piątek, 19 sierpnia 2016

LILY


Dwóch ciemnowłosych chłopaków siedziało na brązowej ławce w mugolskiej wiosce. Trzymali w dłoniach butelki z piwem, ledwo kontaktując po kilku godzinach na imprezie. Było około trzeciej w nocy, księżyc oświetlał asfaltową drogę. Syriusz Black wyjął z kieszeni pudełko papierosów i poczęstował towarzysza.
- Rogaty, chcesz jednego?
James Potter uśmiechnął się i skinął głową. Na jego twarzy zatańczyły płomienie z zapalniczki. Otoczyły ich niewielkie kłęby dymu. Jakiś samochód przejechał, ochlapując ich wodą z kałuży. James rzucił przekleństwem. Pojazd zatrzymał się. Drzwi czerwonego, ledwo jeżdżącego pick-upa otworzyły się i oczom przyjaciół ukazał się blondwłosy chłopak.
Syriusz wyszczerzył zęby.
- Ile razy mam powtarzać, żebyście nie zapijali się na śmierć? - zapytał Remus Lupin, unosząc brwi.
- Miałem nadzieję, że do nas dołączysz, Lunio!
- Pakujcie się do auta, jedziemy nad morze. Pani Potter pozwoliła mi spakować wasze rzeczy.
Chłopcy ze śmiechem wskoczyli do pick-upa. W środku czekali Frank Longbottom i Peter Pettigrew. Rozsiedli się na tylnej kanapie z kilkoma butelkami alkoholu i wielkim zapasem ciastek. Remus ruszył z piskiem opon w stronę wybrzeża. Czekało ich kilka godzin jazdy.

***
Lily Evans obudziła się w swoim łóżku. Jej rude włosy rozlały się na jasnej pościeli. Zegar na ścianie wskazywał 7.30 rano. Przejechała dłońmi po twarzy. I wsunęła palce w włosy. Pierwszy dzień szkoły.
W tym roku szła do ostatniej, siódmej klasy. Za dziesięć miesięcy będzie musiała pożegnać się z Hogwartem. Ta myśl wywołała w niej ogromny smutek.
- Lily, wstawaj! - usłyszała głos mamy. - Musisz się do końca spakować i przygotować na podróż!
Dziewczyna z ociąganiem wyszła z łóżka. Pokój wydawał się pusty, wszystkie jej rzeczy leżały w otwartym jeszcze kufrze. Założyła krótkie spodenki i zbiegła na dół. Jej rodzice krzątali się w kuchni. Siostra nie zamierzała się z nią pożegnać i pojechała na noc do koleżanki.
Na stole czekały na nią kanapki. Obok talerza leżały dwa pojemniki na drugie śniadanie. Lily miała wziąć je na podróż.
- Ten drugi to dla Dorcas. Jest taka chuda! - pokręciła głową mama.
- Ma szybki metabolizm – skłamała Lily, wiedząc, że waga Dorcas w znacznym stopniu uzależniona jest od jej sposobu życia. - Dzięki.
Tata przeglądał gazetę i pił poranną kawę.
- O 10.00 musimy wyjechać. Są dziś straszne korki.
Rudowłosa pokiwała głową i dalej przeżuwała kanapkę. Po skończonym śniadaniu poszła do swojego pokoju. Ubrała się, zrobiła lekki makijaż i spakowała do końca swoje rzeczy. Zniosła ciężki kufer do przedpokoju, posprzątała i tak czysty pokój i z radością w sercu usiadła na tylnym siedzeniu w samochodzie rodziców.
- I co, kwiatuszku, znów nas opuszczasz – rzucił tata, gdy stali w korku na wjeździe do Londynu. - Wzięłaś wszystko z domu?
Lily przytaknęła, uśmiechając się do swoich opiekunów. Wiedziała, że będzie za nimi tęsknić, ale perspektywa kolejnego roku w szkole magii napawała ją szczęściem. W końcu podjechali na parking. Ojciec wyjął kufer z bagażnika i ruszył w stronę dworca. Mama z Lily dołączyły do niego. Dziewczyna dostrzegła kogoś przed budynkiem.
- Zaraz do was dołączę – powiedziała do rodziców i poczekała aż się oddalą. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do ciemnowłosej przyjaciółki, palącej papierosa przy śmietniku.
- Dorcas!
Ciemnowłosa uśmiechnęła się i spojrzała na Lily przenikliwymi oczami. Jak zwykle była ubrana w ciemne kolory, miała mocny, czarny makijaż i dziesiątki łańcuszków na szyi.
- Hej, Ruda – jej lekko zachrypnięty głos przyprawiał o szybsze bicie serca niejednego chłopaka. Objęła przyjaciółkę. - Dobrze zobaczyć jakąś znajomą twarz. Rodzice wywieźli mnie na wakacjach do Turcji. Dziwne miejsce.
Lily zaśmiała się i wskazała głową na dworzec.
- Idziemy?
Dorcas wyrzuciła papierosa i poszła za Evans. Pożegnały się ze swoimi rodzicami, Dorcas nie zwróciła uwagi na krytyczne spojrzenie mamy Lily na chude nogi. Wsiadły do pociągu i znalazły wolny przedział. Chwilę później dołączyły do nich głęboko oddychające Ann i Alicja.
- Prawie się spóźniłyśmy – wyjaśniły, rzucając się na czerwone kanapy. Ann zamknęła drzwi, ale te zaraz otworzyły się z powrotem. Oczom przyjaciółek ukazały się trzy głowy. Trzy głowy, których zdecydowanie nie chciały zobaczyć Lily z Dorcas. Ann i Alicja nie zwróciły na nie większej uwagi.
Syriusz, Remus i Frank zajęli wolne miejsca, zanim Meadowes zdążyła rzucić na nie torby. W rezultacie plecak Alicji uderzył mocno w głowę Blacka.
- Nic ci nie jest? - krzyknęła właścicielka torby.
- Ups, sorry – mruknęła Dor. Jej mina mówiła, że nie jest jej w najmniejszym stopniu przykro.
- A gdzie James i Peter? - zaciekawiona Ann spojrzała na Huncwotów. Nie zdziwiło jej, że przyszli do ich przedziału. Robili to od trzeciej klasy, kiedy to Potter ubzdurał sobie, że jest zakochany w Lily.
Remus, siedzący obok Ann, wskazał dłonią korytarz.
- Peter w przedziale obiadowym, a James z dziewczyną. Riley z Hufflepuff'u. Rogacz chyba bierze ten związek bardzo na poważnie.
- Aż się wierzyć nie chce, co? - zaśmiał się Frank. - W sumie miła dziewczyna.
Podróż spędzili na pogaduszkach i wygłupach. Lily dostrzegła różnice w zachowaniu chłopców. Ich żarty były dojrzalsze, a oni sami doroślejsi. „My też się tak zmieniłyśmy”, pomyślała, wspominając małą, rudowłosą dziewczynkę w dwóch warkoczach i w spódniczce w kratkę. Spojrzała na Ann. Jej blond włosy urosły przez wakacje. Dziewczyna jak zwykle miała rozmarzone spojrzenie, a w dużym swetrze wyglądała na jeszcze drobniejszą niż była. Gdy Lily ją poznała, nie rozstawała się ze zdjęciem swojego kota, miała aparat na zęby i zawsze rumiane policzki. Zawsze uśmiechnięta Alicja należała do osób lubiących się bawić i czuć adrenalinę. Razem z Dorcas obowiązkowo nie opuszczała żadnej imprezy, o której się dowiedziała. No właśnie, Dorcas. Przyjaźń z nią nie była prosta, dziewczynę otaczała aura tajemniczości, potrafiła być niesamowicie wredna i pewna siebie.
Krajobraz za oknem zmienił się. Łąki i pola przeistoczyły się w gęste lasy okalające brzegi rzeki. Tory wiły się między górami i pagórkami. Syriusz znalazł pod kanapą stare karty, zaczęli więc grać. Zachodzące słońce rzucało pomarańczowe światło do przedziału. Frank sprezentował wszystkim czekoladowe żaby z wózka z przekąskami. Peter wpadł do nich na moment, jednak zaraz wyszedł z powodu nagłej potrzeby pójścia do toalety. Wszystko było prawie perfekcyjne.
Brakowało Jamesa. Lily nie lubiła, gdy chłopak zasypywał ją prośbami o randki, ale jako Huncwot powinien był siedzieć z nimi, tak jak to było zawsze. Ruda nie przepadała za zmianami, a teraz ona nastąpiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz