Frank
stanął przed lustrem i poprawił kołnierz koszuli. Zlustrował
wzrokiem swoje odbicie, poprawił fryzurę, dopieścił każdy
szczegół. Spotykał się z Alicją. Okoliczności nie sprzyjały,
szczególnie, że w Hogwarcie wciąż odczuć można było napięcie
po ataku na Ann Laverty, ale w końcu się odważył. Musiał
wykorzystać okazję, szczególnie, że dziewczyna przechodziła
trudny okres i nie miałaby siły mu odmówić.
Tego
zawsze się bał. Odmowy. Od dwóch lat czekał na odpowiedni moment,
by ją gdzieś zaprosić. Co prawda nie była to nawet randka, tylko
wspólna nauka w bibliotece, ale Frank był zadowolony.
Syriusz,
James i Remus z rozbawieniem obserwowali, jak się szykuje, co chwilę
rzucając komentarze i wybuchając śmiechem. Frank nieraz spotykał
się z dziewczyną, ale nigdy nie miał takiego mętliku w głowie.
Wszystko
zaczęło się, gdy w piątej klasie Alicja pokłóciła się z
Peterem Pettigrew. Wcześniej nie zwracał na nią większej uwagi,
wiedział jedynie, że lubi imprezować i przyjaźni się z Lily,
Dorcas i Ann. Gdy zobaczył jak zaklęciem wysmarowuje koszulę
Glizdogona kremem waniliowym, krzycząc „Król kuchni!” z iście
złośliwym wyrazem twarzy, jego serce zabiło mocniej. Nadal
spotykał się z dziewczynami, ale myślami był przy Breaks.
Uniósł
jedną brew, widząc, jak Black udaję, że tańczy walca z
rozmarzoną miną. Machnął różdżką i przyjaciel runął na
ziemię z łoskotem.
- O ty!
Chciał
wbiec we Franka, ale ten odsunął się szybko. Syriusz wpadł na
szafę. James i Remus wybuchnęli śmiechem. Łapa poprawił włosy i
udał, że nic się nie stało.
Frank
wyszedł z dormitorium z pogodnym wyrazem twarzy i skocznie ruszył
do biblioteki. Z każdym krokiem czuł się coraz mniej pewnie.
Otworzył ciężkie, drewniane drzwi i znalazł się w sali pełnej
wysokich po sufit regałów z książkami. Część podręczników
sama latała między półkami, segregując się alfabetycznie,
kilkoro uczniów rozwiązywało zadania domowe przy starych biurkach
i stołach. W kącie zobaczył dziewczynę o kasztanowych włosach i
dużych, niebieskich oczach. Poczuł drżenie w kolanach. Alicja
podniosła wzrok i pomachała mu wesoło. Zaśmiał się, ale szybko
zamilkł pod wpływem syknięcia bibliotekarki.
- Ups –
mruknął.
- Bywa
wkurzająca – pokiwała głową Breaks, robiąc mu miejsce obok
siebie. - Gotowy na spotkanie z Wróżbiarstwem?
- Tak
jakby – powiedział, marszcząc brwi. Odetchnął głęboko i wyjął
z torby kilkusetstronicowy podręcznik. - Moja babcia mi go dała –
wyjaśnił, widząc zdziwione spojrzenie koleżanki. - Ponoć
szybciej się z niego uczy.
- Cóż,
raczej całego dziś nie przerobimy. Mam dzisiaj wartę przy Ann.
- Jak
się czuje? - zainteresował się Frank. Od wypadku nie zamienił z
nią ani słowa.
- Och,
świetnie – wyszczerzyła zęby. - Strasznie jej się nudzi.
Potrzebuje towarzystwa, a my jesteśmy cały dzień na lekcjach. No,
może oprócz Dorcas, ale ona gdzieś się podziewa. Czasami z nią
siedzi, a po zajęciach jakoś się dzielimy.
Longbottom
uniósł brwi. Nie sądził, że dziewczyny są aż tak blisko. Ich
przyjaźń była porównywalna do przyjaźni jego i reszty Huncwotów.
- Może
my kiedyś przyjdziemy? Chociaż nie, to mogłoby się źle skończyć
– zaśmiał się.
-
Dlaczego?
Alicja
obserwowała go spojrzeniem niebieskich tęczówek.
-
Chodzą pogłoski, że nas nie znosicie – odparł nonszalancko,
wertując podręcznik.
- To
nie pogłoski – Breaks odwdzięczyła się zadziornie.
Skończyli
dyskusje i zaczęli zapisywać pergaminy notatkami. Frank zerknął
ukradkiem na pochyłe pismo Alicji. Stawiała litery w zastraszająco
szybkim tempie. Gdy on był w połowie akapitu, odłożyła pióro do
kałamarza i uśmiechnęła się triumfalnie. Szybko skończył i
spakował rzeczy do torby.
- Pani
opiekunka wraca do akcji – zachichotała, gdy wyszli z biblioteki.
- Mam nadzieję, że Ann ma dobry humor.
Na
zewnątrz było już ciemno, więc korytarze rozświetlały
świeczniki. Rzucały ciepłe światło na twarze dwójki Gryfonów.
Po kilku minutach dotarli do wieży Gryffindoru, podali hasło i
weszli przez dziurę w ścianie. Ogłuszyła ich muzyka i wrzask
tłumu.
Ich
oczom ukazała się chmara nastolatków od piątej klasy wzwyż. Z
różdżki leżącej na kominku dudniła piosenka The Beatles. James
Potter otworzył z hukiem Ognistą Whisky. Syriusz siedział w
otoczeniu dziewczyn z szelmowskim uśmiechem. Palił papierosa, choć
Frank nie zdziwiłby się, gdyby było to coś mocniejszego. Lily
stała na schodach w towarzystwie Ann na schodach i mierzyła
wzrokiem Pottera. Dorcas za to świetnie się bawiła, stojąc na
niskim stole z butelką wódki i kołysząc się w takt muzyki.
Zauważyła Alicję i uśmiechnęła się tym swoim tajemiczym
uśmiechem.
- Ann
chyba ma opiekę na dziś – wrzasnęła Breaks, próbując
przekrzyczeć muzykę. - To ja idę się zabawić. Idziesz?
- Co? -
krzyknął Frank.
-
Chcesz potańczyć?
Alicję
porwał tłum. Longbottom westchnął i podszedł do Remusa,
mastrującego coś przy fajerwerkach.
- Z
jakiej okazji ta impreza? - spytał Frank. Lupin wzruszył ramionami.
- Po co
nam powód – wyszczerzył zęby. Podał przyjacielowi kieliszek. -
Jak było?
Frank
uniósł kciuk do góry. W tym momencie fajerwerki wystrzeliły i
zaczęły latać po Pokoju Wspólnym. Huncwoci zaczarowali je, by nie
wyrządziły szkody. Rozbłysły na czerwono i złoto, formując
ryczącego lwa.
James
uniósł whisky i zawył radośnie.
- Chcę
wznieść toast za najpiękniejszą i najsłodszą osobę na tej
ziemi! Proszę państwa, Lily Evans!
Rozległy
się oklaski. Frank zauważył, jak Ruda marszczy brwi, odwraca się
na pięcie i rusza do swojego dormitorium. Dorcas pobiegła za nią.
Wybacz, kochana za te spóźnienia w notkach. Już wszystko naprawiam. Lubię Franka. W oryginalnym "Harrym Potterze" nic o nim nie było dlatego też cieszę się, że go tu opisujesz
OdpowiedzUsuńFrank to moje życie, zaraz po Syriuszu, więc pewnie często będzie się pojawiał :)
Usuń