niedziela, 11 września 2016

FRANK


Frank stanął przed lustrem i poprawił kołnierz koszuli. Zlustrował wzrokiem swoje odbicie, poprawił fryzurę, dopieścił każdy szczegół. Spotykał się z Alicją. Okoliczności nie sprzyjały, szczególnie, że w Hogwarcie wciąż odczuć można było napięcie po ataku na Ann Laverty, ale w końcu się odważył. Musiał wykorzystać okazję, szczególnie, że dziewczyna przechodziła trudny okres i nie miałaby siły mu odmówić.
Tego zawsze się bał. Odmowy. Od dwóch lat czekał na odpowiedni moment, by ją gdzieś zaprosić. Co prawda nie była to nawet randka, tylko wspólna nauka w bibliotece, ale Frank był zadowolony.
Syriusz, James i Remus z rozbawieniem obserwowali, jak się szykuje, co chwilę rzucając komentarze i wybuchając śmiechem. Frank nieraz spotykał się z dziewczyną, ale nigdy nie miał takiego mętliku w głowie.
Wszystko zaczęło się, gdy w piątej klasie Alicja pokłóciła się z Peterem Pettigrew. Wcześniej nie zwracał na nią większej uwagi, wiedział jedynie, że lubi imprezować i przyjaźni się z Lily, Dorcas i Ann. Gdy zobaczył jak zaklęciem wysmarowuje koszulę Glizdogona kremem waniliowym, krzycząc „Król kuchni!” z iście złośliwym wyrazem twarzy, jego serce zabiło mocniej. Nadal spotykał się z dziewczynami, ale myślami był przy Breaks.
Uniósł jedną brew, widząc, jak Black udaję, że tańczy walca z rozmarzoną miną. Machnął różdżką i przyjaciel runął na ziemię z łoskotem.
- O ty!
Chciał wbiec we Franka, ale ten odsunął się szybko. Syriusz wpadł na szafę. James i Remus wybuchnęli śmiechem. Łapa poprawił włosy i udał, że nic się nie stało.
Frank wyszedł z dormitorium z pogodnym wyrazem twarzy i skocznie ruszył do biblioteki. Z każdym krokiem czuł się coraz mniej pewnie. Otworzył ciężkie, drewniane drzwi i znalazł się w sali pełnej wysokich po sufit regałów z książkami. Część podręczników sama latała między półkami, segregując się alfabetycznie, kilkoro uczniów rozwiązywało zadania domowe przy starych biurkach i stołach. W kącie zobaczył dziewczynę o kasztanowych włosach i dużych, niebieskich oczach. Poczuł drżenie w kolanach. Alicja podniosła wzrok i pomachała mu wesoło. Zaśmiał się, ale szybko zamilkł pod wpływem syknięcia bibliotekarki.
- Ups – mruknął.
- Bywa wkurzająca – pokiwała głową Breaks, robiąc mu miejsce obok siebie. - Gotowy na spotkanie z Wróżbiarstwem?
- Tak jakby – powiedział, marszcząc brwi. Odetchnął głęboko i wyjął z torby kilkusetstronicowy podręcznik. - Moja babcia mi go dała – wyjaśnił, widząc zdziwione spojrzenie koleżanki. - Ponoć szybciej się z niego uczy.
- Cóż, raczej całego dziś nie przerobimy. Mam dzisiaj wartę przy Ann.
- Jak się czuje? - zainteresował się Frank. Od wypadku nie zamienił z nią ani słowa.
- Och, świetnie – wyszczerzyła zęby. - Strasznie jej się nudzi. Potrzebuje towarzystwa, a my jesteśmy cały dzień na lekcjach. No, może oprócz Dorcas, ale ona gdzieś się podziewa. Czasami z nią siedzi, a po zajęciach jakoś się dzielimy.
Longbottom uniósł brwi. Nie sądził, że dziewczyny są aż tak blisko. Ich przyjaźń była porównywalna do przyjaźni jego i reszty Huncwotów.
- Może my kiedyś przyjdziemy? Chociaż nie, to mogłoby się źle skończyć – zaśmiał się.
- Dlaczego?
Alicja obserwowała go spojrzeniem niebieskich tęczówek.
- Chodzą pogłoski, że nas nie znosicie – odparł nonszalancko, wertując podręcznik.
- To nie pogłoski – Breaks odwdzięczyła się zadziornie.
Skończyli dyskusje i zaczęli zapisywać pergaminy notatkami. Frank zerknął ukradkiem na pochyłe pismo Alicji. Stawiała litery w zastraszająco szybkim tempie. Gdy on był w połowie akapitu, odłożyła pióro do kałamarza i uśmiechnęła się triumfalnie. Szybko skończył i spakował rzeczy do torby.
- Pani opiekunka wraca do akcji – zachichotała, gdy wyszli z biblioteki. - Mam nadzieję, że Ann ma dobry humor.
Na zewnątrz było już ciemno, więc korytarze rozświetlały świeczniki. Rzucały ciepłe światło na twarze dwójki Gryfonów. Po kilku minutach dotarli do wieży Gryffindoru, podali hasło i weszli przez dziurę w ścianie. Ogłuszyła ich muzyka i wrzask tłumu.
Ich oczom ukazała się chmara nastolatków od piątej klasy wzwyż. Z różdżki leżącej na kominku dudniła piosenka The Beatles. James Potter otworzył z hukiem Ognistą Whisky. Syriusz siedział w otoczeniu dziewczyn z szelmowskim uśmiechem. Palił papierosa, choć Frank nie zdziwiłby się, gdyby było to coś mocniejszego. Lily stała na schodach w towarzystwie Ann na schodach i mierzyła wzrokiem Pottera. Dorcas za to świetnie się bawiła, stojąc na niskim stole z butelką wódki i kołysząc się w takt muzyki. Zauważyła Alicję i uśmiechnęła się tym swoim tajemiczym uśmiechem.
- Ann chyba ma opiekę na dziś – wrzasnęła Breaks, próbując przekrzyczeć muzykę. - To ja idę się zabawić. Idziesz?
- Co? - krzyknął Frank.
- Chcesz potańczyć?
Alicję porwał tłum. Longbottom westchnął i podszedł do Remusa, mastrującego coś przy fajerwerkach.
- Z jakiej okazji ta impreza? - spytał Frank. Lupin wzruszył ramionami.
- Po co nam powód – wyszczerzył zęby. Podał przyjacielowi kieliszek. - Jak było?
Frank uniósł kciuk do góry. W tym momencie fajerwerki wystrzeliły i zaczęły latać po Pokoju Wspólnym. Huncwoci zaczarowali je, by nie wyrządziły szkody. Rozbłysły na czerwono i złoto, formując ryczącego lwa.
James uniósł whisky i zawył radośnie.
- Chcę wznieść toast za najpiękniejszą i najsłodszą osobę na tej ziemi! Proszę państwa, Lily Evans!
Rozległy się oklaski. Frank zauważył, jak Ruda marszczy brwi, odwraca się na pięcie i rusza do swojego dormitorium. Dorcas pobiegła za nią.

2 komentarze:

  1. Wybacz, kochana za te spóźnienia w notkach. Już wszystko naprawiam. Lubię Franka. W oryginalnym "Harrym Potterze" nic o nim nie było dlatego też cieszę się, że go tu opisujesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frank to moje życie, zaraz po Syriuszu, więc pewnie często będzie się pojawiał :)

      Usuń