sobota, 20 maja 2017

ANN


Wszyscy się na nią gapili.
Właściwie robili to odkąd weszła rankiem do Wielkiej Sali, jednak eliksiry z głośnymi Ślizgonami, którzy obserwowali każdy jej ruch, wyjątkowo działały jej na nerwy.
- Nie przejmuj się – mruknęła Dorcas zachrypniętym głosem. Przecięła jaszczurzy język na dwie części i wrzuciła do kociołka. - Pokroisz ogon?
Ann skrzywiła się.
- Wegetarianie – westchnęła Meadowes i podała jej nóż. - To chociaż liście.
Ann zerknęła na Lily i Alicję, które pracowały naprzeciwko. Ich kociołek parował na fioletowo, tak jak było to opisane w podręczniku. Eliksir Ann i Dor nawet nie zaczął się gotować.
- Lily – syknęła blondynka. - Pomożesz?
Ruda wywróciła oczami i obeszła stół. Spojrzała na kociołek.
- Nie dodałyście kiełków i fasolek, prawda?
- Nieważne – machnęła ręką Dorcas.
- Oczywiście, że ważne! - krzyknęła Lily. - Fasola neutralizuje zapach zgnilizny, a kiełki zabijają bakterie, które doprowadzają do śmierci, to jest absolutnie ważne.
- Kochamy cię za ten geniusz – zaśmiała się Ann, sięgając po fasolę.
- Lepiej uważaj – usłyszała głos z tyłu. - Trujące eliksiry wyjątkowo mocno działają na Gryfonów.
Blondynka odwróciła się i zobaczyła chudego Ślizgona o szczurzej twarzy i włosach do ramion, związanych w kucyk.
- To groźba, Dołohow? - odezwała się Dorcas, patrząc na niego spode łba.
- Spokojnie – zmrużył oczy. - Ty akurat jesteś czysta jak łza. Ale z tego co wiem, wy dwie macie w rodzinie kilku mugolów, prawda? - zwrócił się do Ann i Lily.
- Jakiś problem? - podeszli do nich Huncwoci. Nauczyciel nic nie zauważył, skupiony segregował substancje w probówkach według koloru i gęstości.
- Dołohow właśnie wraca do swojego stołu – mruknęła Alicja.
Chłopak roześmiał się. W jego oczach pojawił się błysk szaleństwa.
- Oczywiście, że idę. Co za przyjemność spędzać czas z tyloma brudnymi szlamami.
To wystarczyło. Remus rzucił się na Ślizgona, a chwilę później zrobił to James. Podbiegło więcej uczniów. Jakiś prefekt ze Slytherinu próbował odciągnąć swojego znajomego, a Syriusz i Frank złapali przyjaciół w pasie, nie pozwalając im się wyrwać.
- James, uspokój się – krzyknęła Lily i pomogła Syriuszowi. Ann stała jak sparaliżowana, Alicja tkwiła między sprowokowanymi chłopakami, a Dorcas obserwowała wszystko dużymi, niebieskimi oczami.
Nauczyciel w końcu się obudził, zerwał się z krzesła i podszedł do grupki uczniów.
- A co tu się wyrabia?! - zlustrował wzrokiem podartą koszulę Rogacza i siniak na policzku Remusa. - Cała dziewiątka ma u mnie szlaban w sobotę! Nie, ty Dołohow przyjdziesz w piątek. Lepiej, żebyście nie przebywali w jednym pomieszczeniu. Panno Evans, dlaczego nie zapanowała pani nad wszystkim? Jest pani prefektem!
Lily otworzyła usta.
- Próbowałam! - pisnęła i rozłożyła ręce.
- W takim razie pani będzie tylko pilnować swoich kolegów podczas sprzątania biblioteki, A teraz wracać na stanowiska! Macie dwadzieścia minut, żeby skończyć eliksiry.
Reszta lekcji minęła w ciszy. Dorcas dodała do płynu kiełki i fasolę, by w końcu uzyskać fioletową parę. Pierwszy skończył Severus Snape, po nim była Lily z Alicją. Cała trójka zyskała dodatkowe punkty dla swoich domów.
Po eliksirach dziewczyny i Huncwoci poszli na błonia. Rozsiedli się pod drzewem, niedaleko wierzby bijącej i ścieżki prowadzącej do domku Hagrida. Rozłożysta korona rzucała przyjemny cień. Mimo że był już październik, nadal było gorąco.
- Ale masakryczny dzień – skomentował Frank, siadając obok Alicji. Wyjął z torby jabłko i dał dziewczynie. - I jeszcze ten szlaban w sobotę – jęknął.
- Przynajmniej nie musimy czyścić łazienek – mruknęła Ann.
- Mam nadzieję, że Dołohow będzie to robił – odparł James. - Najlepiej tę na czwartym piętrze. Nikt jej nie sprzątał chyba od trzydziestu lat.
Lily przejechała dłonią po rudych włosach.
- Powinniśmy iść z tym do Dumbledore'a.
- Nie ma mowy – pokręciła głową Ann. - Dopiero co wróciłam na zajęcia. Wolałabym, żeby tak zostało.
Dorcas oparła się o drzewo, ignorując nogi Syriusza zwisające z gałęzi, na której siedział. Próbował ją kopnąć.
- Powinniśmy dać im nauczkę. Idzie wojna, jeśli uznają, że mogą nami pomiatać to nas wykończą – podniosła wzrok. - Nie wiem jeszcze, co zrobimy, ale coś wymyślę.
Ann zerknęła na siedzących niedaleko pierwszaków. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Oni mogą nie mieć tak cudownego dzieciństwa jak ona.
A jeśli ich wszystkich czekała śmierć? Dziewczynę ogarnął strach. Pomyślała o wszystkim, co by ją ominęło. Studia, ślub, założenie rodziny, spotkania z przyjaciółmi, podróże, radość. To wszystko mogło jej zostać odebrane w najbliższym czasie. Jej oczy zaszkliły się, ale ukryła to przed znajomymi. Byli tacy silni w porównaniu z nią. Nie mogła się mazgaić.
Popatrzyła się na nich po kolei. James wpatrywał się w rude włosy Lily, przygryzając obie wargi. Dziewczyna nie zwracała na niego uwagi, wpatrzona w jezioro. Frank i Alicja o czymś rozmawiali, Dorcas mierzyła nienawistnym wzrokiem Syriusza, który posyłał jej swój lekceważący uśmiech, jednak było w nim coś przyjaznego, czego Ann wcześniej nie dostrzegała.
Jej wzrok zatrzymał się na stojącym dalej Lupinie, skupionym jak zwykle na otaczającej go rzeczywistości. Uśmiechnął się do blondynki pokrzepiająco, jakby dokładnie wiedział, o czym myśli.

wtorek, 18 kwietnia 2017

LILY


Lily obudziło śpiewanie Ann, która chodziła po pokoju z brytyjskim kotem Dorcas i nuciła piosenkę Beatlesów. Evans podniosła się powoli i zmarszczyła brwi.
- Co ty odwalasz?
- Cześć, Ruda – przywitała się blondynka, kołysząc się na boki. - Nie pamiętasz? - przysiadła na skraju łóżka. - Dzisiaj wracam do zajęć! Po tym wypadku! Obudź się!
- A, racja – dziewczyna przetarła oczy i ziewnęła. Rozejrzała się po pokoju. Dorcas leżała na swoim łóżku zwinięta w kłębek, a Alicja prawdopodobnie była w łazience. Za oknem padał deszcz. Nadchodząca jesień dawała się we znaki.
Lily wstała niezgrabnie i podniosła przygotowane dzień wcześniej ubrania z krzesła. Zasunęła kotary i schowała się za nimi, zrzucając z siebie piżamę. Naciągnęła na biodra spódnicę w szkocką kratę, włożyła cienki sweter i czarne zakolanówki, jak na panią prefekt przystało. Tak ubrana zapukała do drzwi łazienki.
- Tak? - odezwał się głos Alicji.
- Mogę wejść?
- Moment – Lily usłyszała zgrzyt zamka i nacisnęła klamkę. Alicja stała przed umywalką ze szczoteczką w buzi. - Dobły – przywitała się.
- Hej – uśmiechnęła się Evans. Umyła się i zerknęła w lustro. Jej gęste, rude włosy pofalowały się lekko i spływały kaskadą po ramionach. Dziewczyna wzruszyła ramionami i zaplotła je w warkocz. Nie lubiła, gdy łaskotały ją w twarz podczas nauki.
Wyszła wcześniej od przyjaciółek, gdyż czekało ją spotkanie prefektów. Za obrazem Grubej Damy poczekała na Remusa, który oczywiście się spóźnił.
- Przepraszam, to przez Jamesa – wymamrotał, w pośpiechu zapinając plakietkę z ozdobnym „P”. - Schował mi gdzieś... A, nieważne. Chodźmy.
Lily podreptała za nim, próbując nadążyć za szybkimi krokami kolegi.
- Jesteś jakiś poddenerwowany – zauważyła Lily.
Chłopak machnął ręką.
- Wydaje ci się.
Dotarli punktualnie. Weszli do niewielkiego gabinetu, w którym zawsze odbywały się spotkania. Kilka wysokich krzeseł, obitych poduszkami, stało wokół okrągłego stołu. Większość miejsc już była zajęta. Ruda i Lupin usiedli na swoich i odetchnęli.
Do gabinetu wkroczył przewodniczący, dumny Puchon z szóstej klasy, który działał wszystkim na nerwy swoim wysokim poczuciem własnej wartości i uszczypliwością. Chłopak usiadł na głównym miejscu, uśmiechając się z wyższością i rozpoczął.
- Tak więc – wydął usta. - Od czego by tu... A, tak. Po pierwsze, chciałbym wnioskować o zmianę sali, gdyż ta jest niesamowicie przytłaczająca. Po drugie, wymiana krzeseł...
- Czy naprawdę ściągnąłeś nas tu, żeby gadać o krzesłach? - przerwał mu Remus. - Bo jeśli tak, to mamy ciekawsze rzeczy do roboty.
Puchon nabrał dużo powietrza, ale zaraz je wypuścił. Uniósł wyżej głowę.
- Oczywiście, że nie. Musimy omówić ważniejszą rzecz, ale twój móżdżek chyba tego nie ogarnia – odparł.
Remus chciał wstać, ale Lily przytrzymała go za rękaw.
- Uważaj, Lupin – ostrzegł go chłopak. - Albo ty i twoi zdemoralizowani przyjaciele skończycie na dnie – chrząknął. - No, o czym to ja mówiłem? Właśnie, dyrekcja planuje wycieczkę do Hogsmeade. Zostałem poproszony o zorganizowanie ochrony i uznałem, iż najlepszym rozwiązaniem będą najstarsi prefekci.
- Czyli co dokładnie? - zapytała Amanda Green z Ravenclawu. Puchon odpowiedział na to chichotem.
- To chyba oczywiste, Amando, będziecie pilnować młodszych, a w razie jakiegokolwiek ataku, odprowadzicie ich do zamku. Nad wszystkim będą panować jeszcze nauczyciele, a słyszałem, że w Hogsmeade pojawili się aurorzy, więc nic a nic wam nie grozi.
- Wam? - zmarszczyła brwi Lily.
- Niestety jestem zajęty w tę sobotę i nie mogę was zaszczycić swoją obecnością.
- Ty tchórzu – syknęła dziewczyna i wstała gwałtownie. W jej ślady poszła większość innych prefektów. Wyszli z sali, głośno dyskutując.
- Mamy ryzykować życie, jakby nie było na tym świecie aurorów – powiedział Remus. Jego wzrok pociemniał. Lily przyjrzała mu się zaniepokojona.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze.
- Nic mi nie jest – machnął ręką i szybkim krokiem poszedł w stronę Wielkiej Sali. Dziewczyna podążyła za nim. Usiedli obok swoich przyjaciół.
- Cześć! - przywitała się Lily, szczerząc zęby. Na jej policzkach pojawiły się dwa dołeczki. Syriusz machnął do niej głową, grzebiąc widelcem w talerzu. James mrugnął do niej i przyjrzał się Remusowi.
- Zmęczony? - zapytał. Lupin pokiwał głową, patrząc mu prosto w oczy. Ann zmarszczyła brwi.
- Może zostań dzisiaj w dormitorium? - zaproponowała.
- To tylko ból głowy – uciął. Ann przygryzła wargi i spuściła wzrok.
Chwilę później doszła do nich Dorcas. Rzuciła swoją szmacianą torbę na miejsce naprzeciw Syriusza i usiadła spokojnie.
- Hej – mruknęła. Nalała wody do szklanki i wzięła duży łyk. - Dlaczego jesteście tacy martwi?
- Życie nas boli – odparł James.
- Kiepsko – dziewczyna wzruszyła ramionami i wypiła wodę do końca. Wzięła croissanta i wstała. -
Idę, nie mogę znieść waszej depresji.
- Ja właściwie też już pójdę – powiedziała Lily. - Muszę jeszcze wstąpić do dormitorium przed lekcjami. Zostawiłam podręcznik z eliksirów.
Ruda przeszła przez Wielką Salę i skierowała się w stronę schodów. Katem oka zobaczyła dziewczynę o brązowych włosach. Siedziała na kamiennej poręczy. Evans przystanęła.
- Riley! - zawołała i uśmiechnęła się. Dziewczyna podniosła głowę i pomachała do Lily. Zeskoczyła na podłogę.
- Hej – przywitała się. - Jak tam?
- W porządku – Lily pokiwała głową. - A u ciebie?
- Jest... w porządku – Riley przygryzła wargi.
- Riley... - westchnęła Ruda. - Strasznie mi głupio, że tak wyszło. Przysięgam, nie zamierzam nawet tknąć Jamesa. Przykro mi, że rozwaliłam wasz związek. Bardzo chciałabym to naprawić.
Riley uśmiechnęła się i objęła koleżankę.
- Nie masz za co przepraszać, naprawdę. Tak wyszło. A teraz muszę iść, mam zajęcia na ostatnim piętrze.
Odeszła powoli. Jej faliste włosy kołysały się w takt jej kroków. Lily westchnęła. Poczuła się jak intruz.
Odwróciła się na pięcie i prawie wpadła na Jamesa.
- Podsłuchiwałeś?! - warknęła, marszcząc brwi. Chłopak pokręcił głową.
- Niestety dopiero podszedłem, ale z chęcią dowiem się, o co chodzi.
- Nic ci nie zamierzam mówić! - odparła wyniośle Lily, nabierając dużo powietrza. Zastanowiła się chwilę. - Musimy porozmawiać.
Potter parsknął śmiechem.
- To chcesz mi coś powiedzieć czy nie?
Ruda nie odpowiedziała, tylko wepchnęła chłopaka do jakiejś starej klasy i zatrzasnęła drzwi. Chłopak rozejrzał się zdziwiony.
- Nie mam pojęcia co tu robimy, ale nie chcesz wiedzieć, ile dziewczyn przyprowadził tu Syriusz.
Evans wywróciła oczami i oparła się o ławkę.
- Na pewno nie będziemy rozmawiać o Syriuszu. A powinniśmy, bo jestem prefektem, a to, co wyprawia, zdecydowanie łamie kilkadziesiąt punktów regulaminu! Ale do rzeczy... Chciałam porozmawiać o Riley.
- Domyśliłem się już z dziesięć minut temu – mrugnął chłopak i poprawił włosy.
- Naprawdę, nie wiem co ona w tobie widzi – szepnęła do siebie Lily i dodała głośniej – musisz się z nią pogodzić – James uśmiechnął się i westchnął. - Nie patrz tak na mnie.
- Jak? - podszedł do niej.
- Właśnie tak – odepchnęła go Lily.
- Myślę, że dałem ci do zrozumienia, że to nie wyjdzie – mruknął jej do ucha i wyszedł z klasy.
Lily otworzyła usta. Przejechała dłońmi po twarzy i wydała zduszony krzyk.
Idiota”, pomyślała.

niedziela, 8 stycznia 2017

SYRIUSZ


- Zaklęcie zwiększająco- zmniejszające ma na celu... - Syriusz nawet już nie słuchał. Położył głowę na ławce i przymknął oczy. Wczorajsze cukierkowe spotkanie przerodziło się w imprezę do późna i większość Gryfonów miała problem ze skupieniem się. Może oprócz Alicji i Franka, którzy zmyli się na spacer i opuścili alkoholowe szaleństwo. Siedzący obok Syriusza James ściągnął okulary i przecierał oczy, a Lupin myślał nad sensem życia dwie ławki dalej. - Jego główne zastosowania to...
Gdy Black otworzył oczy, wszyscy pakowali już książki i pergaminy. Przyjaciele poczekali na niego przy wyjściu i razem ruszyli na następne zaklęcia.
- Nie mam pojęcia, co my właściwie wczoraj robiliśmy – mruknął chłopak, idąc pośrodku.
- I niech tak zostanie – skwitował Remus, poprawiając blond włosy. - Szczególnie, że znalazłem Glizdogona w wannie dzisiaj rano, kompletnie mokrego i z niebieskimi włosami. Najgorsze, że prawdopodobnie sam to sobie zrobił.
James uniósł brwi ze wzrokiem znawcy. Jego włosy były bardziej potargane niż zwykle.
- Ponoć przez cały wieczór udawałem psychologa i cała nasza trójka ma depresję. Wypisałem nam leki, ale boję się, że nie przyjmą tej recepty – wymamrotał cicho okularnik. Po chwili wzruszył ramionami. - No nic, czas na Wróżbiarstwo, znów dowiemy się, kiedy umrze moje nawet niezaplanowane dziecko.
Weszli do sali i zajęli miejsca w wygodnych fotelach. Wszędzie wisiały zasłony i koce, a dywanami były wyłożone nawet parapety. W powietrzu roznosiła się woń kadzideł. Młoda nauczycielka siedziała przy oknie i z rozmarzeniem wpatrywała się w szklaną kulę. Miała mocno kręcone, rude włosy, ogromne okulary na nosie i szczurzą twarz. Była chuda, jednak nie widać tego było przez ogromną ilość materiałów o różnych wzorach, którymi była obwieszona.
- Och, tak, już zapomniałam, że mamy dzisiaj zajęcia – wyszeptała. Syriusz zmarszczył brwi.
- Od czterech lat powtarzam wam, że jest opętana. Mamy wróżbiarstwo w poniedziałki od czterech lat.
- Siadajcieeee – powiedziała nauczycielka z uniesieniem w głosie, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy już zajęli miejsca. - Och, Dorcas! Te twoje kadzidełka są niesamowite!
Meadowes odwróciła wzrok i westchnęła.
- Niech będzie.
Syriusz zaśmiał się cicho. Popatrzył jak dziewczyna bierze do ręki drewnianą tablicę z horoskopem i mówi coś do Lily. Spojrzał na swoją tablicę.
- A więc, Rogacz... Wychodzi mi na to, że... - zmarszczył brwi. - Jak ja nienawidzę tego przedmiotu. Nie wiem, co, do cholery, oznaczają te gwiazdozbiory, ale według książki w tym miesiącu spotka cię dużo wesołych rzeczy i poznasz wiele ciekawych osób.
James klasnął w dłonie.
- Nareszcie jakaś odmiana! - ucieszył się, jednak zaraz podbiegła do niego nauczycielka i wyrwała chłopcom horoskop.
- Potter, Potter... Ach, tu jest! - Wpatrzyła się w tablicę i zrobiła smutną minę. - Przykro mi, ale wszystko wskazuje na to, że twój syn zginie w wieku 13 lat...
- Ja nawet nie mam syna! Ani nie będę go miał w najbliższej przyszłości!
- Jeśli chcesz rozmawiać o swojej seksualności, panie Potter, to nie na moich lekcjach!
James westchnął z rezygnacją i zaczął bawić się okularami, nie poświęcając więcej uwagi zajęciom. Black poklepał go po ramieniu i zaczął przeglądać książkę. Gdy zadzwonił dzwonek, szybko zerwał się ze swojego miejsca.
- Chodźcie, w końcu w miarę normalna lekcja – powiedział, mając na myśli Opiekę nad magicznymi stworzeniami, którą tymczasowo prowadził gajowy Hagrid, przyjaciel Huncwotów. Chłopcy wybiegli z klasy, popychając się i śmiejąc. Ruszyli na błonia, gdzie czekał nauczyciel. Widać go było z daleka, co nie stwarzało większych problemów, gdyż miał ponad 3 metry wzrostu. W ręce trzymał dużą klatkę. Uczniowie zgromadzili się wokół niego.
- Witam, Gryfoni! - zagrzmiał. - Dzisiaj ładna pogoda, to se pomyślałem, że możemy porobić co nico na polu. W tej klatce mam kilka Niuchaczy. Urocze stworzenia, ale mają nosa do błyskotek, cholibka. Pójdzie jeden na parę. Dobierzcie się szybko i po kolei!
Syriusz kiwnął do Jamesa, który wyszczerzył zęby w odpowiedzi. Łapa stanął w kolejce i zobaczył jak Hagrid wyciąga z klatki sporego kreta z długim ryjkiem i podaje go Dorcas. Chwilę potem dostał swojego.
- Poznaj nasze dziecko, Jamie – mruknął, głaskając czarne futerko.
- Słuchajcie mnie teraz! Na błoniach są ukryte monety. Macie je znaleźć z ich pomocą, tylko nie pozwólcie dostać im się do zamku, bo wszystko popsują, cholibka. Kto znajdzie najwięcej, będzie mógł zachować monety. Nie są prawdziwe co prawda, ale to żetony do Sklepu Zonka, więc zawsze coś tam można wyhandlować. No, do roboty! - zagonił ich gajowy.
Syriusz z rozbawieniem patrzył na naburmuszoną minę Dorcas, która jak zwykle miała na sobie dużo biżuterii i Niuchacz lgnął do niej z każdym jej ruchem. Popędził za Jamesem, który bardzo zaangażował się w zajęcia i biegał po krzakach z kretopodobnym stworzonkiem. Okularnik uwielbiał zakupy u Zonka. Do jego mundurka poprzyczepiało się pełno gałęzi.
Black trzymał monety w dłoniach, kiedy Hagrid ogłosił koniec zabawy. Przyznał zwycięstwo uradowanemu Jamesowi i wszyscy udali się na lunch. Huncwoci dosiedli się do Lily, Dorcas, Ann i Alicji, co dziewczyny skomentowały wymianą spojrzeń.
- No tak, jak zwykle nie jesteśmy tu mile widziani – mruknął Syriusz.
- Dziwisz się? - Dorcas spojrzała na niego wyzywająco.
- Tak – powiedział chłopak. - Weźcie, to ostatni rok, chyba możemy chociaż normalnie pogadać, prawda?
- O ile nie będzie to rozmowa o tych blondynach, o waszych idiotycznych pomysłach, o nas, o waszych osiągnięciach, ogólnie rzecz biorąc, o wszystkim, co jest w was odrażające, to jasne – odparła Lily.
- Masz makaron we włosach, nie możemy brać cię na poważnie – powiedział James. Ann wyciągnęła z rudych kosmyków przyjaciółki spaghetti.
- Właśnie o tym mówię.
Remus westchnął teatralnie.
- Dajcie spokój, mamy siedzieć jak na stypie? Chcemy się tylko zakolegować.
Dziewczyny spojrzały na nich zdziwione. Zmarszczyły brwi i popatrzyły po sobie.
- No dobra – kiwnęła głową Alicja. - Sojusz.
Przez stół podała rękę Jamesowi.
- Teraz, moje drogie – zaczął Syriusz. - Zacznie się prawdziwe życie.

***

- Nie sądziłem, że tak łatwo się zgodzą – powiedział późnym wieczorem, gdy siedział zresztą Huncwotów w dormitorium.
- Ja też nie – odparł Remus. - Ale to dobrze. Jestem już zmęczony tymi wszystkimi kłótniami.
- Nie no, co ty, to tylko 6 lat skakania sobie do gardeł – podsumował Frank, opadając na poduszkę.
Syriusz uśmiechnął się do siebie i zasunął kotary. Położył się i wyciągnął spod poduszki Mapę Huncwotów.
- Lumos – szepnął i z jego różdżki wystrzelił jasny promień. Spojrzał na dormitorium dziewczyn. Kropka z podpisem „Dorcas” przemieszczała się w stronę drzwi. - Co ty znowu kombinujesz?
Wyszedł szybko z łóżka i poszedł w stronę wyjścia.
- A ty dokąd? - zapytał Remus, szykujący się do spania.
- Muszę coś sprawdzić.
Zbiegł po schodach i przeleciał przez Pokój Wspólny. Zatrzymał się na korytarzu i poczekał, aż obraz otworzy się i pojawi się w nim Dorcas. Zgodnie z jego przypuszczeniami, dziewczyna wymknęła się i ruszyła po chłodnej posadzce.
Po kilkunastu minutach Syriusz obserwował, jak wchodzi do sali astronomicznej i siada na parapecie. Wyglądała na taką drobną bezbronną, chuda, w luźnej sukience i poplątanych włosach. Syriusz wiedział jednak, że to złudzenie.
Nagle Dorcas odwróciła się gwałtownie, jakby wyczuła jego obecność. Zmarszczyła brwi i wstała, wyciągając różdżkę. Syriusz westchnął i wyszedł zza rogu.
- Co, do cholery, tu robisz? - warknęła dziewczyna. Chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- Myślałem, że znowu idziesz poimprezować czy coś.
Uniosła brwi.
- Wyjątkowo często się mylisz – mruknęła i podeszła bliżej.
- Aż tak to widać? - wyszczerzył zęby. - Masz coś przeciwko, żebym posiedział tu z tobą?
- Tak – odparła. Syriusz wzruszył ramionami i usiadł na parapecie. Dorcas pierwszy raz w życiu uśmiechnęła się do niego. Wspięła się obok niego i popatrzyła z gwieździste niebo.
- Dragi i imprezy to nie jedyne rzeczy, którymi się zajmuję, Black.
Spojrzał na nią. W jej dużych oczach odbijał się księżyc.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego ciągle zgrywasz taką twardą, bezuczuciową, nie pozwalasz nikomu się poznać?
- Dlaczego miałabym? Ludzie ranią. Myślę, że dobrze o tym wiesz.

piątek, 6 stycznia 2017

ALICJA


Alicja założyła czerwoną koszulkę, włożyła ją do czarnych, obcisłych spodni, narzuciła na siebie kurtkę z cienkiej skóry. Wzięła kosmetyczkę i poszła do łazienki. Wykonała perfekcyjny makjaż, podkreślając duże oczy granatowym cieniem. Rozpuściła włosy, pozwalając, by ułożyły się w swobodne fale.
Spojrzała w lustro. Odbiły się w nim brązowe włosy, pełne usta, szare, wesołe oczy, szczupła sylwetka. Alicja powiesiła na szyi cienki łańcuszek, ubrała buty na obcasie i gotowa wyszła z łazienki. Powiesiła na ręce torebkę i pewnie zeszła do pokoju wspólnego.
Na dole czekała na nią Dorcas, będąca całkowitym przeciwieństwem roześmianej, kolorowej Breaks. Ubrana w czarną, krótką sukienkę i martensy, obwieszona srebrną biżuterią, wodziła wzrokiem po Gryfonach. Jej rozlatująca się torba kołysała się w rytm oddechów dziewczyny.
- Witam, witam! - zawołała śpiewnie Alicja, szczerząc zęby.
- Hej, Alo – uśmiechnęła się Meadowes.
- Widzę, że ktoś ma dzisiaj dobry humor. To super. Dobra, chodź, bo umieram z głodu.
- Nie wydaje mi się.
Po kilku minutach były w Wielkiej Sali. Usiadły na swoich ulubionych miejscach. Lily i Ann już na nie czekały.
- Annie, dziś jutro wielki powrót na zajęcia, co nie? Jak się czujesz? - Alicja spytała blondynkę, uśmiechając się przyjaźnie.
- Przez ten cały czas, który spędzałam sama w dormitorium, przerobiłam cały materiał z tego miesiąca. Będę się nudzić – wywróciła oczami Laverty.
- Jesteś niesamowita. Ja bym sobie odpuściła po godzinie.
- W ogóle byś nie zaczęła – wtrąciła Lily, śmiejąc się. - Idziemy gdzieś wieczorem? - zmieniła temat. - Pomyślałam, że możemy wpaść do Pokoju Życzeń i coś porobić... Poza tym, chcę z wami pogadać.
Alicja pokiwała głową.
- Jak najbardziej. Co powiecie na plażę?
Roześmiały się. Alicja nalała sobie wody i nałożyła na talerz łyżkę sałatki. Popatrzyła na tosty Ann.
- Zaśmiecasz swój organizm, skarbie – rzuciła. Laverty zmarszczyła brwi.
- To tylko tosty.
- Jak tam chcesz – wzruszyła ramionami. Spojrzała na zegarek. - Muszę lecieć. Wiecie, lubię mieć wszystko punktualnie zrobione. Widzimy się później!
Przyjaciółki pomachały do niej i zabrały się za jedzenie śniadania. Alicja pobiegła do szatni dla graczy Qudditcha. James Potter, Syriusz Black i Angelina Hamitch przebierali się na trening. Reszta drużyny jeszcze nie przyszła.
- Cześć! Gotowi? Gdzie są pałkarze? - nie czekając na odpowiedź, zaczęła się przebierać. - Powiem wam, że jestem pozytywnie nastawiona na najbliższy sezon.
- Ta, chociaż ty jedna – rzucił Syriusz, wiążąc włosy w kucyk. - Bo wszyscy są w strasznie ponurych nastrojach.
- Slytherin ma nowego ścigającego. Chłopak ma talent. Na ostatnim treningu trafiał za każdym razem – zmarkotniał James. Ściągnął okulary i wrzucił je do torby. - Przerzutki i wtyki ma opanowane do perfekcji.
- A my mamy mnie – parsknął skromnie Black. - Wątpisz w mój talent?
- Nigdy w życiu, Łapo!
Nagle usłyszeli gwizdek pani Hurricane. Wzięli miotły i wyszli na ogromne boisko. Wiał lekki, letni wiatr. Niebo było częściowo przykryte chmurami.
- Warunki perfekcyjne – pokiwała głową Angelina, uśmiechając się. Przerzuciła nogę przez miotłę i wzbiła się w powietrze.
Alicja rozejrzała się. Na trybunach siedziała Molly Prewett, przyjaciółka Angie, Remus i Lily, która postanowiła pokibicować przyjaciółce.
- Potter, gdzie reszta twojej drużyny, na brodę Merlina?! - wrzasnęła pani Hurricane, marszcząc brwi. Wyglądała jak wściekła puma szykująca się do skoku. Miała czarne włosy, spięte w ciasny warkocz, jej wysportowane ciało podkreślał ciemny, przylegający strój do Qudditcha, a ostre rysy twarzy nadawały surowego wyglądu. Ali wzdrygnęła się.
- Oni... zaginęli w akcji, pani profesor – wymamrotał Potter.
- To nieco komplikuje sprawę, nie uważasz?
Sytuację Jamesa uratowała Molly, a dokładniej jej wrzask. Artur Wesley stał nad nią z niewielkim przedmiotem.
- Weasley, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie podchodził do mnie z tymi mugolskimi wynalazkami?!
- Ale Molly, to ręczna tarka do warzyw! Przecież to niesamowite!
- Arturze, oczywiście, że to niesamowite, jednak wolałabym, żebyś zajął się egzaminem, który, przypominam ci, piszesz pojutrze.
Twarz chłopaka przybrała kolor jego rudych włosów. Zamilknął.
- Czy coś się stało? - zaniepokoiła się Molly. - Masz mi coś do powiedzenia?
Artur przygryzł wargi.
- Jest... Jest... Taka tycia sprawa... Mikrotycia, powiedziałbym nawet...
- Arturze Weasley... - panna Prewett zmrużyła oczy. Rudzielec nie mógł wytrzymać tego spojrzenia.
- Całkiem zapomniałem... i... i zapisałem się na ten sam termin!
- O czym ty mówisz?
- Pojutrze zdaję mugolskie prawo jazdy! - wypalił chłopak, odwrócił się i rzucił pędem przez ławki na trybunach, chowając się przed zaklęciem rzuconym przez dziewczynę.
Alicja uniosła brwi.
- Wow – mruknęła do siebie. Przerzuciła nogę przez nową miotłę, prezent od rodziców na początek ostatniego roku w Hogwarcie i poszybowała w górę. Trening trwał tylko pół godziny, gdyż reszta drużyny się nie pojawiła. Gdy wrócili do szatni, zobaczyła, jak wkurzony jest James.
- Jak tak dalej pójdzie to nici z pucharu.
- Damy radę – pocieszyła go Angelina, rozczesując długie włosy.
- Jasne – mruknął Potter. - Właśnie, Alicja – dziewczyna uniosła głowę na dźwięk swojego imienia. - Frank kazał przekazać, że nie da rady się dzisiaj z tobą spotkać.
Breaks uniosła brwi.
- A to dlaczego?
- McGonnagal chciała, żeby przypilnował jakichś drugoklasistów w trakcie szlabanu czy coś. Nie przejmuj się, pewnie jutro ci coś zaproponuje.
- Nie, spoko, nie ma sprawy – wymusiła uśmiech. - To miała być tylko nauka jednego zaklęcia. I tak już je umiem – wzruszyła ramionami. Spakowała szybko rzeczy do torby. - Lecę, do później.
Poszła prosto do dormitorium. Czuła, że zaraz się rozpłacze. Położyła się na łóżku i sięgnęła po różdżkę. Wyczarowała niewielkie motylki, które fruwały nad jej głową, po czym znikały.
- Nieważne – mruknęła do siebie. Wstała i zobaczyła, że jej sowa wróciła z domu z listem od rodziców.

Kochana Alicjo,
Mamy nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Wszyscy wyczekujemy, aż przyjedziesz na święta. Jeszcze dwa miesiące, ale prezenty dla ciebie już się zbierają. Przysyłamy ci nowy sweter, żebyś choć trochę poczuła dom.
Tacie bardzo powodzi się z firmą, jego gazeta jest najczęściej kupowaną w całej Brytanii. Zdobyliśmy też bilety na Mistrzostwa Świata w Qudditchu, odbędą się w wakacje, wybierzemy się tam przed twoimi studiami. Poza tym, musiałam kupić nową różdżkę, gdyż stara połamała się, gdy robiłam małe eksperymenty kulinarne.
Napisz jak najszybciej, co u ciebie, chcemy znać wszystkie plotki. Pamiętaj, jesteś najcudowniejsza! Kochamy ię bardzo, maleńka.
Mama

Alicja uśmiechnęła się do kartki. Włożyła ją do pudełka po butach, gdzie trzymała wszystkie listy. Na samym dnie leżało stare zaproszenie do rozpoczęcia nauki w Hogwarcie.
Usłyszała kroki na schodach. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Dorcas. Uśmiechnęła się, weszła i zamknęła drzwi.
- Hej, nie powinnaś być teraz z Frankiem? - spytała, podchodząc bliżej.
- Taaa, zostałam trochę wykiwana. To nie jego wina – odparła Ali, podnosząc wzrok.
- Kiepsko – skomentowała Dor i wyjęła coś ze swojej szafki. Alicja dostrzegła, iż jest to srebrny łańcuszek, który Meadowes dostała od jakiegoś starszego chłopaka dwa lata temu. - Chodź na dół. Jest wesoło. Ktoś załatwił słodycze z Miodowego Królestwa. Poprawią ci humor. Do tego próbuję z Lily i Ann wyciąć jakiś numer Huncwotom i przyda nam się jeszcze jedna głowa do myślenia.
Alicja zaśmiała się i pozwoliła Dor pociągnąć się do Pokoju Wspólnego. Rzeczywiście, było tam sporo osób, a wszystkie stoliki były zawalone słodkościami. Lily i Ann siedziały w swoim stałym miejscu, na kanapach przy kominku.
- Kogo my tu mamy! - zawołała Lily, podając przyjaciółce piwo kremowe. - Polecam te żelki w kształcie królików. Zaczynają skakać po języku.
- Nieźle – pokiwała głową Ali. Rozglądnęła się. Huncwoci stali na dywanie, otoczeni przez wianuszek młodszych dziewczyn. - Mówiłyście coś o wrobieniu ich.
- Nie mam pomysłu – mruknęła Ann.
Alicja wyszczerzyła zęby i machnęła różdżką w stronę chłopców. Dywan pod ich stopami uniósł się na metr. Przyjaciele zakołysali się niebezpiecznie.
- Co do...? - zaczął Syriusz, ale nie skończył, gdyż dywan gwałtownie ruszył do przodu. Po pokoju przeszła salwa śmiechu.
Lupin odwrócił się szybko.
- Breaks! - wrzasnął. Dziewczyny roześmiały się głośno. Dorcas wyszeptała zaklęcie i dywan upadł na ziemię i zwinął się, unieruchamiając Huncwotów w środku. Przyjaciółki zerwały się i zanim chłopcy wydostali się z pułapki, wybiegły na korytarz. Pobiegły w stronę Pokoju Życzeń. Wyleciały zza zakrętu, wpadając na kogoś. Alicja podniosła wzrok i zobaczyła Franka. Wyglądał na dość zakłopotanego.
- Och...
Lily przygryzła wargi i pociągnęła Dor i Ann w drugą stronę.
- Odwrót zarządzam.
Gdy odeszły, Frank wyszczerzył zęby.
- Sorry za dzisiaj. McGonnagal tak szybko mi powiedziała, że nawet nie zdążyłem się sprzeciwić.
Alicja pokiwała głową.
- Nie ma problemu. Zdarza się – powiedziała, czując, jak rumieniec wkrada się na jej policzki.
Frank udał, że tego nie widzi. Pokiwał tylko głową.
- To może... - zaczął. - Może nadrobimy to teraz? Niekoniecznie z książkami.
Uśmiech dziewczyny wystarczył.