Wszyscy
się na nią gapili.
Właściwie
robili to odkąd weszła rankiem do Wielkiej Sali, jednak eliksiry z
głośnymi Ślizgonami, którzy obserwowali każdy jej ruch,
wyjątkowo działały jej na nerwy.
-
Nie przejmuj się – mruknęła Dorcas zachrypniętym głosem.
Przecięła jaszczurzy język na dwie części i wrzuciła do
kociołka. - Pokroisz ogon?
Ann
skrzywiła się.
-
Wegetarianie – westchnęła Meadowes i podała jej nóż. - To
chociaż liście.
Ann
zerknęła na Lily i Alicję, które pracowały naprzeciwko. Ich
kociołek parował na fioletowo, tak jak było to opisane w
podręczniku. Eliksir Ann i Dor nawet nie zaczął się gotować.
-
Lily – syknęła blondynka. - Pomożesz?
Ruda
wywróciła oczami i obeszła stół. Spojrzała na kociołek.
-
Nie dodałyście kiełków i fasolek, prawda?
-
Nieważne – machnęła ręką Dorcas.
-
Oczywiście, że ważne! - krzyknęła Lily. - Fasola neutralizuje
zapach zgnilizny, a kiełki zabijają bakterie, które doprowadzają
do śmierci, to jest absolutnie ważne.
-
Kochamy cię za ten geniusz – zaśmiała się Ann, sięgając po
fasolę.
-
Lepiej uważaj – usłyszała głos z tyłu. - Trujące eliksiry
wyjątkowo mocno działają na Gryfonów.
Blondynka
odwróciła się i zobaczyła chudego Ślizgona o szczurzej twarzy i
włosach do ramion, związanych w kucyk.
-
To groźba, Dołohow? - odezwała się Dorcas, patrząc na niego
spode łba.
-
Spokojnie – zmrużył oczy. - Ty akurat jesteś czysta jak łza.
Ale z tego co wiem, wy dwie macie w rodzinie kilku mugolów, prawda?
- zwrócił się do Ann i Lily.
-
Jakiś problem? - podeszli do nich Huncwoci. Nauczyciel nic nie
zauważył, skupiony segregował substancje w probówkach według
koloru i gęstości.
-
Dołohow właśnie wraca do swojego stołu – mruknęła Alicja.
Chłopak
roześmiał się. W jego oczach pojawił się błysk szaleństwa.
-
Oczywiście, że idę. Co za przyjemność spędzać czas z tyloma
brudnymi szlamami.
To wystarczyło. Remus rzucił
się na Ślizgona, a chwilę później zrobił to James. Podbiegło
więcej uczniów. Jakiś prefekt ze Slytherinu próbował odciągnąć
swojego znajomego, a Syriusz i Frank złapali przyjaciół w pasie,
nie pozwalając im się wyrwać.
-
James, uspokój się –
krzyknęła Lily i pomogła Syriuszowi. Ann stała jak sparaliżowana,
Alicja tkwiła między sprowokowanymi chłopakami, a Dorcas
obserwowała wszystko dużymi, niebieskimi oczami.
Nauczyciel
w końcu się obudził, zerwał się z krzesła i podszedł do grupki
uczniów.
-
A co tu się wyrabia?! - zlustrował wzrokiem podartą koszulę
Rogacza i siniak na policzku Remusa. - Cała
dziewiątka ma u mnie szlaban w sobotę! Nie, ty Dołohow przyjdziesz
w piątek. Lepiej, żebyście nie przebywali w jednym pomieszczeniu.
Panno Evans, dlaczego nie zapanowała pani nad wszystkim? Jest pani
prefektem!
Lily otworzyła usta.
- Próbowałam! - pisnęła i
rozłożyła ręce.
- W takim razie pani będzie
tylko pilnować swoich kolegów podczas sprzątania biblioteki, A
teraz wracać na stanowiska! Macie dwadzieścia minut, żeby skończyć
eliksiry.
Reszta lekcji minęła w ciszy.
Dorcas dodała do płynu kiełki i fasolę, by w końcu uzyskać
fioletową parę. Pierwszy skończył Severus Snape, po nim była
Lily z Alicją. Cała trójka zyskała dodatkowe punkty dla swoich
domów.
Po eliksirach dziewczyny i
Huncwoci poszli na błonia. Rozsiedli się pod drzewem, niedaleko
wierzby bijącej i ścieżki prowadzącej do domku Hagrida.
Rozłożysta korona rzucała przyjemny cień. Mimo że był już
październik, nadal było gorąco.
-
Ale masakryczny dzień –
skomentował Frank, siadając obok Alicji. Wyjął z torby jabłko i
dał dziewczynie. - I jeszcze ten szlaban w sobotę – jęknął.
- Przynajmniej nie musimy
czyścić łazienek – mruknęła Ann.
- Mam nadzieję, że Dołohow
będzie to robił – odparł James. - Najlepiej tę na czwartym
piętrze. Nikt jej nie sprzątał chyba od trzydziestu lat.
Lily
przejechała dłonią po rudych włosach.
- Powinniśmy iść z tym do
Dumbledore'a.
- Nie ma mowy – pokręciła
głową Ann. - Dopiero co wróciłam na zajęcia. Wolałabym, żeby
tak zostało.
Dorcas oparła się o drzewo,
ignorując nogi Syriusza zwisające z gałęzi, na której siedział.
Próbował ją kopnąć.
- Powinniśmy dać im nauczkę.
Idzie wojna, jeśli uznają, że mogą nami pomiatać to nas wykończą
– podniosła wzrok. - Nie wiem jeszcze, co zrobimy, ale coś
wymyślę.
Ann zerknęła na siedzących
niedaleko pierwszaków. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Oni
mogą nie mieć tak cudownego dzieciństwa jak ona.
A jeśli ich wszystkich czekała
śmierć? Dziewczynę ogarnął strach. Pomyślała o wszystkim, co
by ją ominęło. Studia, ślub, założenie rodziny, spotkania z
przyjaciółmi, podróże, radość. To wszystko mogło jej zostać
odebrane w najbliższym czasie. Jej oczy zaszkliły się, ale ukryła
to przed znajomymi. Byli tacy silni w porównaniu z nią. Nie mogła
się mazgaić.
Popatrzyła się na nich po
kolei. James wpatrywał się w rude włosy Lily, przygryzając obie
wargi. Dziewczyna nie zwracała na niego uwagi, wpatrzona w jezioro.
Frank i Alicja o czymś rozmawiali, Dorcas mierzyła nienawistnym
wzrokiem Syriusza, który posyłał jej swój lekceważący uśmiech,
jednak było w nim coś przyjaznego, czego Ann wcześniej nie
dostrzegała.
Jej wzrok zatrzymał się na
stojącym dalej Lupinie, skupionym jak zwykle na otaczającej go
rzeczywistości. Uśmiechnął się do blondynki pokrzepiająco,
jakby dokładnie wiedział, o czym myśli.