środa, 24 sierpnia 2016

JAMES


Riley usiadła obok niego, uśmiechając się łagodnie.
Spotkał ją nad morzem, gdy pojechał na wakacje z przyjaciółmi. Na początku nie skojarzył, że chodzą razem do szkoły. Była rok młodsza, szczupła i filigranowa. Jasnobrązowe włosy miała pofalowane, a śmiejące się oczy w kolorze orzechów laskowych. Zauważył ją na plaży, przyglądała mu się, zastanawiając się, czy go zna. Dopiero gdy założył okulary, uśmiechnęła się i przedstawiła.
James przez całe wakacje myślał o Lily i ich kłótni. Riley była miłym odstępstwem. Jej włosy nie były rude, oczy nie przypominały zielonych migdałów, nie skupiała całej uwagi na nauce i nie wkurzał jej każdy ruch, jaki wykonał.
- Dobra, zdobyłam ciastka. Nie wiem, jak smakują, ale ważne, że są słodkie – wyszczerzyła zęby i podała mu pudełko.
- Kochana jesteś – powiedział Potter, otwierając opakowanie.
Uderzył w nich zapach pleśni. Riley zmarszczyła nos.
- Chyba jednak nie będzie ciastek na drugie śniadanie – westchnął James i przywołał śmietnik machnięciem różdżki. - Mam kanapki z serem... - w tym momencie rozległ się dzwonek oznajmiający kolejną lekcję.
Pożegnali się i James popędził do klasy. Miał teraz historię magii, więc zaczął wspinać się na wyższe piętro. Przez okno zobaczył Dorcas wbiegającą do Zakazanego Lasu z jakimiś innymi uczniami. Nie poświęcił temu większej uwagi. Sala, w której miał zajęcia, była niewielka, nie zmieściłyby się w niej dwie klasy, co uniemożliwiało lekcje łączone ze Ślizgonami. Potter wszedł do niej i ruszył do ostatniej ławki, gdzie urzędowali Huncwoci. Zauważył Lily, siedzącą w drugim rzędzie. Czytała jakąś książkę, pobieżnie słuchając paplaniny Alicji. Ann bawiła się różdżką, wyczarowując na swoim stoliku małe, białe ptaszki, zrobione jakby z dymu. Ławka Dorcas była pusta.
- Gdzie się podziewałeś, Rogaty? - wyrwał go z przemyśleń głos Syriusza. James odwrócił głowę. Na kolanach przyjaciela siedziała wysoka dziewczyna o czarnych włosach.
- Byłem z Riley. Kto to? - wskazał na towarzyszkę przyjaciela.
- No tak, gdzie moje maniery. Poznaj... em... Emily. Emily, prawda? - zwrócił się do dziewczyny. - Nieważne, w każdym razie idź już na zajęcia.
Dziewczyna wywróciła oczami i wyszła z klasy. Syriusz poprawił włosy. Remus przysunął do nich krzesło.
- Zdobyłem trochę proszku błotnistego. Można zrobić małe bagno na czwartym piętrze, wiecie, przy schowku woźnego – szepnął. Podał Jamesowi nieduży woreczek.
- Skąd...?
- Jakoś tak wyszło – uśmiechnął się Lupin.
Frank zauważył proszek w rękach Pottera i domyślił się reszty.
- Lunio, są momenty, że mam ochotę cię pocałować.
James schował paczuszkę do torby.
- Dzisiaj, przed kolacją.
Huncwoci kiwnęli głowami. Nie mogli dłużej rozmawiać, bo nauczyciel wszedł do klasy. Ze stoickim spokojem usiadł na fotelu i zaczął długi monolog. James położył głowę na ławce i przymknął oczy, jak większość uczniów.
Remus poklepał go po ramieniu. Potter otworzył powoli oczy. Na dworze było dużo ciemniej niż gdy zasypiał.
- Spałeś przez dwie godziny historii magii, królewno. Wstawaj. Ja nie zamierzam cię całować, żeby cię obudzić.
Okularnik z ociąganiem podniósł swoją torbę i wyszedł z klasy za Lupinem. Tłumy uczniów szło w kierunku pokojów wspólnych, żeby zostawić rzeczy przed kolacją i przebrać się. Chłopcy wyjęli swoją mapę Huncwotów. Na czwartym piętrze nie było nikogo poza Syriuszem i Frankiem. Rzucili się pędem na schody. Zdyszani dobiegli do schowka woźnego. James wysypał zawartość woreczka na podłogę.
- Aquamenti.
Na podłogę wylał się strumień wody. Proszek zaczął reagować z cieczą. Podłoga zamieniła się w bulgoczące bagno.
- Spadamy stąd – krzyknął Frank. Cała czwórka zbiegła na dół. Weszli do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic.
Zajęli swoje miejsca w obok przyjaciółek Lily. Dorcas wróciła już do szkoły. Miała rozmazany makijaż i uśmiechała się lekko. Evans skubała udko z kurczaka leżące na talerzu. Pofalowane włosy spięła w kok, wyglądała uroczo. James ściągnął brwi. Miał nie myśleć o tej rudej wiewiórce. Ma Riley i są razem szczęśliwi. Koniec, kropka.
Frank zaczął rozmawiać z Alicją o wakacjach. Dziewczyna z zapałem opowiadała o Paryżu, A Frank tylko się uśmiechał. James już dawno zauważył, że ta dwójka ma się ku sobie.
Odwrócił się i napotkał wzrok Riley. Pomachała do niego i wskazała na okno. Kiwnął głową i wstał od stołu w tym samym momencie, co ona. Razem wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się na błonia. Stanęli pod dużym drzewem. Objął ją w pasie i mocno przytulił.
- Dobrze, że cię mam – szepnęła.
Wspięli się na drzewo i usiedli na grubej gałęzi.
- To bagno na czwartym piętrze to wasza sprawa, co nie? - zapytała. Parsknęła śmiechem, widząc zaskoczenie na twarzy chłopaka. - Chciałam tamtędy przejść, ale nie udało się. Musiała pójść naokoło, dlatego spóźniłam się na kolację – wyjaśniła. - Zatęskniłam za waszymi kawałami. Co u twoich przyjaciół?
- Wszystko w porządku. W sumie wiele się nie zmieniło. Syriusz dalej łamie serca, Remus jest naszym mózgiem, Frank... Frank to Frank, dobry przyjaciel. Po staremu. Tylko Glizdogon się od nas odcina.
Pokiwała głową.
- Może chce pójść własną drogą. Wiesz, zawsze był taką... doczepką. A co u dziewczyn? Dorcas nie była dziś na lekcjach, prawda?
- Czasami zastanawiam się, w jakim ona świecie żyje. Albo co robi, gdy znika.
James czekał na kolejne pytanie. Wiedział dobrze, kogo będzie dotyczyło. Wymigał się od tej rozmowy już tyle razy, ale jej czas właśnie nadszedł.
- A Lily?
Riley wiedziała o tej całej kłótni. Nie musiał jej nawet mówić, to było głównym tematem plotek przed wakacjami.
- Lily jak Lily. Powiedziała mi co o mnie myśli i to mi wystarcza. Nie obchodzi mnie, co się z nią dzieje. Mam Huncwotów, mam ciebie, nie potrzebuję Evans.
Dziewczyna nie wracała już do tej rozmowy. Zmieniła temat na tegoroczny bal bożonarodzeniowy. W ostatniej klasie odbywały się dwie takie uroczystości. Druga była pod koniec roku, niektórzy porównywali ją do balu maturalnego w świecie mugoli.
Wszystkie uczennice były bardzo podekscytowane. James starał się udawać zainteresowanie, ale perspektywa biegania po sklepach w poszukiwaniu odpowiedniego garnituru przerażała go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz