sobota, 20 maja 2017

ANN


Wszyscy się na nią gapili.
Właściwie robili to odkąd weszła rankiem do Wielkiej Sali, jednak eliksiry z głośnymi Ślizgonami, którzy obserwowali każdy jej ruch, wyjątkowo działały jej na nerwy.
- Nie przejmuj się – mruknęła Dorcas zachrypniętym głosem. Przecięła jaszczurzy język na dwie części i wrzuciła do kociołka. - Pokroisz ogon?
Ann skrzywiła się.
- Wegetarianie – westchnęła Meadowes i podała jej nóż. - To chociaż liście.
Ann zerknęła na Lily i Alicję, które pracowały naprzeciwko. Ich kociołek parował na fioletowo, tak jak było to opisane w podręczniku. Eliksir Ann i Dor nawet nie zaczął się gotować.
- Lily – syknęła blondynka. - Pomożesz?
Ruda wywróciła oczami i obeszła stół. Spojrzała na kociołek.
- Nie dodałyście kiełków i fasolek, prawda?
- Nieważne – machnęła ręką Dorcas.
- Oczywiście, że ważne! - krzyknęła Lily. - Fasola neutralizuje zapach zgnilizny, a kiełki zabijają bakterie, które doprowadzają do śmierci, to jest absolutnie ważne.
- Kochamy cię za ten geniusz – zaśmiała się Ann, sięgając po fasolę.
- Lepiej uważaj – usłyszała głos z tyłu. - Trujące eliksiry wyjątkowo mocno działają na Gryfonów.
Blondynka odwróciła się i zobaczyła chudego Ślizgona o szczurzej twarzy i włosach do ramion, związanych w kucyk.
- To groźba, Dołohow? - odezwała się Dorcas, patrząc na niego spode łba.
- Spokojnie – zmrużył oczy. - Ty akurat jesteś czysta jak łza. Ale z tego co wiem, wy dwie macie w rodzinie kilku mugolów, prawda? - zwrócił się do Ann i Lily.
- Jakiś problem? - podeszli do nich Huncwoci. Nauczyciel nic nie zauważył, skupiony segregował substancje w probówkach według koloru i gęstości.
- Dołohow właśnie wraca do swojego stołu – mruknęła Alicja.
Chłopak roześmiał się. W jego oczach pojawił się błysk szaleństwa.
- Oczywiście, że idę. Co za przyjemność spędzać czas z tyloma brudnymi szlamami.
To wystarczyło. Remus rzucił się na Ślizgona, a chwilę później zrobił to James. Podbiegło więcej uczniów. Jakiś prefekt ze Slytherinu próbował odciągnąć swojego znajomego, a Syriusz i Frank złapali przyjaciół w pasie, nie pozwalając im się wyrwać.
- James, uspokój się – krzyknęła Lily i pomogła Syriuszowi. Ann stała jak sparaliżowana, Alicja tkwiła między sprowokowanymi chłopakami, a Dorcas obserwowała wszystko dużymi, niebieskimi oczami.
Nauczyciel w końcu się obudził, zerwał się z krzesła i podszedł do grupki uczniów.
- A co tu się wyrabia?! - zlustrował wzrokiem podartą koszulę Rogacza i siniak na policzku Remusa. - Cała dziewiątka ma u mnie szlaban w sobotę! Nie, ty Dołohow przyjdziesz w piątek. Lepiej, żebyście nie przebywali w jednym pomieszczeniu. Panno Evans, dlaczego nie zapanowała pani nad wszystkim? Jest pani prefektem!
Lily otworzyła usta.
- Próbowałam! - pisnęła i rozłożyła ręce.
- W takim razie pani będzie tylko pilnować swoich kolegów podczas sprzątania biblioteki, A teraz wracać na stanowiska! Macie dwadzieścia minut, żeby skończyć eliksiry.
Reszta lekcji minęła w ciszy. Dorcas dodała do płynu kiełki i fasolę, by w końcu uzyskać fioletową parę. Pierwszy skończył Severus Snape, po nim była Lily z Alicją. Cała trójka zyskała dodatkowe punkty dla swoich domów.
Po eliksirach dziewczyny i Huncwoci poszli na błonia. Rozsiedli się pod drzewem, niedaleko wierzby bijącej i ścieżki prowadzącej do domku Hagrida. Rozłożysta korona rzucała przyjemny cień. Mimo że był już październik, nadal było gorąco.
- Ale masakryczny dzień – skomentował Frank, siadając obok Alicji. Wyjął z torby jabłko i dał dziewczynie. - I jeszcze ten szlaban w sobotę – jęknął.
- Przynajmniej nie musimy czyścić łazienek – mruknęła Ann.
- Mam nadzieję, że Dołohow będzie to robił – odparł James. - Najlepiej tę na czwartym piętrze. Nikt jej nie sprzątał chyba od trzydziestu lat.
Lily przejechała dłonią po rudych włosach.
- Powinniśmy iść z tym do Dumbledore'a.
- Nie ma mowy – pokręciła głową Ann. - Dopiero co wróciłam na zajęcia. Wolałabym, żeby tak zostało.
Dorcas oparła się o drzewo, ignorując nogi Syriusza zwisające z gałęzi, na której siedział. Próbował ją kopnąć.
- Powinniśmy dać im nauczkę. Idzie wojna, jeśli uznają, że mogą nami pomiatać to nas wykończą – podniosła wzrok. - Nie wiem jeszcze, co zrobimy, ale coś wymyślę.
Ann zerknęła na siedzących niedaleko pierwszaków. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Oni mogą nie mieć tak cudownego dzieciństwa jak ona.
A jeśli ich wszystkich czekała śmierć? Dziewczynę ogarnął strach. Pomyślała o wszystkim, co by ją ominęło. Studia, ślub, założenie rodziny, spotkania z przyjaciółmi, podróże, radość. To wszystko mogło jej zostać odebrane w najbliższym czasie. Jej oczy zaszkliły się, ale ukryła to przed znajomymi. Byli tacy silni w porównaniu z nią. Nie mogła się mazgaić.
Popatrzyła się na nich po kolei. James wpatrywał się w rude włosy Lily, przygryzając obie wargi. Dziewczyna nie zwracała na niego uwagi, wpatrzona w jezioro. Frank i Alicja o czymś rozmawiali, Dorcas mierzyła nienawistnym wzrokiem Syriusza, który posyłał jej swój lekceważący uśmiech, jednak było w nim coś przyjaznego, czego Ann wcześniej nie dostrzegała.
Jej wzrok zatrzymał się na stojącym dalej Lupinie, skupionym jak zwykle na otaczającej go rzeczywistości. Uśmiechnął się do blondynki pokrzepiająco, jakby dokładnie wiedział, o czym myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz