poniedziałek, 29 sierpnia 2016

SYRIUSZ


Dziewczyna wpiła mu się w usta, rozpinając guziki koszuli. Jego ręce spoczywały na jej talii. Znajdowali się w jej dormitorium, zamkniętym na klucz. Syriusz wykorzystał ten sam schemat, co zawsze. Znalazł dziewczynę, która miała na jego punkcie świra, zaspokoił swe żądze, a potem zostawiał ją w łóżku, szybko się ubierając.
Krukonka zaszlochała, gdy otwierał drzwi.
- Kocham cię!
Black odwrócił się z kpiącym uśmiechem.
- Kochasz? Miłość nie istnieje, skarbie.
„Moja rodzina udowodniła mi to wiele razy”, dodał w myślach.
Wyszedł z wieży Ravenclawu i ruszył do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Otworzył obraz i przeszedł przez dziurę w ścianie. Jak zwykle o tej porze, było tu wiele ludzi. Księżyc za oknem oświetlał czubki drzew Zakazanego Lasu i odbijał się w jeziorze. Ktoś napalił w kominku, trzecioklasiści pisali po książkach z wróżbiarstwa, a grupka osób marzących o popularności z zazdrością wpatrywała się w jeden z kątów pokoju.
Stały tam cztery czerwone fotele i kilka puf, ustawione były tak, że sprawiały wrażenie zamkniętej nory. Rzeczywiście tak było. Huncwoci zagarnęli to miejsce już pierwszego dnia w Hogwarcie, tam znajdowało się ich małe królestwo, do którego nie każdy mógł wejść.
Syriusz skierował swoje kroki właśnie do tego kąta. Jego przyjaciele siedzieli rozłożeni na fotelach, co chwilę wybuchając śmiechem. Dosiadł się do nich, Biorąc ze stolika butelkę z Ognistą Whisky.
Huncwoci nie pytali się, gdzie był; dobrze wiedzieli. Zamiast tego opowiedzieli mu kilka nowych pomysłów na kawały. Najbardziej spodobała im się idea wysmarowania schodów masłem.
- No to załatwione – uśmiechnął się Syriusz.
Zebrali swoje rzeczy i poszli do dormitorium.
Jeśli było jakieś miejsce, w którym panował większy nieporządek, to nie zostało jeszcze odkryte przez ludzkość. Wszędzie walały się stare butelki, ubrania i gazety. Jedynie łóżko Remusa było czyste. Huncwoci zbierali się do posprzątania od wcześniejszego roku, ale nie mieli na to siły. Nie pomyśleli o użyciu czarów, a poza tym, obawiali się, że po sprzątaniu nie będą mogli niczego znaleźć.
Usłyszeli pukanie w szybę. James wpuścił do środka płomykówkę. Sowa trzymała w nóżce paczuszkę. Chłopak otworzył ją.
- To od mamy.
Wyjął coś z pudełeczka i przeczytał dołączony list.
- Jest też dla ciebie – rzucił niewielki przedmiot to Syriusza.
Chłopak złapał go i zobaczył srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie litery 'S'. Black poczuł, że trzęsą mu się ręce. W szóstej klasie uciekł z domu i zamieszkał u Jamesa. Rodzina Potterów traktowała go jak prawdziwego syna. Nie potrafił im się odwdzięczyć.
Zawiesił łańcuszek na szyi. Literka wpasowała się w zagłębienie między obojczykami. Podniósł wzrok i zobaczył podobną ozdobę u Pottera. Srebrne 'J' podnosiło się w rytmie oddechów przyjaciela.
- Dzięki – mrugnął do przyjaciela i usiadł na łóżku. Zauważył, że Remus jest przygaszony. - Lunio, wszystko w porządku?
- Pojutrze pełnia – to wystarczyło.
James usiadł koło przyjaciela i uśmiechnął się wesoło.
- Pomożemy ci, jak zawsze. Będzie dobrze. To w końcu tylko mały, futerkowy problem, co nie?
- Rogacz, powinieneś zostać poetą. Nikt by tego tak nie ujął – mruknął Black.
- To wrodzony talent, Łapo.
- Nie wątpię. Kto się dzisiaj pierwszy kąpie?
Frank jak na komendę rzucił się do łazienki. Minął zaskoczonego Remusa i trzasnął drzwiami.
- Ha!
Potter przetarł okulary.
- Wygląda na to, że Frank.

***
Syriusz zszedł do Pokoju Wspólnego. Musiał czekać na łazienkę, a nie miał siły na rozmowy o quidditchu. Pokój był pusty, w kominku powoli wygasał ogień. Black zauważył ciemne włosy rozlewające się na oparciu od kanapy.
- Meadowes?
Dziewczyna odwróciła się. Jak zwykle nie mógł niczego wyczytać z jej wyrazu twarzy. I jak zwykle zauważył, że jest piękna.
- Co ty tu robisz?
- Siedzę – ucięła krótko swoim zachrypniętym głosem. Syriusz westchną teatralnie i usiadł na fotelu.
- Gdzie byłaś w trakcie lekcji?
- Nigdzie.
- Cóż, ciekawe – odparł nonszalancko. Zaśmiała się. Dorcas lubiła się śmiać, ale robiła to rzadko. A przynajmniej nie w jego obecności. - Wiesz, czasami zastanawiam się, co jest pod tą twoją maską tajemniczości. Czy gdzieś głęboko w tobie żyje jakaś inna Dorcas Meadowes.
- Wszyscy się nad tym zastanawiają.
- Nie oszukasz mnie, Meadowes. Też masz słabości.
Dziewczyna wstała, nie spuszczając go z oczu podkreślonych czarną kredką. Była prawie jego wzrostu, ale teraz patrzyła na niego z góry. Po cholerę siadał na tym fotelu?
- Nigdy mnie nie poznasz.
Uśmiechnęła się, odwróciła na pięcie i wyszła.
Syriusz podążył za nią wzrokiem. W sumie nie rozumiał tej niechęci Meadowes od jego osoby. Nie spędzali wiele czasu razem, więc nie mogła powiedzieć, że coś o nim wie, a jednak traktowała go jak śmiecia. Wzruszył ramionami. Miał ciekawsze tematy do rozważań.
Gdy wrócił do dormitorium, Frank i James już spali. Remus przerzucał kartki jakiejś książki, ale wcale nie był na niej skupiony. Syriusz wziął szybki prysznic i usiadł na łóżku, prostując nogi i opierając się o ścianę.
- Gdzie byłeś? - zagadnął Lupin, zamykając powieść.
- Na dole – mruknął. - Spotkałem Dorcas – dodał po chwili.
Remus uniósł brwi. Z całej ich paczki miał chyba najcieplejsze kontakty z dziewczyną.
- Wow, i jak było? No co? Każda rozmowa z nią to jak podróż do Krainy Czarów. Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać – dodał, widząc minę przyjaciela.
- A ponoć to Alicja nosi imię bohaterki... Zaczynam gadać dziwne rzeczy. Co czytasz?
Remus spojrzał na okładkę książki. Zmieszał się.
- To... Znalazłem w bibliotece. W sumie ciekawe – mruknął chłopak, wzruszając ramionami.
Uznał, że chce mu się spać, więc zasunął ciężkie kotary wokół łóżka i położył głowę na poduszce, jednak nocą zawsze zaczynały się jego rozmyślania o życiu. Pogładził dłonią zawieszkę od mamy Jamesa. Poczuł się niesamowicie szczęśliwy.
Tyle się zmieniło, odkąd trafił do Hogwartu. Znalazł prawdziwy dom, którego nigdy nie miał. Uciekł od swojej fanatycznej rodzinki, zastępując ją rodziną Potterów. Black'owie zawsze traktowali go jak wyrzutka, a gdy dostał się do Gryffindoru, zaczęło się piekło.
To właśnie wtedy Syriusz przestał wierzyć w miłość i uznał, że nikt go już nie skrzywdzi. Brzydzili go ludzie, którzy mieli świra na punkcie czystej krwi, więc wykańczał każdego Ślizgona, który mu się postawił. Szybko wyrobił sobie status popularnego chłopaka, znalazł przyjaciół i zaczął żyć naprawdę.
Jednak wciąż czuł, że to jedna, wielka iluzja. Udawał silnego, choć w środku był kruchy jak szkło.
Nie wiedział jeszcze, że ktoś będzie zdolny potłuc to szkło. Pewna istota, z którą pozornie łączyło go niewiele, ale w rzeczywistości byli jak dwie krople wody. Zagubieni w wyimaginowanym świecie.

środa, 24 sierpnia 2016

JAMES


Riley usiadła obok niego, uśmiechając się łagodnie.
Spotkał ją nad morzem, gdy pojechał na wakacje z przyjaciółmi. Na początku nie skojarzył, że chodzą razem do szkoły. Była rok młodsza, szczupła i filigranowa. Jasnobrązowe włosy miała pofalowane, a śmiejące się oczy w kolorze orzechów laskowych. Zauważył ją na plaży, przyglądała mu się, zastanawiając się, czy go zna. Dopiero gdy założył okulary, uśmiechnęła się i przedstawiła.
James przez całe wakacje myślał o Lily i ich kłótni. Riley była miłym odstępstwem. Jej włosy nie były rude, oczy nie przypominały zielonych migdałów, nie skupiała całej uwagi na nauce i nie wkurzał jej każdy ruch, jaki wykonał.
- Dobra, zdobyłam ciastka. Nie wiem, jak smakują, ale ważne, że są słodkie – wyszczerzyła zęby i podała mu pudełko.
- Kochana jesteś – powiedział Potter, otwierając opakowanie.
Uderzył w nich zapach pleśni. Riley zmarszczyła nos.
- Chyba jednak nie będzie ciastek na drugie śniadanie – westchnął James i przywołał śmietnik machnięciem różdżki. - Mam kanapki z serem... - w tym momencie rozległ się dzwonek oznajmiający kolejną lekcję.
Pożegnali się i James popędził do klasy. Miał teraz historię magii, więc zaczął wspinać się na wyższe piętro. Przez okno zobaczył Dorcas wbiegającą do Zakazanego Lasu z jakimiś innymi uczniami. Nie poświęcił temu większej uwagi. Sala, w której miał zajęcia, była niewielka, nie zmieściłyby się w niej dwie klasy, co uniemożliwiało lekcje łączone ze Ślizgonami. Potter wszedł do niej i ruszył do ostatniej ławki, gdzie urzędowali Huncwoci. Zauważył Lily, siedzącą w drugim rzędzie. Czytała jakąś książkę, pobieżnie słuchając paplaniny Alicji. Ann bawiła się różdżką, wyczarowując na swoim stoliku małe, białe ptaszki, zrobione jakby z dymu. Ławka Dorcas była pusta.
- Gdzie się podziewałeś, Rogaty? - wyrwał go z przemyśleń głos Syriusza. James odwrócił głowę. Na kolanach przyjaciela siedziała wysoka dziewczyna o czarnych włosach.
- Byłem z Riley. Kto to? - wskazał na towarzyszkę przyjaciela.
- No tak, gdzie moje maniery. Poznaj... em... Emily. Emily, prawda? - zwrócił się do dziewczyny. - Nieważne, w każdym razie idź już na zajęcia.
Dziewczyna wywróciła oczami i wyszła z klasy. Syriusz poprawił włosy. Remus przysunął do nich krzesło.
- Zdobyłem trochę proszku błotnistego. Można zrobić małe bagno na czwartym piętrze, wiecie, przy schowku woźnego – szepnął. Podał Jamesowi nieduży woreczek.
- Skąd...?
- Jakoś tak wyszło – uśmiechnął się Lupin.
Frank zauważył proszek w rękach Pottera i domyślił się reszty.
- Lunio, są momenty, że mam ochotę cię pocałować.
James schował paczuszkę do torby.
- Dzisiaj, przed kolacją.
Huncwoci kiwnęli głowami. Nie mogli dłużej rozmawiać, bo nauczyciel wszedł do klasy. Ze stoickim spokojem usiadł na fotelu i zaczął długi monolog. James położył głowę na ławce i przymknął oczy, jak większość uczniów.
Remus poklepał go po ramieniu. Potter otworzył powoli oczy. Na dworze było dużo ciemniej niż gdy zasypiał.
- Spałeś przez dwie godziny historii magii, królewno. Wstawaj. Ja nie zamierzam cię całować, żeby cię obudzić.
Okularnik z ociąganiem podniósł swoją torbę i wyszedł z klasy za Lupinem. Tłumy uczniów szło w kierunku pokojów wspólnych, żeby zostawić rzeczy przed kolacją i przebrać się. Chłopcy wyjęli swoją mapę Huncwotów. Na czwartym piętrze nie było nikogo poza Syriuszem i Frankiem. Rzucili się pędem na schody. Zdyszani dobiegli do schowka woźnego. James wysypał zawartość woreczka na podłogę.
- Aquamenti.
Na podłogę wylał się strumień wody. Proszek zaczął reagować z cieczą. Podłoga zamieniła się w bulgoczące bagno.
- Spadamy stąd – krzyknął Frank. Cała czwórka zbiegła na dół. Weszli do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic.
Zajęli swoje miejsca w obok przyjaciółek Lily. Dorcas wróciła już do szkoły. Miała rozmazany makijaż i uśmiechała się lekko. Evans skubała udko z kurczaka leżące na talerzu. Pofalowane włosy spięła w kok, wyglądała uroczo. James ściągnął brwi. Miał nie myśleć o tej rudej wiewiórce. Ma Riley i są razem szczęśliwi. Koniec, kropka.
Frank zaczął rozmawiać z Alicją o wakacjach. Dziewczyna z zapałem opowiadała o Paryżu, A Frank tylko się uśmiechał. James już dawno zauważył, że ta dwójka ma się ku sobie.
Odwrócił się i napotkał wzrok Riley. Pomachała do niego i wskazała na okno. Kiwnął głową i wstał od stołu w tym samym momencie, co ona. Razem wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się na błonia. Stanęli pod dużym drzewem. Objął ją w pasie i mocno przytulił.
- Dobrze, że cię mam – szepnęła.
Wspięli się na drzewo i usiedli na grubej gałęzi.
- To bagno na czwartym piętrze to wasza sprawa, co nie? - zapytała. Parsknęła śmiechem, widząc zaskoczenie na twarzy chłopaka. - Chciałam tamtędy przejść, ale nie udało się. Musiała pójść naokoło, dlatego spóźniłam się na kolację – wyjaśniła. - Zatęskniłam za waszymi kawałami. Co u twoich przyjaciół?
- Wszystko w porządku. W sumie wiele się nie zmieniło. Syriusz dalej łamie serca, Remus jest naszym mózgiem, Frank... Frank to Frank, dobry przyjaciel. Po staremu. Tylko Glizdogon się od nas odcina.
Pokiwała głową.
- Może chce pójść własną drogą. Wiesz, zawsze był taką... doczepką. A co u dziewczyn? Dorcas nie była dziś na lekcjach, prawda?
- Czasami zastanawiam się, w jakim ona świecie żyje. Albo co robi, gdy znika.
James czekał na kolejne pytanie. Wiedział dobrze, kogo będzie dotyczyło. Wymigał się od tej rozmowy już tyle razy, ale jej czas właśnie nadszedł.
- A Lily?
Riley wiedziała o tej całej kłótni. Nie musiał jej nawet mówić, to było głównym tematem plotek przed wakacjami.
- Lily jak Lily. Powiedziała mi co o mnie myśli i to mi wystarcza. Nie obchodzi mnie, co się z nią dzieje. Mam Huncwotów, mam ciebie, nie potrzebuję Evans.
Dziewczyna nie wracała już do tej rozmowy. Zmieniła temat na tegoroczny bal bożonarodzeniowy. W ostatniej klasie odbywały się dwie takie uroczystości. Druga była pod koniec roku, niektórzy porównywali ją do balu maturalnego w świecie mugoli.
Wszystkie uczennice były bardzo podekscytowane. James starał się udawać zainteresowanie, ale perspektywa biegania po sklepach w poszukiwaniu odpowiedniego garnituru przerażała go.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

DORCAS


Dorcas absolutnie i niezaprzeczalnie nienawidziła długich przemów. Jak na złość w tym roku Dumbledore objął posadę dyrektora, więc kolacja opóźniła się o pół godziny. Gdy w końcu półmiski pojawiły się na stole, nałożyła na talerz sałatkę, na którą czekała od dwóch miesięcy. Nikt nie gotował tak dobrze, jak skrzaty z Hogwartu.
Oczywiście Huncwoci dosiedli się do nich, nawet James opuścił swoją dziewczynę. Riley wydawała się naprawdę miła, jednak Dorcas nigdy nie oceniała ludzi po pierwszym wrażeniu. Zawsze obserwowała.
Wiedziała wszystko o każdym i wszystkim. Czytała z twarzy ludzi jak z otwartej księgi. Tajemnice, tajemnice, tajemnice. Ona była jedną wielką tajemnicą. Nigdy nie pozwalała się poznać do końca. Nawet przyjaciółki zaskakiwała po tylu latach znajomości.
Zauważyła, że Syriusz łypie spode łba na stół Ślizgonów. Wiedziała, że rok temu pokłócił się ze swoją rodziną i uciekł z domu. Ród Blacków nie mógł znieść myśli, że ich potomek trafił do Gryffindoru. Odwaga... Zastanawiała się, ilu z nich będzie mogło kiedykolwiek się nią popisać. Po skończonym posiłku Ruszyła z Ann i Alicją do dormitorium. Lily, jako prefekt, musiała odprowadzić pierwszaków. Zobaczyła, jak rudowłosa nawołuje do dzieci, ale w końcu zniknęła w tłumie ludzi.
W pokoju wspólnym powitało ich ciepło z kominka. Urządzony w czerwieni i złocie pokój wydawał się cały płonąć. Gryfoni z radością pozajmowali miejsca na kanapach, część z nich pobiegła do pokojów. Huncwoci zostali powitani przez rzeszę „psychofanek”, jak nazywała je Dorcas. Dziewczęta miały świra na punkcie najpopularniejszych w szkole chłopców. Dla Meadowes było to idiotyczne.
- Moje ukochane łóżko! - krzyknęła Alicja, rzucając się na materac. - Stęskniłam się za nim.
- Chyba bardziej, niż za nami – zażartowała Ann, rozpakowując rzeczy machnięciem różdżki. Czary, no tak. Dorcas już prawie zapomniała, że w końcu może ich używać. Przez całe wakacje musiała się bez nich obejść, siedemnaste urodziny miała za dwa miesiące.
Lily dołączyła do nich piętnaście minut później. Miała zadowoloną minę.
- Nareszcie w domu – uśmiechnęła się. - Zdobyłam ciastka na wieczór. A Huncwoci już planują jakąś imprezę. Potter ośmielił się powiedzieć mi to w twarz, jakby nie wiedział, że jestem prefektem i może dostać szlaban. Jest cholernie bezczelny.
- Lily, twojego narzekania na Jamesa brakowało mi najbardziej w te wakacje – odparła Alicja ze śmiertelnie poważną miną. - Przebijasz nawet moje łóżko.
Ruda wywróciła oczami. Dorcas uśmiechała się, słuchając przekomarzania przyjaciółek. Również rozpakowała kufer i usiadła po turecku na łóżku. Ciężkie, czerwone zasłony zwisały z czterech stron, ale nie zasunęła ich. Zamiast tego zaczęła rozmowę.
- Jak wasze wakacje?
Alicja wyraźnie się ożywiła.
- Były świetne! Poznałam takiego Andrew, już nie mam z nim kontaktu, ale był uroczy. Potem pojechałam z rodzicami do cioci z Paryża i zdradziła mi, że będziemy w tym roku w bliskim kontakcie z tamtejszą szkołą magii, ale nie wiem, o co dokładnie chodziło.
- Ja byłam z rodziną w Walii, ale mogło się obejść bez Petunii – westchnęła Lily. - Stała się jeszcze gorsza niż zwykle, ciągle mi dogryzała. Mam jej dosyć.
- Trzeba było rzucić w nią jakimś zaklęciem – mruknęła Dorcas. - Może by się zamknęła.
Jej wakacje minęły tak jak zwykle: spędziła je, imprezując. Rodzice nie chcieli nigdzie wyjeżdżać, na urlop zostali w domu, Lily zaprosiła ją na tydzień do siebie. Przez pozostałe kilka tygodni opuszczała dom na całe dnie i noce i nikt, poza jej towarzyszami, nie wiedział, gdzie się podziewa. To właśnie lubiła Dorcas. Znikanie z powierzchni, wyłączanie się z życia, ryzykowanie, zabawa.
Około północy dziewczyny poszły spać, zostawiając brunetkę z własnymi myślami. W sumie ciężko było opisać, co działo się w głowie Meadowes, szczególnie po zmroku. Ann uznała kiedyś, że w jej mózgu wyzwalają się specjalne hormony, bo nikt nie potrafił zrozumieć jej przemyśleń.
Dorcas czuła, że była inna. Wyjątkowa.
Tej nocy zasnęła dosyć szybko. Rankiem obudził ją dźwięk tłuczonego szkła i krzyk Lily, wypowiadającej zaklęcie.
- Cholera, znowu ją zbiłam – marudziła Ruda, sklejając różdżką szklankę. Ann była w łazience, a Alicja próbowała zmusić się do wstania z łóżka. - Dor, uważaj na stopy, tam jest pełno szkła.
Dziewczyna ostrożnie podeszła do szafy, wyjęła ubrania i poczekała, aż toaleta się zwolni.
Jak zwykle założyła ciemny strój, pomalowała oczy na czarno i uśmiechnęła się blado do lustra. Bawiło ją, że tak małomówna osoba jak ona zdobyła status najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Na złość dziewczynie, Huncwoci też należeli do śmietanki towarzyskiej Hogwartu. Nie znosiła ich. Byli zarozumiali i złośliwi. Jedyne, co podobało się w nich Dorcas, to ich kawały. Lubiła wszystko, co nielegalne.
Na śniadanie wyszły razem. Usiadły tam gdzie zawsze, pośrodku długiego stołu. Chwilę później dołączyli do nich Remus z Frankiem. Syriusz został porwany przez grono swych wielbicielek, a James pożegnał się z dziewczyną i ruszył w ich stronę. Lily jęknęła. Od kilku lat Potter zabiegał o jej względy, ośmieszając ją przed całą szkołą, ale przed wakacjami Ruda dość dosadnie powiedziała mu, co o tym myśli. Czuła się w jego obecności niekomfortowo.
- Witam, witam – uśmiechnął się James i usiadł naprzeciw Lily. - Dorcas, podasz mi chleb?
Syriusz pojawił się chwilę potem, poprawiając niezawiązany krawat. Jego długie włosy były w nieładzie. Posłał ujmujący uśmiech jakiejś Puchonce. Dorcas uniosła brwi.
- Meadowes, zazdrosna? - zmrużył oczy.
- Chciałbyś – odparła bez cienia emocji. Nawet na niego nie spojrzała.
- Uwierz mi, chciałbym – kontynuował Syriusz, próbując wyprowadzić ją z równowagi.
- Nie przespałabym się z tobą, nawet gdybyś...
- Dorcas, widziałaś już nowy plan lekcji? - zapytała szybko Ann, przerywając tę wymianę zdań.
Ciemnowłosa nie odpowiedziała, tylko przebiegła wzrokiem po tabelce z planem.
- Mam ciekawsze plany na dzisiaj niż dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami.

piątek, 19 sierpnia 2016

LILY


Dwóch ciemnowłosych chłopaków siedziało na brązowej ławce w mugolskiej wiosce. Trzymali w dłoniach butelki z piwem, ledwo kontaktując po kilku godzinach na imprezie. Było około trzeciej w nocy, księżyc oświetlał asfaltową drogę. Syriusz Black wyjął z kieszeni pudełko papierosów i poczęstował towarzysza.
- Rogaty, chcesz jednego?
James Potter uśmiechnął się i skinął głową. Na jego twarzy zatańczyły płomienie z zapalniczki. Otoczyły ich niewielkie kłęby dymu. Jakiś samochód przejechał, ochlapując ich wodą z kałuży. James rzucił przekleństwem. Pojazd zatrzymał się. Drzwi czerwonego, ledwo jeżdżącego pick-upa otworzyły się i oczom przyjaciół ukazał się blondwłosy chłopak.
Syriusz wyszczerzył zęby.
- Ile razy mam powtarzać, żebyście nie zapijali się na śmierć? - zapytał Remus Lupin, unosząc brwi.
- Miałem nadzieję, że do nas dołączysz, Lunio!
- Pakujcie się do auta, jedziemy nad morze. Pani Potter pozwoliła mi spakować wasze rzeczy.
Chłopcy ze śmiechem wskoczyli do pick-upa. W środku czekali Frank Longbottom i Peter Pettigrew. Rozsiedli się na tylnej kanapie z kilkoma butelkami alkoholu i wielkim zapasem ciastek. Remus ruszył z piskiem opon w stronę wybrzeża. Czekało ich kilka godzin jazdy.

***
Lily Evans obudziła się w swoim łóżku. Jej rude włosy rozlały się na jasnej pościeli. Zegar na ścianie wskazywał 7.30 rano. Przejechała dłońmi po twarzy. I wsunęła palce w włosy. Pierwszy dzień szkoły.
W tym roku szła do ostatniej, siódmej klasy. Za dziesięć miesięcy będzie musiała pożegnać się z Hogwartem. Ta myśl wywołała w niej ogromny smutek.
- Lily, wstawaj! - usłyszała głos mamy. - Musisz się do końca spakować i przygotować na podróż!
Dziewczyna z ociąganiem wyszła z łóżka. Pokój wydawał się pusty, wszystkie jej rzeczy leżały w otwartym jeszcze kufrze. Założyła krótkie spodenki i zbiegła na dół. Jej rodzice krzątali się w kuchni. Siostra nie zamierzała się z nią pożegnać i pojechała na noc do koleżanki.
Na stole czekały na nią kanapki. Obok talerza leżały dwa pojemniki na drugie śniadanie. Lily miała wziąć je na podróż.
- Ten drugi to dla Dorcas. Jest taka chuda! - pokręciła głową mama.
- Ma szybki metabolizm – skłamała Lily, wiedząc, że waga Dorcas w znacznym stopniu uzależniona jest od jej sposobu życia. - Dzięki.
Tata przeglądał gazetę i pił poranną kawę.
- O 10.00 musimy wyjechać. Są dziś straszne korki.
Rudowłosa pokiwała głową i dalej przeżuwała kanapkę. Po skończonym śniadaniu poszła do swojego pokoju. Ubrała się, zrobiła lekki makijaż i spakowała do końca swoje rzeczy. Zniosła ciężki kufer do przedpokoju, posprzątała i tak czysty pokój i z radością w sercu usiadła na tylnym siedzeniu w samochodzie rodziców.
- I co, kwiatuszku, znów nas opuszczasz – rzucił tata, gdy stali w korku na wjeździe do Londynu. - Wzięłaś wszystko z domu?
Lily przytaknęła, uśmiechając się do swoich opiekunów. Wiedziała, że będzie za nimi tęsknić, ale perspektywa kolejnego roku w szkole magii napawała ją szczęściem. W końcu podjechali na parking. Ojciec wyjął kufer z bagażnika i ruszył w stronę dworca. Mama z Lily dołączyły do niego. Dziewczyna dostrzegła kogoś przed budynkiem.
- Zaraz do was dołączę – powiedziała do rodziców i poczekała aż się oddalą. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do ciemnowłosej przyjaciółki, palącej papierosa przy śmietniku.
- Dorcas!
Ciemnowłosa uśmiechnęła się i spojrzała na Lily przenikliwymi oczami. Jak zwykle była ubrana w ciemne kolory, miała mocny, czarny makijaż i dziesiątki łańcuszków na szyi.
- Hej, Ruda – jej lekko zachrypnięty głos przyprawiał o szybsze bicie serca niejednego chłopaka. Objęła przyjaciółkę. - Dobrze zobaczyć jakąś znajomą twarz. Rodzice wywieźli mnie na wakacjach do Turcji. Dziwne miejsce.
Lily zaśmiała się i wskazała głową na dworzec.
- Idziemy?
Dorcas wyrzuciła papierosa i poszła za Evans. Pożegnały się ze swoimi rodzicami, Dorcas nie zwróciła uwagi na krytyczne spojrzenie mamy Lily na chude nogi. Wsiadły do pociągu i znalazły wolny przedział. Chwilę później dołączyły do nich głęboko oddychające Ann i Alicja.
- Prawie się spóźniłyśmy – wyjaśniły, rzucając się na czerwone kanapy. Ann zamknęła drzwi, ale te zaraz otworzyły się z powrotem. Oczom przyjaciółek ukazały się trzy głowy. Trzy głowy, których zdecydowanie nie chciały zobaczyć Lily z Dorcas. Ann i Alicja nie zwróciły na nie większej uwagi.
Syriusz, Remus i Frank zajęli wolne miejsca, zanim Meadowes zdążyła rzucić na nie torby. W rezultacie plecak Alicji uderzył mocno w głowę Blacka.
- Nic ci nie jest? - krzyknęła właścicielka torby.
- Ups, sorry – mruknęła Dor. Jej mina mówiła, że nie jest jej w najmniejszym stopniu przykro.
- A gdzie James i Peter? - zaciekawiona Ann spojrzała na Huncwotów. Nie zdziwiło jej, że przyszli do ich przedziału. Robili to od trzeciej klasy, kiedy to Potter ubzdurał sobie, że jest zakochany w Lily.
Remus, siedzący obok Ann, wskazał dłonią korytarz.
- Peter w przedziale obiadowym, a James z dziewczyną. Riley z Hufflepuff'u. Rogacz chyba bierze ten związek bardzo na poważnie.
- Aż się wierzyć nie chce, co? - zaśmiał się Frank. - W sumie miła dziewczyna.
Podróż spędzili na pogaduszkach i wygłupach. Lily dostrzegła różnice w zachowaniu chłopców. Ich żarty były dojrzalsze, a oni sami doroślejsi. „My też się tak zmieniłyśmy”, pomyślała, wspominając małą, rudowłosą dziewczynkę w dwóch warkoczach i w spódniczce w kratkę. Spojrzała na Ann. Jej blond włosy urosły przez wakacje. Dziewczyna jak zwykle miała rozmarzone spojrzenie, a w dużym swetrze wyglądała na jeszcze drobniejszą niż była. Gdy Lily ją poznała, nie rozstawała się ze zdjęciem swojego kota, miała aparat na zęby i zawsze rumiane policzki. Zawsze uśmiechnięta Alicja należała do osób lubiących się bawić i czuć adrenalinę. Razem z Dorcas obowiązkowo nie opuszczała żadnej imprezy, o której się dowiedziała. No właśnie, Dorcas. Przyjaźń z nią nie była prosta, dziewczynę otaczała aura tajemniczości, potrafiła być niesamowicie wredna i pewna siebie.
Krajobraz za oknem zmienił się. Łąki i pola przeistoczyły się w gęste lasy okalające brzegi rzeki. Tory wiły się między górami i pagórkami. Syriusz znalazł pod kanapą stare karty, zaczęli więc grać. Zachodzące słońce rzucało pomarańczowe światło do przedziału. Frank sprezentował wszystkim czekoladowe żaby z wózka z przekąskami. Peter wpadł do nich na moment, jednak zaraz wyszedł z powodu nagłej potrzeby pójścia do toalety. Wszystko było prawie perfekcyjne.
Brakowało Jamesa. Lily nie lubiła, gdy chłopak zasypywał ją prośbami o randki, ale jako Huncwot powinien był siedzieć z nimi, tak jak to było zawsze. Ruda nie przepadała za zmianami, a teraz ona nastąpiła.