
Remus
chciał wstać, ale Lily przytrzymała go za rękaw.
-
Uważaj, Lupin – ostrzegł go chłopak. - Albo ty i twoi
zdemoralizowani przyjaciele skończycie na dnie – chrząknął. -
No, o czym to ja mówiłem? Właśnie, dyrekcja planuje wycieczkę do
Hogsmeade. Zostałem poproszony o zorganizowanie ochrony i uznałem,
iż najlepszym rozwiązaniem będą najstarsi prefekci.
-
Czyli co dokładnie? - zapytała Amanda Green z Ravenclawu. Puchon
odpowiedział na to chichotem.
-
To chyba oczywiste, Amando, będziecie pilnować młodszych, a w
razie jakiegokolwiek ataku, odprowadzicie ich do zamku. Nad wszystkim
będą panować jeszcze nauczyciele, a słyszałem, że w Hogsmeade
pojawili się aurorzy, więc nic a nic wam nie grozi.
-
Wam? - zmarszczyła brwi Lily.
-
Niestety jestem zajęty w tę sobotę i nie mogę was zaszczycić
swoją obecnością.
-
Ty tchórzu – syknęła dziewczyna i wstała gwałtownie. W jej
ślady poszła większość innych prefektów. Wyszli z sali, głośno
dyskutując.
-
Mamy ryzykować życie, jakby nie było na tym świecie aurorów –
powiedział Remus. Jego wzrok pociemniał. Lily przyjrzała mu się
zaniepokojona.
-
Wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze.
-
Nic mi nie jest – machnął ręką i szybkim krokiem poszedł w
stronę Wielkiej Sali. Dziewczyna podążyła za nim. Usiedli obok
swoich przyjaciół.
-
Cześć! - przywitała się Lily, szczerząc zęby. Na jej policzkach
pojawiły się dwa dołeczki. Syriusz machnął do niej głową,
grzebiąc widelcem w talerzu. James mrugnął do niej i przyjrzał
się Remusowi.
-
Zmęczony? - zapytał. Lupin pokiwał głową, patrząc mu prosto w
oczy. Ann zmarszczyła brwi.
-
Może zostań dzisiaj w dormitorium? - zaproponowała.
-
To tylko ból głowy – uciął. Ann przygryzła wargi i spuściła
wzrok.
Chwilę
później doszła do nich Dorcas. Rzuciła swoją szmacianą torbę
na miejsce naprzeciw Syriusza i usiadła spokojnie.
-
Hej – mruknęła. Nalała wody do szklanki i wzięła duży łyk. -
Dlaczego jesteście tacy martwi?
-
Życie nas boli – odparł James.
-
Kiepsko – dziewczyna wzruszyła ramionami i wypiła wodę do końca.
Wzięła croissanta i wstała. -
Idę,
nie mogę znieść waszej depresji.
-
Ja właściwie też już pójdę – powiedziała Lily. - Muszę
jeszcze wstąpić do dormitorium przed lekcjami. Zostawiłam
podręcznik z eliksirów.
Ruda
przeszła przez Wielką Salę i skierowała się w stronę schodów.
Katem oka zobaczyła dziewczynę o brązowych włosach. Siedziała na
kamiennej poręczy. Evans przystanęła.
-
Riley! - zawołała i uśmiechnęła się. Dziewczyna podniosła
głowę i pomachała do Lily. Zeskoczyła na podłogę.
-
Hej – przywitała się. - Jak tam?
-
W porządku – Lily pokiwała głową. - A u ciebie?
-
Jest... w porządku – Riley przygryzła wargi.
-
Riley... - westchnęła Ruda. - Strasznie mi głupio, że tak wyszło.
Przysięgam, nie zamierzam nawet tknąć Jamesa. Przykro mi, że
rozwaliłam wasz związek. Bardzo chciałabym to naprawić.
Riley
uśmiechnęła się i objęła koleżankę.
-
Nie masz za co przepraszać, naprawdę. Tak wyszło. A teraz muszę
iść, mam zajęcia na ostatnim piętrze.
Odeszła
powoli. Jej faliste włosy kołysały się w takt jej kroków. Lily
westchnęła. Poczuła się jak intruz.
Odwróciła
się na pięcie i prawie wpadła na Jamesa.
-
Podsłuchiwałeś?! - warknęła, marszcząc brwi. Chłopak pokręcił
głową.
-
Niestety dopiero podszedłem, ale z chęcią dowiem się, o co
chodzi.
-
Nic ci nie zamierzam mówić! - odparła wyniośle Lily, nabierając
dużo powietrza. Zastanowiła się chwilę. - Musimy porozmawiać.
Potter
parsknął śmiechem.
-
To chcesz mi coś powiedzieć czy nie?
Ruda
nie odpowiedziała, tylko wepchnęła chłopaka do jakiejś starej
klasy i zatrzasnęła drzwi. Chłopak rozejrzał się zdziwiony.
-
Nie mam pojęcia co tu robimy, ale nie chcesz wiedzieć, ile
dziewczyn przyprowadził tu Syriusz.
Evans
wywróciła oczami i oparła się o ławkę.
-
Na pewno nie będziemy rozmawiać o Syriuszu. A powinniśmy, bo
jestem prefektem, a to, co wyprawia, zdecydowanie łamie
kilkadziesiąt punktów regulaminu! Ale do rzeczy... Chciałam
porozmawiać o Riley.
-
Domyśliłem się już z dziesięć minut temu – mrugnął chłopak
i poprawił włosy.
-
Naprawdę, nie wiem co ona w tobie widzi – szepnęła do siebie
Lily i dodała głośniej – musisz się z nią pogodzić – James
uśmiechnął się i westchnął. - Nie patrz tak na mnie.
-
Jak? - podszedł do niej.
-
Właśnie tak – odepchnęła go Lily.
-
Myślę, że dałem ci do zrozumienia, że to nie wyjdzie – mruknął
jej do ucha i wyszedł z klasy.
Lily
otworzyła usta. Przejechała dłońmi po twarzy i wydała zduszony
krzyk.
„Idiota”,
pomyślała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz