Riley
usiadła obok niego, uśmiechając się łagodnie.
Spotkał
ją nad morzem, gdy pojechał na wakacje z przyjaciółmi. Na
początku nie skojarzył, że chodzą razem do szkoły. Była rok
młodsza, szczupła i filigranowa. Jasnobrązowe włosy miała
pofalowane, a śmiejące się oczy w kolorze orzechów laskowych.
Zauważył ją na plaży, przyglądała mu się, zastanawiając się,
czy go zna. Dopiero gdy założył okulary, uśmiechnęła się i
przedstawiła.
James
przez całe wakacje myślał o Lily i ich kłótni. Riley była miłym
odstępstwem. Jej włosy nie były rude, oczy nie przypominały
zielonych migdałów, nie skupiała całej uwagi na nauce i nie
wkurzał jej każdy ruch, jaki wykonał.
-
Dobra, zdobyłam ciastka. Nie wiem, jak smakują, ale ważne, że są
słodkie – wyszczerzyła zęby i podała mu pudełko.
-
Kochana jesteś – powiedział Potter, otwierając opakowanie.
Uderzył
w nich zapach pleśni. Riley zmarszczyła nos.
- Chyba
jednak nie będzie ciastek na drugie śniadanie – westchnął James
i przywołał śmietnik machnięciem różdżki. - Mam kanapki z
serem... - w tym momencie rozległ się dzwonek oznajmiający kolejną
lekcję.
Pożegnali
się i James popędził do klasy. Miał teraz historię magii, więc
zaczął wspinać się na wyższe piętro. Przez okno zobaczył
Dorcas wbiegającą do Zakazanego Lasu z jakimiś innymi uczniami.
Nie poświęcił temu większej uwagi. Sala, w której miał zajęcia,
była niewielka, nie zmieściłyby się w niej dwie klasy, co
uniemożliwiało lekcje łączone ze Ślizgonami. Potter wszedł do
niej i ruszył do ostatniej ławki, gdzie urzędowali Huncwoci.
Zauważył Lily, siedzącą w drugim rzędzie. Czytała jakąś
książkę, pobieżnie słuchając paplaniny Alicji. Ann bawiła się
różdżką, wyczarowując na swoim stoliku małe, białe ptaszki,
zrobione jakby z dymu. Ławka Dorcas była pusta.
- Gdzie
się podziewałeś, Rogaty? - wyrwał go z przemyśleń głos
Syriusza. James odwrócił głowę. Na kolanach przyjaciela siedziała
wysoka dziewczyna o czarnych włosach.
- Byłem
z Riley. Kto to? - wskazał na towarzyszkę przyjaciela.
- No
tak, gdzie moje maniery. Poznaj... em... Emily. Emily, prawda? -
zwrócił się do dziewczyny. - Nieważne, w każdym razie idź już
na zajęcia.
Dziewczyna
wywróciła oczami i wyszła z klasy. Syriusz poprawił włosy. Remus
przysunął do nich krzesło.
-
Zdobyłem trochę proszku błotnistego. Można zrobić małe bagno na
czwartym piętrze, wiecie, przy schowku woźnego – szepnął. Podał
Jamesowi nieduży woreczek.
-
Skąd...?
- Jakoś
tak wyszło – uśmiechnął się Lupin.
Frank
zauważył proszek w rękach Pottera i domyślił się reszty.
-
Lunio, są momenty, że mam ochotę cię pocałować.
James
schował paczuszkę do torby.
-
Dzisiaj, przed kolacją.
Huncwoci
kiwnęli głowami. Nie mogli dłużej rozmawiać, bo nauczyciel
wszedł do klasy. Ze stoickim spokojem usiadł na fotelu i zaczął
długi monolog. James położył głowę na ławce i przymknął
oczy, jak większość uczniów.
Remus
poklepał go po ramieniu. Potter otworzył powoli oczy. Na dworze
było dużo ciemniej niż gdy zasypiał.
-
Spałeś przez dwie godziny historii magii, królewno. Wstawaj. Ja
nie zamierzam cię całować, żeby cię obudzić.
Okularnik
z ociąganiem podniósł swoją torbę i wyszedł z klasy za Lupinem.
Tłumy uczniów szło w kierunku pokojów wspólnych, żeby zostawić
rzeczy przed kolacją i przebrać się. Chłopcy wyjęli swoją mapę
Huncwotów. Na czwartym piętrze nie było nikogo poza Syriuszem i
Frankiem. Rzucili się pędem na schody. Zdyszani dobiegli do schowka
woźnego. James wysypał zawartość woreczka na podłogę.
-
Aquamenti.
Na
podłogę wylał się strumień wody. Proszek zaczął reagować z
cieczą. Podłoga zamieniła się w bulgoczące bagno.
-
Spadamy stąd – krzyknął Frank. Cała czwórka zbiegła na dół.
Weszli do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic.
Zajęli
swoje miejsca w obok przyjaciółek Lily. Dorcas wróciła już do
szkoły. Miała rozmazany makijaż i uśmiechała się lekko. Evans
skubała udko z kurczaka leżące na talerzu. Pofalowane włosy
spięła w kok, wyglądała uroczo. James ściągnął brwi. Miał
nie myśleć o tej rudej wiewiórce. Ma Riley i są razem szczęśliwi.
Koniec, kropka.
Frank
zaczął rozmawiać z Alicją o wakacjach. Dziewczyna z zapałem
opowiadała o Paryżu, A Frank tylko się uśmiechał. James już
dawno zauważył, że ta dwójka ma się ku sobie.
Odwrócił
się i napotkał wzrok Riley. Pomachała do niego i wskazała na
okno. Kiwnął głową i wstał od stołu w tym samym momencie, co
ona. Razem wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się na błonia.
Stanęli pod dużym drzewem. Objął ją w pasie i mocno przytulił.
-
Dobrze, że cię mam – szepnęła.
Wspięli
się na drzewo i usiedli na grubej gałęzi.
- To
bagno na czwartym piętrze to wasza sprawa, co nie? - zapytała.
Parsknęła śmiechem, widząc zaskoczenie na twarzy chłopaka. -
Chciałam tamtędy przejść, ale nie udało się. Musiała pójść
naokoło, dlatego spóźniłam się na kolację – wyjaśniła. -
Zatęskniłam za waszymi kawałami. Co u twoich przyjaciół?
-
Wszystko w porządku. W sumie wiele się nie zmieniło. Syriusz dalej
łamie serca, Remus jest naszym mózgiem, Frank... Frank to Frank,
dobry przyjaciel. Po staremu. Tylko Glizdogon się od nas odcina.
Pokiwała
głową.
- Może
chce pójść własną drogą. Wiesz, zawsze był taką... doczepką.
A co u dziewczyn? Dorcas nie była dziś na lekcjach, prawda?
-
Czasami zastanawiam się, w jakim ona świecie żyje. Albo co robi,
gdy znika.
James
czekał na kolejne pytanie. Wiedział dobrze, kogo będzie dotyczyło.
Wymigał się od tej rozmowy już tyle razy, ale jej czas właśnie
nadszedł.
- A
Lily?
Riley
wiedziała o tej całej kłótni. Nie musiał jej nawet mówić, to
było głównym tematem plotek przed wakacjami.
- Lily
jak Lily. Powiedziała mi co o mnie myśli i to mi wystarcza. Nie
obchodzi mnie, co się z nią dzieje. Mam Huncwotów, mam ciebie, nie
potrzebuję Evans.
Dziewczyna
nie wracała już do tej rozmowy. Zmieniła temat na tegoroczny bal
bożonarodzeniowy. W ostatniej klasie odbywały się dwie takie
uroczystości. Druga była pod koniec roku, niektórzy porównywali
ją do balu maturalnego w świecie mugoli.
Wszystkie
uczennice były bardzo podekscytowane. James starał się udawać
zainteresowanie, ale perspektywa biegania po sklepach w poszukiwaniu
odpowiedniego garnituru przerażała go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz