Dwóch ciemnowłosych
chłopaków siedziało na brązowej ławce w mugolskiej wiosce.
Trzymali w dłoniach butelki z piwem, ledwo kontaktując po kilku
godzinach na imprezie. Było około trzeciej w nocy, księżyc
oświetlał asfaltową drogę. Syriusz Black wyjął z kieszeni
pudełko papierosów i poczęstował towarzysza.
- Rogaty, chcesz
jednego?
James Potter
uśmiechnął się i skinął głową. Na jego twarzy zatańczyły
płomienie z zapalniczki. Otoczyły ich niewielkie kłęby dymu.
Jakiś samochód przejechał, ochlapując ich wodą z kałuży. James
rzucił przekleństwem. Pojazd zatrzymał się. Drzwi czerwonego,
ledwo jeżdżącego pick-upa otworzyły się i oczom przyjaciół
ukazał się blondwłosy chłopak.
Syriusz wyszczerzył
zęby.
- Ile razy mam
powtarzać, żebyście nie zapijali się na śmierć? - zapytał
Remus Lupin, unosząc brwi.
- Miałem nadzieję,
że do nas dołączysz, Lunio!
- Pakujcie się do
auta, jedziemy nad morze. Pani Potter pozwoliła mi spakować wasze
rzeczy.
Chłopcy ze śmiechem
wskoczyli do pick-upa. W środku czekali Frank Longbottom i Peter
Pettigrew. Rozsiedli się na tylnej kanapie z kilkoma butelkami
alkoholu i wielkim zapasem ciastek. Remus ruszył z piskiem opon w
stronę wybrzeża. Czekało ich kilka godzin jazdy.
***
Lily
Evans obudziła się w swoim łóżku. Jej rude włosy rozlały się
na jasnej pościeli. Zegar na ścianie wskazywał 7.30 rano.
Przejechała dłońmi po twarzy. I wsunęła palce w włosy. Pierwszy
dzień szkoły.
W tym
roku szła do ostatniej, siódmej klasy. Za dziesięć miesięcy
będzie musiała pożegnać się z Hogwartem. Ta myśl wywołała w
niej ogromny smutek.
- Lily,
wstawaj! - usłyszała głos mamy. - Musisz się do końca spakować
i przygotować na podróż!
Dziewczyna
z ociąganiem wyszła z łóżka. Pokój wydawał się pusty,
wszystkie jej rzeczy leżały w otwartym jeszcze kufrze. Założyła
krótkie spodenki i zbiegła na dół. Jej rodzice krzątali się w
kuchni. Siostra nie zamierzała się z nią pożegnać i pojechała
na noc do koleżanki.
Na
stole czekały na nią kanapki. Obok talerza leżały dwa pojemniki
na drugie śniadanie. Lily miała wziąć je na podróż.
- Ten
drugi to dla Dorcas. Jest taka chuda! - pokręciła głową mama.
- Ma
szybki metabolizm – skłamała Lily, wiedząc, że waga Dorcas w
znacznym stopniu uzależniona jest od jej sposobu życia. - Dzięki.
Tata
przeglądał gazetę i pił poranną kawę.
- O
10.00 musimy wyjechać. Są dziś straszne korki.
Rudowłosa
pokiwała głową i dalej przeżuwała kanapkę. Po skończonym
śniadaniu poszła do swojego pokoju. Ubrała się, zrobiła lekki
makijaż i spakowała do końca swoje rzeczy. Zniosła ciężki kufer
do przedpokoju, posprzątała i tak czysty pokój i z radością w
sercu usiadła na tylnym siedzeniu w samochodzie rodziców.
- I co,
kwiatuszku, znów nas opuszczasz – rzucił tata, gdy stali w korku
na wjeździe do Londynu. - Wzięłaś wszystko z domu?
Lily
przytaknęła, uśmiechając się do swoich opiekunów. Wiedziała,
że będzie za nimi tęsknić, ale perspektywa kolejnego roku w
szkole magii napawała ją szczęściem. W końcu podjechali na
parking. Ojciec wyjął kufer z bagażnika i ruszył w stronę
dworca. Mama z Lily dołączyły do niego. Dziewczyna dostrzegła
kogoś przed budynkiem.
- Zaraz
do was dołączę – powiedziała do rodziców i poczekała aż się
oddalą. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do ciemnowłosej
przyjaciółki, palącej papierosa przy śmietniku.
-
Dorcas!
Ciemnowłosa
uśmiechnęła się i spojrzała na Lily przenikliwymi oczami. Jak
zwykle była ubrana w ciemne kolory, miała mocny, czarny makijaż i
dziesiątki łańcuszków na szyi.
- Hej,
Ruda – jej lekko zachrypnięty głos przyprawiał o szybsze bicie
serca niejednego chłopaka. Objęła przyjaciółkę. - Dobrze
zobaczyć jakąś znajomą twarz. Rodzice wywieźli mnie na wakacjach
do Turcji. Dziwne miejsce.
Lily
zaśmiała się i wskazała głową na dworzec.
-
Idziemy?
Dorcas
wyrzuciła papierosa i poszła za Evans. Pożegnały się ze swoimi
rodzicami, Dorcas nie zwróciła uwagi na krytyczne spojrzenie mamy
Lily na chude nogi. Wsiadły do pociągu i znalazły wolny przedział.
Chwilę później dołączyły do nich głęboko oddychające Ann i
Alicja.
-
Prawie się spóźniłyśmy – wyjaśniły, rzucając się na
czerwone kanapy. Ann zamknęła drzwi, ale te zaraz otworzyły się z
powrotem. Oczom przyjaciółek ukazały się trzy głowy. Trzy głowy,
których zdecydowanie nie chciały zobaczyć Lily z Dorcas. Ann i
Alicja nie zwróciły na nie większej uwagi.
Syriusz,
Remus i Frank zajęli wolne miejsca, zanim Meadowes zdążyła rzucić
na nie torby. W rezultacie plecak Alicji uderzył mocno w głowę
Blacka.
- Nic
ci nie jest? - krzyknęła właścicielka torby.
- Ups,
sorry – mruknęła Dor. Jej mina mówiła, że nie jest jej w
najmniejszym stopniu przykro.
- A
gdzie James i Peter? - zaciekawiona Ann spojrzała na Huncwotów. Nie
zdziwiło jej, że przyszli do ich przedziału. Robili to od
trzeciej klasy, kiedy to Potter ubzdurał sobie, że jest zakochany w
Lily.
Remus,
siedzący obok Ann, wskazał dłonią korytarz.
- Peter
w przedziale obiadowym, a James z dziewczyną. Riley z Hufflepuff'u.
Rogacz chyba bierze ten związek bardzo na poważnie.
- Aż
się wierzyć nie chce, co? - zaśmiał się Frank. - W sumie miła
dziewczyna.
Podróż
spędzili na pogaduszkach i wygłupach. Lily dostrzegła różnice w
zachowaniu chłopców. Ich żarty były dojrzalsze, a oni sami
doroślejsi. „My też się tak zmieniłyśmy”, pomyślała,
wspominając małą, rudowłosą dziewczynkę w dwóch warkoczach i w
spódniczce w kratkę. Spojrzała na Ann. Jej blond włosy urosły
przez wakacje. Dziewczyna jak zwykle miała rozmarzone spojrzenie, a
w dużym swetrze wyglądała na jeszcze drobniejszą niż była. Gdy
Lily ją poznała, nie rozstawała się ze zdjęciem swojego kota,
miała aparat na zęby i zawsze rumiane policzki. Zawsze uśmiechnięta
Alicja należała do osób lubiących się bawić i czuć adrenalinę.
Razem z Dorcas obowiązkowo nie opuszczała żadnej imprezy, o której
się dowiedziała. No właśnie, Dorcas. Przyjaźń z nią nie była
prosta, dziewczynę otaczała aura tajemniczości, potrafiła być
niesamowicie wredna i pewna siebie.
Krajobraz
za oknem zmienił się. Łąki i pola przeistoczyły się w gęste
lasy okalające brzegi rzeki. Tory wiły się między górami i
pagórkami. Syriusz znalazł pod kanapą stare karty, zaczęli więc
grać. Zachodzące słońce rzucało pomarańczowe światło do
przedziału. Frank sprezentował wszystkim czekoladowe żaby z wózka
z przekąskami. Peter wpadł do nich na moment, jednak zaraz wyszedł
z powodu nagłej potrzeby pójścia do toalety. Wszystko było prawie
perfekcyjne.
Brakowało
Jamesa. Lily nie lubiła, gdy chłopak zasypywał ją prośbami o
randki, ale jako Huncwot powinien był siedzieć z nimi, tak jak to
było zawsze. Ruda nie przepadała za zmianami, a teraz ona
nastąpiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz