piątek, 16 grudnia 2016

DORCAS


Dorcas zmrużyła oczy i powoli podeszła do Syriusza. Wyrwała mu z dłoni Mapę Huncwotów i przyłożyła różdżkę do policzka.
- Taki naiwny – uśmiechnęła się. Black odpowiedział tym samym. Dorcas przycisnęła go do ściany. Syriusz mógł poczuć jej oddech na szyi. - Nie lubię, gdy ktoś mnie śledzi.
- A ja lubię ciebie śledzić, więc chyba mamy problem.
- Nie wydaje mi się – rzuciła dorcasowe spojrzenie i odsunęła się, nie spuszczając go z oczu.
- Oddaj mapę.
Roześmiała się i ruszyła korytarzem z pergaminem w dłoni. Łapa rzucił przekleństwem i pobiegł za dziewczyną. Zniknęła za zakrętem. Syriusz rozejrzał się, ale nie mógł jej znaleźć.

***

Tymczasem Meadowes wspinała się do wieży Gryffindoru w wyśmienitym humorze. Weszła do dormitorium, odsunęła zasłony i rzuciła mapę na łóżko.
- Hej, Annie – mruknęła. - Jak dzień?
- Nudno – ucięła blondynka, wychylając się zza szkicownika. - Co tam masz?
Dorcas wzruszyła ramionami.
- Małą pomoc.
Ann uniosła brwi.
- Pomoc? - po chwili zrozumiała. - Znowu wkręcasz się w biznes narkotykowy.
- Potrzebuję trochę pieniędzy – odparła, wyjmując z szafy czarne ubrania. Zdjęła mundurek i zaczęła się przebierać.
- A ty dokąd?
- Hogsmeade.
- Nie wyjdziesz bez pozwolenia...
Dorcas rzuciła wyzywające spojrzenie.
- Przekonamy się – wyszczerzyła zęby. - Chcesz się trochę rozerwać czy zostajesz?
- Czy to nie jedna z tych imprez, na które wpuszczają wybrańców? - mruknęła blondynka. - W każdym razie, nie mam siły. Odłożyć ci coś z kolacji?
Dorcas pokręciła głową i wyszła z pokoju.
- Baw się dobrze! - usłyszała za plecami. Ruszyła na drugie piętro, gdzie znajdowało się jedno z przejeść do Hogsmeade. Ann miała rację. Impreza była tylko dla wybranych. Dziewczyna skrzywiła się. Oznaczało to, że pojawią się Huncwoci.
Tak jak przewidziała, spotkała ich przy przejściu. Byli ubrani w luźno zapięte koszule, jak zwykle mieli rozczochrane włosy i sprawiali wrażenie mających wszystko gdzieś. Nie, żeby ona tak nie robiła. Po prostu byli strasznie denerwujący.
- Hej, Dor! - przywitał się James. Lupin pomachał do niej, Frank wyszczerzył zęby, a Syriusz nie zaszczycił jej spojrzeniem szarych oczu. - Słyszałem, że masz naszą mapę.
Nie odpowiedziała, tylko posłała mu uśmiech.
- Oczywiście nie ma problemu, jeśli chcesz jej używać, tylko jej nie strać – poprosił Potter, składając ręce jak do modlitwy.
- Masz to jak w banku – skomentowała brunetka, otwierając ukryte w ścianie przejście.
Tunel był dosyć długi, ciemny i chłodny, ale prowadził prosto do miejsca, w którym miała odbyć się impreza. Dorcas prowadziła, trzymając w dłoni papierosa, dalej szedł James z szampanem pod pachą, Lunatyk i Frank oświetlali puste ściany różdżkami, a na końcu kroczył Syriusz, nie spuszczając z oczu szczupłych nóg brunetki. W końcu natrafili na ciężkie drzwi. Dorcas pchnęła je i weszła do niewielkiej piwnicy. Usłyszeli muzykę dobiegającą z góry. Schodami dostali się na parter. Oślepiło ich mrugające światło.
Podbiegł do nich Nick Murray, chłopak starszy o trzy lata, organizator. Miał zwichrzone blond włosy, kozią bródkę i duże, niebieskie oczy. Był wysoki, wyższy nawet od Franka i chudy jak patyk. Uśmiechnął się szeroko.
- No, nareszcie! Już się bałem, że nie przyjdziecie – uścisnął wszystkich po kolei, zostając przy Dorcas. Objął ją ramieniem i wskazał bar. - Bierzcie, co chcecie. Wszystko na mój koszt. Jak chcecie coś mocniejszego, to idźcie do Candy – machnął głowę w stronę szczupłej dziewczyny o różowych włosach i mocnym makijażu.
Huncwoci podziękowali i odeszli. Nick odwrócił się do Dorcas.
- Siema, Meadowes.
Posłała mu uśmiech. Poczuła jego dłonie na talii.
- Sprzedajemy coś dzisiaj? - zapytał. Dorcas wyjęła w odpowiedzi niewielkie pudełko. Nick pokiwał głową. - Na bogato!
- Jak zawsze.

***

Dorcas podała jakiejś dziewczynie ostatni woreczek z białym jak śnieg proszkiem. Ta dała jej pieniądze. Była bardzo podekscytowana.
- Pierwszy raz? - mruknęła Dor, biorąc gotówkę. Dziewczyna pokiwała głową i speszona czmychnęła do znajomych. Meadowes uniosła brwi i wzruszyła ramionami. Podeszła do baru i poprosiła o piwo. Zobaczyła Jamesa, siedzącego z głową opartą na ręce. Przysiadła się z napojem.
- Hej – mruknęła. Potter był już nieco pijany. I bardzo przybity. Dorcas dzieliła ludzi na dwa typy: tych, którzy pijani zachowują się, jakby wygrali w loterii i tych, którzy chcą się zabić. James był zdecydowanie tym drugim. - Wszystko w porządku?
Pokiwał głową, lekko tracąc równowagę.
- Riley? Lily?
Spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa. Miała coś powiedzieć, ale poczuła, jak ktoś łapie ją od tyłu i całuje po szyi.
- Cześć, piękna – wyszeptał do jej ucha Nick.
- Sprzedane – odparła.
- A mi jeszcze trochę zostało. Dla kilku wybrańców – podał jej skręta.
- Nieźle – uniosła brwi i wyciągnęła rękę. Chłopak podał jej pieniądze.
- Jak się bawicie?
Dorcas pokiwała głową z uznaniem. Nick wyszczerzył zęby i pociągnął ją na parkiet.

niedziela, 6 listopada 2016

REMUS - WSPOMNIENIE


Przepraszam was za tak długą przerwę, ale 2 klasa liceum to jakaś masakra i nie mam czasu nawet spać :( Rozdział jest krótki i inny niż zwykle, ale pomyślałam, że co jakiś czas będę dodawać notki o wspomnieniach, gdyż to one ukształtowały teraźniejszych bohaterów. Nie chcę, żeby był to zwykły blog o przygodach rocznika 1960, chcę zgłębić psychikę bohaterów, rzucając im kłody pod nogi, sprawić, iż będą oni prawdziwi przez swoją wyeksponowaną wyjątkowość. Zapraszam do czytania!
~ Mary

 ***

Blond-włosy czternastolatek leżał na łóżku szpitalnym. Czuł ból w mięśniach, jakby miał je spięte przez wiele dni. Bandaż owijając go w pasie drapał go po brzuchu, a przez plecy przebiegała czerwona szrama.
Drzwi otworzyły się i wpadła przez nie czwórka chłopaków. Huncwoci podeszli do niego. Nie chciał patrzeć im w oczy. Tak bardzo było mu wstyd.
Wszystko wyrwało mu się spod kontroli. Nie wziął eliksiru tojadowego. Poszedł na błonia, żeby nie zrobić im krzywdy, ale oczywiście poleźli za nim jak jakieś cielaki. Potem tylko pełnia, przeobrażenie i widok przyjaciół sięgających po różdżki.
Usiedli wokół niego. Zapadła niezręczna cisza.
- Mogłeś nam powiedzieć – zaczął James po kilku długich chwilach. - Albo coś...
Remus pufnął ze złością.
- Jasne – parsknął z kpiną w głosie. - O, hej, James, jestem wilkołakiem od siódmego roku życia, a tak poza tym, co jest na zadanie z transmutacji? Co miałem wam, do cholery, powiedzieć?!
- Nikt by cię nie winił, Remus – powiedział Frank.
- Wywalą mnie – mruknął chłopak. - Dyrektor pozwolił mi się tu uczyć pod jednym warunkiem, nikt nie miał się dowiedzieć.
- Nikt cię znikąd nie wywali – mrugnął do niego Syriusz. - A jak będzie próbował... - uśmiechnął się szelmowsko. - To niech najpierw pogada zresztą Huncwotów.
Przyjaciele cały dzień spędzili z Remusem w skrzydle szpitalnym. Ustalili, że w razie czego poproszą o pomoc Dumbledore'a – wicedyrektor miał słabość do Huncwotów i ich wybryków. Uznali też, że chcą jakoś pomóc przyjacielowi.
- Chyba oszaleliście – odparł Lupin. - Nie ma mowy.
- Daj spokój, Remus, nie zachowuj się jak baba! - Syriusz machnął ręką.
- W sumie to może się udać – poparł Blacka James. Frank i Peter pokiwali głowami.
Wilkołak chciał stanowczo zabronić im robienia czegokolwiek zerwaniem się z łóżka, ale poczuł ból w plecach. Opadł na poduszkę.
- To absolutnie najbardziej kretyński pomysł na jaki wpadliście.
- Najkretyńszy – poprawił go Pettigrew. Remus zignorował go.
- Nie możecie tak po prostu zostać animagami, nielegalnymi animagami i biegać za mną po Zakazanym Lesie w każdą pełnię!
- Przekonamy się? - mrugnął Longbottom.

***

Chłopcom spodobało się nowe zajęcie. Codziennie po lekcjach zamykali się w dormitorium albo jakiejś starej klasie i ćwiczyli zmienianie się w zwierzęta. Najpierw udało się Jamesowi – po pięciu dniach wyrosły niewielkie rogi na czarnej czuprynie. Z każdym wieczorem przeobrażał się coraz bardziej, aż w końcu przed Huncwotami stanął dorodny jeleń.
- No, no... - skwitował Syriusz, machając ciemnym ogonem. Peterowi wyrosły wąsy, a Frank miał zaskakująco duże oczy.
Nazajutrz Black cały zamienił się w ogromnego psa, nieco przypominającego wilczura o lśniącej, czarnej sierści. Trzy dni później Frank latał po pokoju jako sowa. Jedynie Peter miał pewne problemy, gdyż zazwyczaj stawał się szczurem... bez ogona. Nie mogąc złapać równowagi, turlał się po pokoju, aż w końcu przeobrażał się znów w człowieka.
- Nie martw się – pocieszył go Longbottom.
Gdy Huncwoci szli na wieczorne wypady, by pobiegać (lub polatać) w nowych ciałach, Peter zostawał w wieży i ćwiczył. Pewnego dnia przyjaciele zastali go biegającego na krótkich nóżkach po swoim łóżku.
- Masz ogon! - wrzasnął James, budząc całą wieżę Gryffindoru.
- Jakiś taki... Glizdowaty – mruknął Syriusz. - Ale spoko.
Wziął do ręki patyk, który wlekł za sobą jako pies aż do zamku. Położył go Peterowi na ramieniu.
- W imieniu... moim, mianuję cię Glizdogonem – powiedział ze śmiertelnie poważną miną.
Huncwoci wybuchnęli śmiechem.
- Co się szczerzysz, Rogacz? - krzyknął Peter.
- Brzmi męsko – stwierdził James. - Remus, myślę że ty powinieneś być Lunatykiem. Wiesz, księżyc i te sprawy. A Syriusz... Łapa!
- Liczyłem na coś w stylu „Przystojniak”...
- Wolisz „Pies na baby”? - James uchylił się przed lecącą w jego stronę poduszkę. - No, widzisz?
- Dobra, jeszcze Frank – zmienił temat Lupin.
- Ja wolę zostać Frankiem – wyszczerzył zęby chłopak.

***

Kolejna pełnia. Pierwsza spędzona z przyjaciółmi.
Już dawno obudził się w nim instynkt zwierzęcia. Potężny wilkołak popędził przez las, zachaczając pazurami o wystające korzenie. Usłyszał w oddali głos Syriusza.
- Ale będzie jazda!
Cztery animagi zapędziły go w głąb lasu, starając się odseparować go od zamku.
Dzisiejsza noc była dla Remusa dużo prostsza od poprzednich. Przyjaciele pilnowali, by nikogo nie skrzywdził, więc nie musiał się bać, że w porywie złości kogoś zabije.
Po kilku godzinach Lupin zaczął wracać do normalnej postaci. Chłopcy ruszyli w stronę zamku.
- Podobało mi się – skomentował James, poprawiając okulary na prostym nosie. - I nawet wymyśliłem dla ciebie przezwisko: Lunatyk!
Remus nie odezwał się. Uśmiechnął się lekko i szedł dalej pustym korytarzem. Nagle w coś wszedł. Powoli podniósł głowę i zobaczył postać Dumbledore'a, stojącego z założonymi rękoma. Na głowie miał długą do kolan czapkę do spania.
- Panie Lupin – zdziwił się profesor. Podrapał się po głowie. - A ty co tu robisz?
- Lunatykowałem – wypalił blondyn. Dumbledore pokiwał głową, ale po chwili zmarszczył brwi.
- Lunatykujecie grupowo?
Remus odwrócił się i zobaczył stojących kilka kroków dalej przyjaciół. Dyrektor pokręcił głową z politowaniem.
- Wymyślanie historyjek jeszcze przećwiczymy – powiedział. - Tylko nikt nie może was zobaczyć, jasne? Ministerstwo i tak jest uciążliwe, a jakby dowiedzieli się, że szkolę nielegalnie animagi... Zrozumiano? A teraz do łóżek!
Chłopcy pokiwali głowami. Poczekali aż profesor zniknie za zakrętem, wyjęli pelerynę niewidkę i wrócili do dormitorium.

czwartek, 6 października 2016

JAMES


James Potter wiedział, że spieprzył sprawę.
A wszystko przez te pigułki od Dorcas. Namieszały mu w głowie.
Riley była na niego wściekła. Ale nie to go bolało najbardziej. Widział jej smutek i był zły na siebie, że to przez niego.
Teraz siedział naprzeciw niej w dormitorium. Nie odzywała się do niego. Ignorowała po całości.
- Riley, mówiłem ci, nie wiedziałem, co gadam! Przepraszam.
Nic.
- Słuchaj, wynagrodzę ci to.
Nic.
- Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli. Nie kocham Lily. Tylko i wyłącznie ciebie, jasne?
To podziałało.
- Masz konsekwencje tych swoich tabletek. Co ci do łba strzeliło? Narkotyki? Myślałam, że jesteś dojrzalszy.
Dziewczyna wstała i wyszła, zostawiając go sam na sam ze swoimi myślami. Nic nie czuł do tej rudej wiewiórki. Skończył z nią. Wiedział, co o nim myśli i to mu wystarczyło. Tylko że do Riley to nie dochodziło.
Wybiegł za nią. Dogonił na korytarzu i złapał za ramię tak mocno, że nie mogła się wyrwać. Odgarnął włosy i pocałował.
Odsunęła się powoli i pokręciła głową.
- James, przestań. Przestań oszukiwać siebie i mnie. Nic się nie zmieniło. Ja nie jestem Lily Evans. Nie zamierzam być jakimś pocieszeniem.
Chłopak stanął jak wryty. Po raz pierwszy ktoś z nim zerwał. I po raz pierwszy ktoś, na kim mu zależało. Spojrzał w orzechowe oczy dziewczyny, jasnobrązowe włosy i drobny nosek. Chciało mu się płakać, ale uznał, że nie będzie się rozklejał. Zobaczył rozczarowanie malujące się na twarzy Riley.
Nie mógł tego znieść.
Odwrócił się i szybkim krokiem odszedł do wieży Gryffindoru. Wszedł do dormitorium i kopnął w krzesło. Zrzucił jednym ruchem książki i papiery ze stolika, dając upust złości. Nie zauważył Syriusza, który stojąc w drzwiach, uważnie obserwował przyjaciela.
- Nie masz ochoty na spacer czy coś?
James kiwnął głową. Po chwili byli już na błoniach i kierowali się do Zakazanego Lasu. Gdy byli wystarczająco daleko, by nikt z zamku ich nie zobaczył, zmienili się w zwierzęta. Na miejscu Pottera stanął potężny jeleń, Syriusz przeobraził się w czarnego wilczura.
Wbiegli do lasu. Przez drzewa prawie nie przebijało się światło, ale chłopcy wiedzieli, że to miejsce skrywa nie tylko straszne rzeczy. Kilkanaście minut później pojawiła się trawa, a na niej rosa odbijająca promienie słoneczne tańczące na konarach.
James uwielbiał być w ciele zwierzęcia. Nie kierowały nim wtedy uczucia i emocje, ale instynkt. Nie czuł smutku i bólu. Miał gdzieś cel i musiał go zdobyć. Tylko to się liczyło.
Jego kopyta stukały rytmicznie o podłoże. Schylił głowę, by nie zahaczyć porożem o gałąź i przeskoczył przez gruby pień. Kątem oka dostrzegł Syriusza. Czarny wilczur zawył w trakcie biegu i popędził przed siebie. Wylądowali na niewielkiej polanie, przez którą przebiegał wąski strumyk. Huncwoci uwielbiali przesiadywać tam całe dnie, szczególnie w lecie.
Jeleń na powrót przeobraziły się w ludzi. James poprawił okulary i zaśmiał się, widząc tarzającego się psa. Po chwili Syriusz stał obok niego, strzepując z kraciastej koszuli trawę.
Usiedli na kamieniach przy strumyku.
- Mógłbyś zawsze być psem, Łapo.
Black wzruszył ramionami.
- Nie wytrzymałbym z pchłami na co dzień – stwierdził. - To co, rozumiem, że wracasz do gry o Evans?
James posłał mu mordercze spojrzenie.
- Spieprzyłem wszystko, Syriusz. Dosłownie.
Łapa machnął ręką.
- Spójrz na mnie, Rogacz! Ja ciągle wszystko pieprzę. Najpierw rodzinę. Potem życie woźnego. Wszystkich dziewczyn w Hogwarcie. W końcu spieprzę coś o wiele ważniejszego, bo mam do tego talent. Ale żyję i mam się dobrze. To tylko dziewczyna... Nie pierwsza i nie ostatnia. Przeżywasz tak przez tą kłótnię przed wakacjami.
James wiedział, że przyjaciel ma rację. Teraz, gdy ochłonął, wiedział, że tak naprawdę nie czuje się tak źle jak myślał.
Długie włosy Syriusza powiewały na wietrze. Nagle chłopak odwrócił się gwałtownie.
- Słyszałeś?
Potter ściągnął brwi.
- Co?
W oddali rozbrzmiewał śmiech. Powoli podeszli na skraj polany i ukryli się za gęstym krzakiem.
James znał ten głos. Spojrzał na Syriusza. Black patrzył z lekkim zdziwieniem i satysfakcją.
Dorcas szła w towarzystwie jakichś nastolatków. Paliła i lekko się chwiejąc, szła przez Zakazany Las. Jej towarzysze byli w podobnym stanie.
- Nigdy jej nie poznam, tak? - mruknął Łapa, gdy oddaliła się na tyle, by go nie usłyszeć. Zresztą, i tak niewiele by do niej dotarło. - James, jak to jest, że dziewczyna zrywa z tobą, bo raz połknąłeś jakieś tabletki, a Dor dzień w dzień łazi naćpana po Zakazanym Lesie i nic – uśmiechnął się.
- Chcesz za nią iść?
- Nie, tyle mi na dziś wystarczy – wyszczerzył zęby.
Potter widział iskierkę zainteresowania w oczach Łapy, ale kiwnął tylko głową. Rozumiał fascynację osobą Meadowes. Była tak nieosiągalna w porównaniu do innych dziewczyn, że Syriusz traktował ją jako wyzwanie. A Black uwielbiał wyzwania.

sobota, 17 września 2016

LILY


- Co za kompletny idiota!
- Nie da się ukryć – mruknęła Dorcas bez emocji. Podała przyjaciółce szklankę wody i usiadł obok niej na łóżku. - Nie przejmuj się nim.
- Robi to od zawsze. Przecież ma tą swoją Riley! Co mu odwaliło? Myślałam, że się zmienił, wydawał się ostatnio taki dojrzały, ale to ten sam, cholerny...
Dorcas przerwała jej.
- Nie rozkręcaj się. Ann nie lubi jak przeklinasz – zaśmiała się. Lily lubiła jak to robiła, ponieważ jej śmiech nigdy nie był udawany.
Ruda opadła na poduszki.
- Jak to jest, że ty przeklinasz non stop, a jak ja to zrobię, to jest wielkie halo? - naburmuszyła się.
Meadowes wzruszyła ramionami.
- Jesteś perfekcyjną panią prefekt, zapomniałaś?
Lily walnęła ją w szczupłe ramię.
- Przestań, bo dostaniesz szlaban.
- I tak bym na niego nie przyszła – wywróciła oczami ciemnowłosa przyjaciółka. Lily przyjrzała jej się uważnie. Mimo że wypiła sama połowę zapasów Huncwotów, nie była ani trochę pijana.
Do pokoju wparowały Ann i Alicja. Ta pierwsza wyglądała coraz lepiej. Dosiadły się do Rudej i Dor.
- Lil, Potter mówi, że przeprasza – przekazała Breaks. - Wspominał coś o randce, ale kazałam mu się odwalić.
Wszystkie się zaśmiały. Alicja zawsze była bardzo bezpośrednia.
- Widziałam też jego dziewczynę. Zdawała się być... załamana.
„Właśnie zdobyłam kolejnego wroga”, pomyślała Evans. Jakby miała ich mało. Cały Slytherin nienawidził jej za pochodzenie. Wszystkie fanki Huncwotów planowały jej morderstwo za każdym razem, gdy Potter się do niej odezwał. Przez te wszystkie lata zawstydzał ją i męczył. Myślała, że to już koniec, ale jak widać nie dojrzał.
Była zmęczona, więc wykąpała się i zasunęła kotary wokół łóżka. W pierwszej i drugiej klasie chowała się tak z przyjaciółkami, gdy chciały porozmawiać o sekretach. Lily uśmiechnęła się. I tak w dormitorium nikt by ich nie słyszał, ale uparcie tworzyły azyl za grubym płótnem. Ona zawsze narzekała na Pottera, który dokuczał jej od pierwszego dnia. Ciągnął za warkocze i zabierał piórnik. Potem, w trzeciej klasie, zaczął zapraszać ją na randki, ale konsekwentnie odmawiała. Ann za to kazała się przepytywać z notatek, bojąc się o oceny. Alicja nie miała żadnych problemów, a jak już ją napotkały, rozwiązywała je w mgnieniu oka. Dorcas po prostu nie mówiła nic. Lily wiedziała, że woli sama sobie ze wszystkim radzić.
Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Śnił jej się Severus, nazywający ją szlamą, a potem podbiegający do Ann i rzucający jakieś zaklęcie. Jego ziemista cera przyprawiała Lily ze snu o mdłości, a czarne oczy patrzyły wyzywająco. Potem Snape klęknął przed nią i błagał o przebaczenie. Zobaczyła błysk zielonego światła i obudziła się.
Usiadła gwałtownie, głęboko oddychając. Zobaczyła, że kotary są rozsunięte. Ann stała przy łóżku i patrzyła pytającym wzrokiem.
- Wszystko w porządku?
Lily przetarła oczy.
- To tylko sen.
Spojrzała na zegarek. Wskazywał 6.30. Evans wstała i poszła do łazienki. W lustrze zobaczyła podkrążone oczy i skołtunione, rude włosy. Bez skutku próbowała doprowadzić je do ładu przy pomocy szczotki. Machnęła różdżką i fale wróciły na swoje miejsce.
Zakryła cienie pod oczami makijażem i wyszła. Spakowała do czarnej torby kilka pergaminów i potrzebne podręczniki i pożegnała się z Ann. Wyszła z dormitorium.
W Pokoju Wspólnym panował względny porządek, ale można było dostrzec oznaki wczorajszej imprezy. Na jednej z kanap spał jakiś piątoklasista, a na podłodze leżało kilka pustych butelek. „To nie mój problem”, przeszło jej przez myśl, ale chwilę później przypomniała sobie, że jest prefektem. Cała wina spadłaby na nią.
- Super – mruknęła i sprzątnęła zaklęciem. Poszła do Wielkiej Sali. Na miejscu spotkała Dorcas jedzącą naleśnika.
- A ty co tak wcześnie? - spytała przyjaciółki.
- Musiałam coś załatwić. Kiepsko wyglądasz – zauważyła Dorcas.
- Miałam w nocy koszmary- Lily sięgnęła po kromkę chleba i marmoladę. Rozejrzała się z niepokojem.
- Nie ma go tu, spokojnie – powiedziała Meadowes. - James musi odpokutować u Riley.
- Pokłócili się?
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Wskazała głową w stronę wejścia. Huncwoci szli między stołami, ale Pottera z nimi nie było. Usiedli obok przyjaciółek.
- Jak tam dzionek? - zapytał Syriusz. Był w wyśmienitym humorze.
Wystarczyło mu spojrzenie zielonych oczu Lily.
- No tak – chrząknął. - Nie zwracaj uwagi na Rogacza, był pijany. Z tego co wiem, nie widzi świata poza Riley.
- Jasne – westchnęła Ruda. Dzień dopiero się zaczął, a ona już miała wszystkiego dość. Usłyszała trzepot dziesiątek par skrzydeł. Do wielkiej sali wlała się chmara brązowych, szarych i białych sów. Mały puchacz dziewczyny wylądował niezdarnie na stole, wywracając pustą szklankę. - Jak zwykle...
Odwiązała przesyłkę z nóżki ptaka. Harley, bo tak się nazywał, wyciągnął główkę, czekając na nagrodę. Lily rzuciła mu kilka okruszków ze stołu. Sowa przyniosła list od rodziców i Proroka Codziennego. Otworzyła kopertę i z uśmiechem przeczytała nabazgrane przez mamę i tatę słowa. Podniosła wzrok i zobaczyła przerażone miny Huncwotów.
- Co z wami – zaśmiała się, ale szybko spoważniała. Sięgnęła po gazetę i spojrzała na nagłówek.

„MORDERSTWO W LITTLE WHINGING str. 2”

Przerzuciła stronę i zaczęła czytać.

Przedwczoraj, około godziny 19.00 doszło do morderstwa kobiety pochodzenia mugolskiego, Sary Harvey. Badania wykazały, iż użyto zaklęć torturujących. Poszkodowana umarła z powodu wycieńczenia. Ministerstwo podejrzewa pewnych czarodziejów o zbrodnię, jednak nie znaleziono żadnych niepodważalnych dowodów. Dla przypomnienia, dwa tygodnie temu znaleziono ofiarę w Londynie, na której użyto klątwy Avady Kedavry. Władze nie zaprzestały śledztwa, będziemy informować państwa na bieżąco o przebiegu badań na naszej stacji radiowej.”

Lily zatkało. Rozejrzała się i zobaczyła, jak inni uczniowie odstawiają jedzenie i patrzą szeroko otwartymi oczami na znajomych. Dorcas zmarszczyła brwi. Po raz pierwszy od 6 lat, Lily zobaczyła w jej niebieskich oczach starch.

niedziela, 11 września 2016

FRANK


Frank stanął przed lustrem i poprawił kołnierz koszuli. Zlustrował wzrokiem swoje odbicie, poprawił fryzurę, dopieścił każdy szczegół. Spotykał się z Alicją. Okoliczności nie sprzyjały, szczególnie, że w Hogwarcie wciąż odczuć można było napięcie po ataku na Ann Laverty, ale w końcu się odważył. Musiał wykorzystać okazję, szczególnie, że dziewczyna przechodziła trudny okres i nie miałaby siły mu odmówić.
Tego zawsze się bał. Odmowy. Od dwóch lat czekał na odpowiedni moment, by ją gdzieś zaprosić. Co prawda nie była to nawet randka, tylko wspólna nauka w bibliotece, ale Frank był zadowolony.
Syriusz, James i Remus z rozbawieniem obserwowali, jak się szykuje, co chwilę rzucając komentarze i wybuchając śmiechem. Frank nieraz spotykał się z dziewczyną, ale nigdy nie miał takiego mętliku w głowie.
Wszystko zaczęło się, gdy w piątej klasie Alicja pokłóciła się z Peterem Pettigrew. Wcześniej nie zwracał na nią większej uwagi, wiedział jedynie, że lubi imprezować i przyjaźni się z Lily, Dorcas i Ann. Gdy zobaczył jak zaklęciem wysmarowuje koszulę Glizdogona kremem waniliowym, krzycząc „Król kuchni!” z iście złośliwym wyrazem twarzy, jego serce zabiło mocniej. Nadal spotykał się z dziewczynami, ale myślami był przy Breaks.
Uniósł jedną brew, widząc, jak Black udaję, że tańczy walca z rozmarzoną miną. Machnął różdżką i przyjaciel runął na ziemię z łoskotem.
- O ty!
Chciał wbiec we Franka, ale ten odsunął się szybko. Syriusz wpadł na szafę. James i Remus wybuchnęli śmiechem. Łapa poprawił włosy i udał, że nic się nie stało.
Frank wyszedł z dormitorium z pogodnym wyrazem twarzy i skocznie ruszył do biblioteki. Z każdym krokiem czuł się coraz mniej pewnie. Otworzył ciężkie, drewniane drzwi i znalazł się w sali pełnej wysokich po sufit regałów z książkami. Część podręczników sama latała między półkami, segregując się alfabetycznie, kilkoro uczniów rozwiązywało zadania domowe przy starych biurkach i stołach. W kącie zobaczył dziewczynę o kasztanowych włosach i dużych, niebieskich oczach. Poczuł drżenie w kolanach. Alicja podniosła wzrok i pomachała mu wesoło. Zaśmiał się, ale szybko zamilkł pod wpływem syknięcia bibliotekarki.
- Ups – mruknął.
- Bywa wkurzająca – pokiwała głową Breaks, robiąc mu miejsce obok siebie. - Gotowy na spotkanie z Wróżbiarstwem?
- Tak jakby – powiedział, marszcząc brwi. Odetchnął głęboko i wyjął z torby kilkusetstronicowy podręcznik. - Moja babcia mi go dała – wyjaśnił, widząc zdziwione spojrzenie koleżanki. - Ponoć szybciej się z niego uczy.
- Cóż, raczej całego dziś nie przerobimy. Mam dzisiaj wartę przy Ann.
- Jak się czuje? - zainteresował się Frank. Od wypadku nie zamienił z nią ani słowa.
- Och, świetnie – wyszczerzyła zęby. - Strasznie jej się nudzi. Potrzebuje towarzystwa, a my jesteśmy cały dzień na lekcjach. No, może oprócz Dorcas, ale ona gdzieś się podziewa. Czasami z nią siedzi, a po zajęciach jakoś się dzielimy.
Longbottom uniósł brwi. Nie sądził, że dziewczyny są aż tak blisko. Ich przyjaźń była porównywalna do przyjaźni jego i reszty Huncwotów.
- Może my kiedyś przyjdziemy? Chociaż nie, to mogłoby się źle skończyć – zaśmiał się.
- Dlaczego?
Alicja obserwowała go spojrzeniem niebieskich tęczówek.
- Chodzą pogłoski, że nas nie znosicie – odparł nonszalancko, wertując podręcznik.
- To nie pogłoski – Breaks odwdzięczyła się zadziornie.
Skończyli dyskusje i zaczęli zapisywać pergaminy notatkami. Frank zerknął ukradkiem na pochyłe pismo Alicji. Stawiała litery w zastraszająco szybkim tempie. Gdy on był w połowie akapitu, odłożyła pióro do kałamarza i uśmiechnęła się triumfalnie. Szybko skończył i spakował rzeczy do torby.
- Pani opiekunka wraca do akcji – zachichotała, gdy wyszli z biblioteki. - Mam nadzieję, że Ann ma dobry humor.
Na zewnątrz było już ciemno, więc korytarze rozświetlały świeczniki. Rzucały ciepłe światło na twarze dwójki Gryfonów. Po kilku minutach dotarli do wieży Gryffindoru, podali hasło i weszli przez dziurę w ścianie. Ogłuszyła ich muzyka i wrzask tłumu.
Ich oczom ukazała się chmara nastolatków od piątej klasy wzwyż. Z różdżki leżącej na kominku dudniła piosenka The Beatles. James Potter otworzył z hukiem Ognistą Whisky. Syriusz siedział w otoczeniu dziewczyn z szelmowskim uśmiechem. Palił papierosa, choć Frank nie zdziwiłby się, gdyby było to coś mocniejszego. Lily stała na schodach w towarzystwie Ann na schodach i mierzyła wzrokiem Pottera. Dorcas za to świetnie się bawiła, stojąc na niskim stole z butelką wódki i kołysząc się w takt muzyki. Zauważyła Alicję i uśmiechnęła się tym swoim tajemiczym uśmiechem.
- Ann chyba ma opiekę na dziś – wrzasnęła Breaks, próbując przekrzyczeć muzykę. - To ja idę się zabawić. Idziesz?
- Co? - krzyknął Frank.
- Chcesz potańczyć?
Alicję porwał tłum. Longbottom westchnął i podszedł do Remusa, mastrującego coś przy fajerwerkach.
- Z jakiej okazji ta impreza? - spytał Frank. Lupin wzruszył ramionami.
- Po co nam powód – wyszczerzył zęby. Podał przyjacielowi kieliszek. - Jak było?
Frank uniósł kciuk do góry. W tym momencie fajerwerki wystrzeliły i zaczęły latać po Pokoju Wspólnym. Huncwoci zaczarowali je, by nie wyrządziły szkody. Rozbłysły na czerwono i złoto, formując ryczącego lwa.
James uniósł whisky i zawył radośnie.
- Chcę wznieść toast za najpiękniejszą i najsłodszą osobę na tej ziemi! Proszę państwa, Lily Evans!
Rozległy się oklaski. Frank zauważył, jak Ruda marszczy brwi, odwraca się na pięcie i rusza do swojego dormitorium. Dorcas pobiegła za nią.

sobota, 10 września 2016

ANN


Kolejna przeczytana książka stanęła na półce. Laverty potarła dłonią czoło. Od dwóch tygodni nieustannie bolała ją głowa. Połknęła mugolską tabletkę, którą dała jej Lily i spojrzała na zegar. Długa przerwa zaraz się kończyła. Sprzątnęła pokój machnięciem różdżki, wzięła torbę z podręcznikami i poszła poszukać przyjaciółek.
Alicja czekała na nią na korytarzu. Jak zwykle uśmiechnęła się szeroko na jej widok i przywitała się. Tego dnia nie miały jeszcze okazji porozmawiać. Ann obiecała Hagridowi, że pomoże mu rano zrobić porządek w ogródku, więc wyszła, gdy dziewczyny jeszcze spały. Gdy spędzała czas na zewnątrz, czuła się dużo lepiej.
- Hej, jak się czujesz? - spytała Breaks. Blondynka wzruszyła ramionami.
- Tak sobie... Teraz zaklęcia?
Alicja kiwnęła głową. Ruszyły w stronę sali. W zamku było gorąco, przez okna wpadały promienie słoneczne upalnego poranka. Przyjaciółki rozmawiały swobodnie przez całą drogę na zajęcia. Ann zatęskniła za tym przez wakacje.
Weszły do klasy i zajęły swoje miejsca. Laverty usiadła obok Dorcas, która jakimś cudem trafiła dziś na zajęcia. Ann wyciągnęła czysty pergamin i pióro. Uśmiechnęła się do przyjaciółki. Jej głowę po raz kolejny przeszył ból.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoiła się Meadowes, widząc ściągnięte brwi blondynki. - Idź do skrzydła szpitalnego.
- Nic mi nie jest.
Do klasy przyszli Huncwoci. Jak zwykle mieli luźno zawiązane krawaty w czerwono-złote pasy i niedbale zarzucone szaty. Ann spojrzała na Remusa Lupina i otworzyła szeroko oczy. Przez jego policzek przebiegała czerwona szrama.
- Mówiłem mu, żeby szedł do skrzydła szpitalnego – rzucił James, widząc wzrok Gryfonów. - Miał nieprzyjemne starcie z Irytkiem.
Lupin wydawał się być zmęczony. Ledwo trzymał się na nogach.
- Chyba nie tylko ty masz kiepski dzień – szepnęła Lily, wzruszając ramionami. - Aczkolwiek mogli wymyślić lepszą historyjkę. A tak poza tym, Dor ma rację. Idź do pielęgniarki. Wyglądasz jakbyś przez całą noc pomagała skrzatom w kuchni.
Ann westchnęła i wstała w momencie, gdy do klasy wchodził nauczyciel. Wyminęła go, ignorując jego pytający wzrok i ruszyła przed siebie. Korytarze wiały pustką, jedynie szary kot chodził bezszelestnie po parapetach. Buty Laverty stukały rytmicznie o kamienną posadzkę. Przeszła przez kolejne drzwi i znalazła się w białej sali z kilkunastoma łóżkami. Kilka z nich otaczały parawany.
- Och, Ann, złotko, a co ty tu robisz? - oczom dziewczyny ukazała się kobieta w średnim wieku, ubrana w jasny fartuch. Brązowy kok i okulary w okrągłych oprawkach nadawały jej nieco surowego wyglądu, ale pielęgniarka miała wielkie serce.
- Dzień dobry, pani Elizabeth – przywitała się.
- Kiepsko wyglądasz – zauważyła kobieta, marszcząc brwi.
Ann uśmiechnęła się i przygryzła wargi.
- Ja właśnie w tej sprawie. Od kilku dni boli mnie głowa i jest mi niedobrze. To pewnie jakaś grypa.
- Albo zatrucie pokarmowe. Podejdź tu – pielęgniarka zaczęła oglądać Ann ze wszystkich stron. Uniosła brwi.
- Myślę, że to chwilowe. Gdyby ci się nie poprawiło, przyjdź za parę dni.
Laverty kiwnęła głową i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Ach,i powiedz Remusowi Lupinowi, żeby się do mnie zgłosił. Rozumiem, że to wszystko jest dla niego trudne, ale uciekanie ze szpitala to istna przesada!
Zniknęła w schowku z lekarstwami. Blondynka otworzyła lekko usta. Uciekanie ze szpitala. Co niby jest dla niego trudne?
Szybko wyszła ze skrzydła. Nie wracała na lekcje. Zamiast tego postanowiła odwiedzić Hagrida. Ciepłe powietrze uderzyło w jej twarz, a promienie słoneczne zmusiły ją do zmrużenia oczu. Szła dziedzińcem zamku, spoglądając na chmury. Nagle usłyszała jakiś dźwięk za plecami.
- Proszę, proszę, mała Gryfonka.
- Całkiem sama.
Ann odwróciła się gwałtownie i zobaczyła kilku Ślizgonów, uśmiechających się szyderczo. Na środku stała czarnowłosa dziewczyna z mocno podkreślonym oczami i bladą cerą. Zimne oczy przeszyły Laverty na wylot.
- Była w szpitalu. Ciekawe, co to się stało naszej koleżance, że musiała opuścić lekcje?
- Nie wiem, ale z chęcią wyślę ją tam z powrotem – ryknął śmiechem wysoki chłopak z ulizanymi włosami. Wyciągnął różdżkę i skierował w stronę blondynki. Wyszeptał jakieś zaklęcie i strumień białego światła uderzył w dziewczynę, powalając ją z nóg. Usłyszała przeraźliwy krzyk, tupanie i śmiech, przez mgłę widziała rudą postać, krzyczącą na czarnowłosego chłopaka.
- Módl się, żebyś przeżył ten rok, Snape – Lily była wściekła. Ktoś inny trzymał ją, żeby przypadkiem nie zabiła Ślizgona. Ktoś o brązowych włosach podbiegł do niej.
- Słabo mi – wymamrotała Ann, oddychając płytko.
- Już dobrze, już dobrze – powtarzała szybko Alicja. - Frank, pomóż mi!
Laverty zauważyła resztę Huncwotów i Dorcas biegnących za Ślizgonami. Longbottom puścił Lily, narażając Snape'a na przykre konsekwencje. Podniósł blondynkę i pobiegł w stronę zamku. Severus gdzieś zniknął.
Po raz drugi tego dnia oślepiło ją światło odbijające się od białych ścian szpitala. Pielęgniarka krzyknęła i wskazała łóżko.
- Niech pani powie, że nic jej nie będzie – poprosiła Lily, szybko oddychając. Rude włosy splątały się, tworząc na jej głowie kupę siana. W jej oczach czaił się strach.
- Nie teraz, dziecko – kobieta krzątała się wokół Ann.
- Niech pani powie! - Evans zaczynała tracić cierpliwość.
- Lepiej idźcie do Dumbledore'a, Lily. Myślę, że właśnie wasza koleżanka padła ofiarą zaplanowanego ataku i raczej nie będzie to ostatni.

***

Ann obudziła się i powoli otworzyła oczy. Przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło jej się przed chwilą. A może kilka dni temu? Straciła poczucie czasu. Budziła się kilka razy, ale nie była w stanie stwierdzić, jaka była data. Za każdym razem, gdy otwierała oczy, świat zaczynał się kręcić. Słyszała głosy jakby przez ścianę i od razu zasypiała. Tym razem jednak była w pełni świadoma.
Usiadła na łóżku i zauważyła Lily siedzącą na metalowym krześle.
- O Merlinie – wydusiła Ruda. - Obudziłaś się, dzięki Bogu!
Rzuciła się na przyjaciółkę, prawie łamiąc jej żebra. Ann jęknęła.
- Wszyscy tak się ucieszą!
Laverty przetarła oczy. Poczuła bijący od niej zapach potu. Przed jakikikolwiek odwiedzinami musiała się wykąpać.
- Jak długo spałam?
Lily odwróciła wzrok. Zaczęła bawić się kawałkiem prześcieradła.
- Ruda?
- Tydzień – szepnęła. - Sporo się wydarzyło.
Ann nie wiedziała co powiedzieć. Spała przez tydzień. Prawdopodobnie cała szkoła wiedziała już, co się stało. Dziewczyna przeczesała dłonią jasne włosy i pokręciła głową.
- Nieważne. Nie wiesz, kiedy mogę wyjść?
- Pielęgniarka powiedziała, że gdy się obudzisz i będziesz dobrze się czuła, wrócisz do dormitorium, ale myślę, że jeszcze nie puszczą cię na lekcje.
Lily zachowywała się dziwnie. Coś wiedziała i nie chciała powiedzieć o tym Ann. Siedziały przez dłuższą chwilę w milczeniu, aż Laverty nie wytrzymała.
- Dobra, mów co się dzieje.
Evans zrobiła zmieszaną minę i przygryzła dolną wargę tak mocno, że pojawiła się na niej krew. Denerwowała się coraz bardziej. Ann widziała, że jest zmęczona, ale nie lubiła, gdy ukrywano coś na jej temat. W końcu przyjaciółka się przełamała.
- Ci Ślizgoni uciekli. Nie wiadomo, gdzie są. Znaleźli tylko Snape'a, zresztą nie ukrywał się. Dumbledore chciał go przesłuchać, ale nic nie mówił. Jest zawieszony i cały czas mają go na oku. Krążą plotki o jakimś czarnoksiężniku, ale nikt nie wymawia jego imienia.
Ann była zszokowana. Przypomniała sobie słowa pielęgniarki o zaplanowanym ataku. Była na celowniku odkąd wróciła do szkoły i nie jako jedyna.
- Coś jeszcze?
Lily kiwnęła głową.
- Te bóle głowy i mdłości... Na początku to nie było nic takiego, ale oni użyli jakiegoś zaklęcia, nie wiem... - Evans mówiła coraz szybciej. - Jesteś chora, Annie. Jeśli nie będziesz uważać, będzie coraz gorzej. Pielęgniarka mówiła coś o utratach przytomności...
Serce blondynki biło coraz szybciej. Jej cały wewnętrzny świat się zawalił. Chora... Utraty przytomności. Ból. Zaklęcie. Te myśli uderzały w nią jak pociski. Po policzku spłynęła łza. Ruda objęła ją ramieniem.
- Boję się, Lily.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

SYRIUSZ


Dziewczyna wpiła mu się w usta, rozpinając guziki koszuli. Jego ręce spoczywały na jej talii. Znajdowali się w jej dormitorium, zamkniętym na klucz. Syriusz wykorzystał ten sam schemat, co zawsze. Znalazł dziewczynę, która miała na jego punkcie świra, zaspokoił swe żądze, a potem zostawiał ją w łóżku, szybko się ubierając.
Krukonka zaszlochała, gdy otwierał drzwi.
- Kocham cię!
Black odwrócił się z kpiącym uśmiechem.
- Kochasz? Miłość nie istnieje, skarbie.
„Moja rodzina udowodniła mi to wiele razy”, dodał w myślach.
Wyszedł z wieży Ravenclawu i ruszył do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Otworzył obraz i przeszedł przez dziurę w ścianie. Jak zwykle o tej porze, było tu wiele ludzi. Księżyc za oknem oświetlał czubki drzew Zakazanego Lasu i odbijał się w jeziorze. Ktoś napalił w kominku, trzecioklasiści pisali po książkach z wróżbiarstwa, a grupka osób marzących o popularności z zazdrością wpatrywała się w jeden z kątów pokoju.
Stały tam cztery czerwone fotele i kilka puf, ustawione były tak, że sprawiały wrażenie zamkniętej nory. Rzeczywiście tak było. Huncwoci zagarnęli to miejsce już pierwszego dnia w Hogwarcie, tam znajdowało się ich małe królestwo, do którego nie każdy mógł wejść.
Syriusz skierował swoje kroki właśnie do tego kąta. Jego przyjaciele siedzieli rozłożeni na fotelach, co chwilę wybuchając śmiechem. Dosiadł się do nich, Biorąc ze stolika butelkę z Ognistą Whisky.
Huncwoci nie pytali się, gdzie był; dobrze wiedzieli. Zamiast tego opowiedzieli mu kilka nowych pomysłów na kawały. Najbardziej spodobała im się idea wysmarowania schodów masłem.
- No to załatwione – uśmiechnął się Syriusz.
Zebrali swoje rzeczy i poszli do dormitorium.
Jeśli było jakieś miejsce, w którym panował większy nieporządek, to nie zostało jeszcze odkryte przez ludzkość. Wszędzie walały się stare butelki, ubrania i gazety. Jedynie łóżko Remusa było czyste. Huncwoci zbierali się do posprzątania od wcześniejszego roku, ale nie mieli na to siły. Nie pomyśleli o użyciu czarów, a poza tym, obawiali się, że po sprzątaniu nie będą mogli niczego znaleźć.
Usłyszeli pukanie w szybę. James wpuścił do środka płomykówkę. Sowa trzymała w nóżce paczuszkę. Chłopak otworzył ją.
- To od mamy.
Wyjął coś z pudełeczka i przeczytał dołączony list.
- Jest też dla ciebie – rzucił niewielki przedmiot to Syriusza.
Chłopak złapał go i zobaczył srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie litery 'S'. Black poczuł, że trzęsą mu się ręce. W szóstej klasie uciekł z domu i zamieszkał u Jamesa. Rodzina Potterów traktowała go jak prawdziwego syna. Nie potrafił im się odwdzięczyć.
Zawiesił łańcuszek na szyi. Literka wpasowała się w zagłębienie między obojczykami. Podniósł wzrok i zobaczył podobną ozdobę u Pottera. Srebrne 'J' podnosiło się w rytmie oddechów przyjaciela.
- Dzięki – mrugnął do przyjaciela i usiadł na łóżku. Zauważył, że Remus jest przygaszony. - Lunio, wszystko w porządku?
- Pojutrze pełnia – to wystarczyło.
James usiadł koło przyjaciela i uśmiechnął się wesoło.
- Pomożemy ci, jak zawsze. Będzie dobrze. To w końcu tylko mały, futerkowy problem, co nie?
- Rogacz, powinieneś zostać poetą. Nikt by tego tak nie ujął – mruknął Black.
- To wrodzony talent, Łapo.
- Nie wątpię. Kto się dzisiaj pierwszy kąpie?
Frank jak na komendę rzucił się do łazienki. Minął zaskoczonego Remusa i trzasnął drzwiami.
- Ha!
Potter przetarł okulary.
- Wygląda na to, że Frank.

***
Syriusz zszedł do Pokoju Wspólnego. Musiał czekać na łazienkę, a nie miał siły na rozmowy o quidditchu. Pokój był pusty, w kominku powoli wygasał ogień. Black zauważył ciemne włosy rozlewające się na oparciu od kanapy.
- Meadowes?
Dziewczyna odwróciła się. Jak zwykle nie mógł niczego wyczytać z jej wyrazu twarzy. I jak zwykle zauważył, że jest piękna.
- Co ty tu robisz?
- Siedzę – ucięła krótko swoim zachrypniętym głosem. Syriusz westchną teatralnie i usiadł na fotelu.
- Gdzie byłaś w trakcie lekcji?
- Nigdzie.
- Cóż, ciekawe – odparł nonszalancko. Zaśmiała się. Dorcas lubiła się śmiać, ale robiła to rzadko. A przynajmniej nie w jego obecności. - Wiesz, czasami zastanawiam się, co jest pod tą twoją maską tajemniczości. Czy gdzieś głęboko w tobie żyje jakaś inna Dorcas Meadowes.
- Wszyscy się nad tym zastanawiają.
- Nie oszukasz mnie, Meadowes. Też masz słabości.
Dziewczyna wstała, nie spuszczając go z oczu podkreślonych czarną kredką. Była prawie jego wzrostu, ale teraz patrzyła na niego z góry. Po cholerę siadał na tym fotelu?
- Nigdy mnie nie poznasz.
Uśmiechnęła się, odwróciła na pięcie i wyszła.
Syriusz podążył za nią wzrokiem. W sumie nie rozumiał tej niechęci Meadowes od jego osoby. Nie spędzali wiele czasu razem, więc nie mogła powiedzieć, że coś o nim wie, a jednak traktowała go jak śmiecia. Wzruszył ramionami. Miał ciekawsze tematy do rozważań.
Gdy wrócił do dormitorium, Frank i James już spali. Remus przerzucał kartki jakiejś książki, ale wcale nie był na niej skupiony. Syriusz wziął szybki prysznic i usiadł na łóżku, prostując nogi i opierając się o ścianę.
- Gdzie byłeś? - zagadnął Lupin, zamykając powieść.
- Na dole – mruknął. - Spotkałem Dorcas – dodał po chwili.
Remus uniósł brwi. Z całej ich paczki miał chyba najcieplejsze kontakty z dziewczyną.
- Wow, i jak było? No co? Każda rozmowa z nią to jak podróż do Krainy Czarów. Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać – dodał, widząc minę przyjaciela.
- A ponoć to Alicja nosi imię bohaterki... Zaczynam gadać dziwne rzeczy. Co czytasz?
Remus spojrzał na okładkę książki. Zmieszał się.
- To... Znalazłem w bibliotece. W sumie ciekawe – mruknął chłopak, wzruszając ramionami.
Uznał, że chce mu się spać, więc zasunął ciężkie kotary wokół łóżka i położył głowę na poduszce, jednak nocą zawsze zaczynały się jego rozmyślania o życiu. Pogładził dłonią zawieszkę od mamy Jamesa. Poczuł się niesamowicie szczęśliwy.
Tyle się zmieniło, odkąd trafił do Hogwartu. Znalazł prawdziwy dom, którego nigdy nie miał. Uciekł od swojej fanatycznej rodzinki, zastępując ją rodziną Potterów. Black'owie zawsze traktowali go jak wyrzutka, a gdy dostał się do Gryffindoru, zaczęło się piekło.
To właśnie wtedy Syriusz przestał wierzyć w miłość i uznał, że nikt go już nie skrzywdzi. Brzydzili go ludzie, którzy mieli świra na punkcie czystej krwi, więc wykańczał każdego Ślizgona, który mu się postawił. Szybko wyrobił sobie status popularnego chłopaka, znalazł przyjaciół i zaczął żyć naprawdę.
Jednak wciąż czuł, że to jedna, wielka iluzja. Udawał silnego, choć w środku był kruchy jak szkło.
Nie wiedział jeszcze, że ktoś będzie zdolny potłuc to szkło. Pewna istota, z którą pozornie łączyło go niewiele, ale w rzeczywistości byli jak dwie krople wody. Zagubieni w wyimaginowanym świecie.

środa, 24 sierpnia 2016

JAMES


Riley usiadła obok niego, uśmiechając się łagodnie.
Spotkał ją nad morzem, gdy pojechał na wakacje z przyjaciółmi. Na początku nie skojarzył, że chodzą razem do szkoły. Była rok młodsza, szczupła i filigranowa. Jasnobrązowe włosy miała pofalowane, a śmiejące się oczy w kolorze orzechów laskowych. Zauważył ją na plaży, przyglądała mu się, zastanawiając się, czy go zna. Dopiero gdy założył okulary, uśmiechnęła się i przedstawiła.
James przez całe wakacje myślał o Lily i ich kłótni. Riley była miłym odstępstwem. Jej włosy nie były rude, oczy nie przypominały zielonych migdałów, nie skupiała całej uwagi na nauce i nie wkurzał jej każdy ruch, jaki wykonał.
- Dobra, zdobyłam ciastka. Nie wiem, jak smakują, ale ważne, że są słodkie – wyszczerzyła zęby i podała mu pudełko.
- Kochana jesteś – powiedział Potter, otwierając opakowanie.
Uderzył w nich zapach pleśni. Riley zmarszczyła nos.
- Chyba jednak nie będzie ciastek na drugie śniadanie – westchnął James i przywołał śmietnik machnięciem różdżki. - Mam kanapki z serem... - w tym momencie rozległ się dzwonek oznajmiający kolejną lekcję.
Pożegnali się i James popędził do klasy. Miał teraz historię magii, więc zaczął wspinać się na wyższe piętro. Przez okno zobaczył Dorcas wbiegającą do Zakazanego Lasu z jakimiś innymi uczniami. Nie poświęcił temu większej uwagi. Sala, w której miał zajęcia, była niewielka, nie zmieściłyby się w niej dwie klasy, co uniemożliwiało lekcje łączone ze Ślizgonami. Potter wszedł do niej i ruszył do ostatniej ławki, gdzie urzędowali Huncwoci. Zauważył Lily, siedzącą w drugim rzędzie. Czytała jakąś książkę, pobieżnie słuchając paplaniny Alicji. Ann bawiła się różdżką, wyczarowując na swoim stoliku małe, białe ptaszki, zrobione jakby z dymu. Ławka Dorcas była pusta.
- Gdzie się podziewałeś, Rogaty? - wyrwał go z przemyśleń głos Syriusza. James odwrócił głowę. Na kolanach przyjaciela siedziała wysoka dziewczyna o czarnych włosach.
- Byłem z Riley. Kto to? - wskazał na towarzyszkę przyjaciela.
- No tak, gdzie moje maniery. Poznaj... em... Emily. Emily, prawda? - zwrócił się do dziewczyny. - Nieważne, w każdym razie idź już na zajęcia.
Dziewczyna wywróciła oczami i wyszła z klasy. Syriusz poprawił włosy. Remus przysunął do nich krzesło.
- Zdobyłem trochę proszku błotnistego. Można zrobić małe bagno na czwartym piętrze, wiecie, przy schowku woźnego – szepnął. Podał Jamesowi nieduży woreczek.
- Skąd...?
- Jakoś tak wyszło – uśmiechnął się Lupin.
Frank zauważył proszek w rękach Pottera i domyślił się reszty.
- Lunio, są momenty, że mam ochotę cię pocałować.
James schował paczuszkę do torby.
- Dzisiaj, przed kolacją.
Huncwoci kiwnęli głowami. Nie mogli dłużej rozmawiać, bo nauczyciel wszedł do klasy. Ze stoickim spokojem usiadł na fotelu i zaczął długi monolog. James położył głowę na ławce i przymknął oczy, jak większość uczniów.
Remus poklepał go po ramieniu. Potter otworzył powoli oczy. Na dworze było dużo ciemniej niż gdy zasypiał.
- Spałeś przez dwie godziny historii magii, królewno. Wstawaj. Ja nie zamierzam cię całować, żeby cię obudzić.
Okularnik z ociąganiem podniósł swoją torbę i wyszedł z klasy za Lupinem. Tłumy uczniów szło w kierunku pokojów wspólnych, żeby zostawić rzeczy przed kolacją i przebrać się. Chłopcy wyjęli swoją mapę Huncwotów. Na czwartym piętrze nie było nikogo poza Syriuszem i Frankiem. Rzucili się pędem na schody. Zdyszani dobiegli do schowka woźnego. James wysypał zawartość woreczka na podłogę.
- Aquamenti.
Na podłogę wylał się strumień wody. Proszek zaczął reagować z cieczą. Podłoga zamieniła się w bulgoczące bagno.
- Spadamy stąd – krzyknął Frank. Cała czwórka zbiegła na dół. Weszli do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic.
Zajęli swoje miejsca w obok przyjaciółek Lily. Dorcas wróciła już do szkoły. Miała rozmazany makijaż i uśmiechała się lekko. Evans skubała udko z kurczaka leżące na talerzu. Pofalowane włosy spięła w kok, wyglądała uroczo. James ściągnął brwi. Miał nie myśleć o tej rudej wiewiórce. Ma Riley i są razem szczęśliwi. Koniec, kropka.
Frank zaczął rozmawiać z Alicją o wakacjach. Dziewczyna z zapałem opowiadała o Paryżu, A Frank tylko się uśmiechał. James już dawno zauważył, że ta dwójka ma się ku sobie.
Odwrócił się i napotkał wzrok Riley. Pomachała do niego i wskazała na okno. Kiwnął głową i wstał od stołu w tym samym momencie, co ona. Razem wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się na błonia. Stanęli pod dużym drzewem. Objął ją w pasie i mocno przytulił.
- Dobrze, że cię mam – szepnęła.
Wspięli się na drzewo i usiedli na grubej gałęzi.
- To bagno na czwartym piętrze to wasza sprawa, co nie? - zapytała. Parsknęła śmiechem, widząc zaskoczenie na twarzy chłopaka. - Chciałam tamtędy przejść, ale nie udało się. Musiała pójść naokoło, dlatego spóźniłam się na kolację – wyjaśniła. - Zatęskniłam za waszymi kawałami. Co u twoich przyjaciół?
- Wszystko w porządku. W sumie wiele się nie zmieniło. Syriusz dalej łamie serca, Remus jest naszym mózgiem, Frank... Frank to Frank, dobry przyjaciel. Po staremu. Tylko Glizdogon się od nas odcina.
Pokiwała głową.
- Może chce pójść własną drogą. Wiesz, zawsze był taką... doczepką. A co u dziewczyn? Dorcas nie była dziś na lekcjach, prawda?
- Czasami zastanawiam się, w jakim ona świecie żyje. Albo co robi, gdy znika.
James czekał na kolejne pytanie. Wiedział dobrze, kogo będzie dotyczyło. Wymigał się od tej rozmowy już tyle razy, ale jej czas właśnie nadszedł.
- A Lily?
Riley wiedziała o tej całej kłótni. Nie musiał jej nawet mówić, to było głównym tematem plotek przed wakacjami.
- Lily jak Lily. Powiedziała mi co o mnie myśli i to mi wystarcza. Nie obchodzi mnie, co się z nią dzieje. Mam Huncwotów, mam ciebie, nie potrzebuję Evans.
Dziewczyna nie wracała już do tej rozmowy. Zmieniła temat na tegoroczny bal bożonarodzeniowy. W ostatniej klasie odbywały się dwie takie uroczystości. Druga była pod koniec roku, niektórzy porównywali ją do balu maturalnego w świecie mugoli.
Wszystkie uczennice były bardzo podekscytowane. James starał się udawać zainteresowanie, ale perspektywa biegania po sklepach w poszukiwaniu odpowiedniego garnituru przerażała go.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

DORCAS


Dorcas absolutnie i niezaprzeczalnie nienawidziła długich przemów. Jak na złość w tym roku Dumbledore objął posadę dyrektora, więc kolacja opóźniła się o pół godziny. Gdy w końcu półmiski pojawiły się na stole, nałożyła na talerz sałatkę, na którą czekała od dwóch miesięcy. Nikt nie gotował tak dobrze, jak skrzaty z Hogwartu.
Oczywiście Huncwoci dosiedli się do nich, nawet James opuścił swoją dziewczynę. Riley wydawała się naprawdę miła, jednak Dorcas nigdy nie oceniała ludzi po pierwszym wrażeniu. Zawsze obserwowała.
Wiedziała wszystko o każdym i wszystkim. Czytała z twarzy ludzi jak z otwartej księgi. Tajemnice, tajemnice, tajemnice. Ona była jedną wielką tajemnicą. Nigdy nie pozwalała się poznać do końca. Nawet przyjaciółki zaskakiwała po tylu latach znajomości.
Zauważyła, że Syriusz łypie spode łba na stół Ślizgonów. Wiedziała, że rok temu pokłócił się ze swoją rodziną i uciekł z domu. Ród Blacków nie mógł znieść myśli, że ich potomek trafił do Gryffindoru. Odwaga... Zastanawiała się, ilu z nich będzie mogło kiedykolwiek się nią popisać. Po skończonym posiłku Ruszyła z Ann i Alicją do dormitorium. Lily, jako prefekt, musiała odprowadzić pierwszaków. Zobaczyła, jak rudowłosa nawołuje do dzieci, ale w końcu zniknęła w tłumie ludzi.
W pokoju wspólnym powitało ich ciepło z kominka. Urządzony w czerwieni i złocie pokój wydawał się cały płonąć. Gryfoni z radością pozajmowali miejsca na kanapach, część z nich pobiegła do pokojów. Huncwoci zostali powitani przez rzeszę „psychofanek”, jak nazywała je Dorcas. Dziewczęta miały świra na punkcie najpopularniejszych w szkole chłopców. Dla Meadowes było to idiotyczne.
- Moje ukochane łóżko! - krzyknęła Alicja, rzucając się na materac. - Stęskniłam się za nim.
- Chyba bardziej, niż za nami – zażartowała Ann, rozpakowując rzeczy machnięciem różdżki. Czary, no tak. Dorcas już prawie zapomniała, że w końcu może ich używać. Przez całe wakacje musiała się bez nich obejść, siedemnaste urodziny miała za dwa miesiące.
Lily dołączyła do nich piętnaście minut później. Miała zadowoloną minę.
- Nareszcie w domu – uśmiechnęła się. - Zdobyłam ciastka na wieczór. A Huncwoci już planują jakąś imprezę. Potter ośmielił się powiedzieć mi to w twarz, jakby nie wiedział, że jestem prefektem i może dostać szlaban. Jest cholernie bezczelny.
- Lily, twojego narzekania na Jamesa brakowało mi najbardziej w te wakacje – odparła Alicja ze śmiertelnie poważną miną. - Przebijasz nawet moje łóżko.
Ruda wywróciła oczami. Dorcas uśmiechała się, słuchając przekomarzania przyjaciółek. Również rozpakowała kufer i usiadła po turecku na łóżku. Ciężkie, czerwone zasłony zwisały z czterech stron, ale nie zasunęła ich. Zamiast tego zaczęła rozmowę.
- Jak wasze wakacje?
Alicja wyraźnie się ożywiła.
- Były świetne! Poznałam takiego Andrew, już nie mam z nim kontaktu, ale był uroczy. Potem pojechałam z rodzicami do cioci z Paryża i zdradziła mi, że będziemy w tym roku w bliskim kontakcie z tamtejszą szkołą magii, ale nie wiem, o co dokładnie chodziło.
- Ja byłam z rodziną w Walii, ale mogło się obejść bez Petunii – westchnęła Lily. - Stała się jeszcze gorsza niż zwykle, ciągle mi dogryzała. Mam jej dosyć.
- Trzeba było rzucić w nią jakimś zaklęciem – mruknęła Dorcas. - Może by się zamknęła.
Jej wakacje minęły tak jak zwykle: spędziła je, imprezując. Rodzice nie chcieli nigdzie wyjeżdżać, na urlop zostali w domu, Lily zaprosiła ją na tydzień do siebie. Przez pozostałe kilka tygodni opuszczała dom na całe dnie i noce i nikt, poza jej towarzyszami, nie wiedział, gdzie się podziewa. To właśnie lubiła Dorcas. Znikanie z powierzchni, wyłączanie się z życia, ryzykowanie, zabawa.
Około północy dziewczyny poszły spać, zostawiając brunetkę z własnymi myślami. W sumie ciężko było opisać, co działo się w głowie Meadowes, szczególnie po zmroku. Ann uznała kiedyś, że w jej mózgu wyzwalają się specjalne hormony, bo nikt nie potrafił zrozumieć jej przemyśleń.
Dorcas czuła, że była inna. Wyjątkowa.
Tej nocy zasnęła dosyć szybko. Rankiem obudził ją dźwięk tłuczonego szkła i krzyk Lily, wypowiadającej zaklęcie.
- Cholera, znowu ją zbiłam – marudziła Ruda, sklejając różdżką szklankę. Ann była w łazience, a Alicja próbowała zmusić się do wstania z łóżka. - Dor, uważaj na stopy, tam jest pełno szkła.
Dziewczyna ostrożnie podeszła do szafy, wyjęła ubrania i poczekała, aż toaleta się zwolni.
Jak zwykle założyła ciemny strój, pomalowała oczy na czarno i uśmiechnęła się blado do lustra. Bawiło ją, że tak małomówna osoba jak ona zdobyła status najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Na złość dziewczynie, Huncwoci też należeli do śmietanki towarzyskiej Hogwartu. Nie znosiła ich. Byli zarozumiali i złośliwi. Jedyne, co podobało się w nich Dorcas, to ich kawały. Lubiła wszystko, co nielegalne.
Na śniadanie wyszły razem. Usiadły tam gdzie zawsze, pośrodku długiego stołu. Chwilę później dołączyli do nich Remus z Frankiem. Syriusz został porwany przez grono swych wielbicielek, a James pożegnał się z dziewczyną i ruszył w ich stronę. Lily jęknęła. Od kilku lat Potter zabiegał o jej względy, ośmieszając ją przed całą szkołą, ale przed wakacjami Ruda dość dosadnie powiedziała mu, co o tym myśli. Czuła się w jego obecności niekomfortowo.
- Witam, witam – uśmiechnął się James i usiadł naprzeciw Lily. - Dorcas, podasz mi chleb?
Syriusz pojawił się chwilę potem, poprawiając niezawiązany krawat. Jego długie włosy były w nieładzie. Posłał ujmujący uśmiech jakiejś Puchonce. Dorcas uniosła brwi.
- Meadowes, zazdrosna? - zmrużył oczy.
- Chciałbyś – odparła bez cienia emocji. Nawet na niego nie spojrzała.
- Uwierz mi, chciałbym – kontynuował Syriusz, próbując wyprowadzić ją z równowagi.
- Nie przespałabym się z tobą, nawet gdybyś...
- Dorcas, widziałaś już nowy plan lekcji? - zapytała szybko Ann, przerywając tę wymianę zdań.
Ciemnowłosa nie odpowiedziała, tylko przebiegła wzrokiem po tabelce z planem.
- Mam ciekawsze plany na dzisiaj niż dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami.

piątek, 19 sierpnia 2016

LILY


Dwóch ciemnowłosych chłopaków siedziało na brązowej ławce w mugolskiej wiosce. Trzymali w dłoniach butelki z piwem, ledwo kontaktując po kilku godzinach na imprezie. Było około trzeciej w nocy, księżyc oświetlał asfaltową drogę. Syriusz Black wyjął z kieszeni pudełko papierosów i poczęstował towarzysza.
- Rogaty, chcesz jednego?
James Potter uśmiechnął się i skinął głową. Na jego twarzy zatańczyły płomienie z zapalniczki. Otoczyły ich niewielkie kłęby dymu. Jakiś samochód przejechał, ochlapując ich wodą z kałuży. James rzucił przekleństwem. Pojazd zatrzymał się. Drzwi czerwonego, ledwo jeżdżącego pick-upa otworzyły się i oczom przyjaciół ukazał się blondwłosy chłopak.
Syriusz wyszczerzył zęby.
- Ile razy mam powtarzać, żebyście nie zapijali się na śmierć? - zapytał Remus Lupin, unosząc brwi.
- Miałem nadzieję, że do nas dołączysz, Lunio!
- Pakujcie się do auta, jedziemy nad morze. Pani Potter pozwoliła mi spakować wasze rzeczy.
Chłopcy ze śmiechem wskoczyli do pick-upa. W środku czekali Frank Longbottom i Peter Pettigrew. Rozsiedli się na tylnej kanapie z kilkoma butelkami alkoholu i wielkim zapasem ciastek. Remus ruszył z piskiem opon w stronę wybrzeża. Czekało ich kilka godzin jazdy.

***
Lily Evans obudziła się w swoim łóżku. Jej rude włosy rozlały się na jasnej pościeli. Zegar na ścianie wskazywał 7.30 rano. Przejechała dłońmi po twarzy. I wsunęła palce w włosy. Pierwszy dzień szkoły.
W tym roku szła do ostatniej, siódmej klasy. Za dziesięć miesięcy będzie musiała pożegnać się z Hogwartem. Ta myśl wywołała w niej ogromny smutek.
- Lily, wstawaj! - usłyszała głos mamy. - Musisz się do końca spakować i przygotować na podróż!
Dziewczyna z ociąganiem wyszła z łóżka. Pokój wydawał się pusty, wszystkie jej rzeczy leżały w otwartym jeszcze kufrze. Założyła krótkie spodenki i zbiegła na dół. Jej rodzice krzątali się w kuchni. Siostra nie zamierzała się z nią pożegnać i pojechała na noc do koleżanki.
Na stole czekały na nią kanapki. Obok talerza leżały dwa pojemniki na drugie śniadanie. Lily miała wziąć je na podróż.
- Ten drugi to dla Dorcas. Jest taka chuda! - pokręciła głową mama.
- Ma szybki metabolizm – skłamała Lily, wiedząc, że waga Dorcas w znacznym stopniu uzależniona jest od jej sposobu życia. - Dzięki.
Tata przeglądał gazetę i pił poranną kawę.
- O 10.00 musimy wyjechać. Są dziś straszne korki.
Rudowłosa pokiwała głową i dalej przeżuwała kanapkę. Po skończonym śniadaniu poszła do swojego pokoju. Ubrała się, zrobiła lekki makijaż i spakowała do końca swoje rzeczy. Zniosła ciężki kufer do przedpokoju, posprzątała i tak czysty pokój i z radością w sercu usiadła na tylnym siedzeniu w samochodzie rodziców.
- I co, kwiatuszku, znów nas opuszczasz – rzucił tata, gdy stali w korku na wjeździe do Londynu. - Wzięłaś wszystko z domu?
Lily przytaknęła, uśmiechając się do swoich opiekunów. Wiedziała, że będzie za nimi tęsknić, ale perspektywa kolejnego roku w szkole magii napawała ją szczęściem. W końcu podjechali na parking. Ojciec wyjął kufer z bagażnika i ruszył w stronę dworca. Mama z Lily dołączyły do niego. Dziewczyna dostrzegła kogoś przed budynkiem.
- Zaraz do was dołączę – powiedziała do rodziców i poczekała aż się oddalą. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do ciemnowłosej przyjaciółki, palącej papierosa przy śmietniku.
- Dorcas!
Ciemnowłosa uśmiechnęła się i spojrzała na Lily przenikliwymi oczami. Jak zwykle była ubrana w ciemne kolory, miała mocny, czarny makijaż i dziesiątki łańcuszków na szyi.
- Hej, Ruda – jej lekko zachrypnięty głos przyprawiał o szybsze bicie serca niejednego chłopaka. Objęła przyjaciółkę. - Dobrze zobaczyć jakąś znajomą twarz. Rodzice wywieźli mnie na wakacjach do Turcji. Dziwne miejsce.
Lily zaśmiała się i wskazała głową na dworzec.
- Idziemy?
Dorcas wyrzuciła papierosa i poszła za Evans. Pożegnały się ze swoimi rodzicami, Dorcas nie zwróciła uwagi na krytyczne spojrzenie mamy Lily na chude nogi. Wsiadły do pociągu i znalazły wolny przedział. Chwilę później dołączyły do nich głęboko oddychające Ann i Alicja.
- Prawie się spóźniłyśmy – wyjaśniły, rzucając się na czerwone kanapy. Ann zamknęła drzwi, ale te zaraz otworzyły się z powrotem. Oczom przyjaciółek ukazały się trzy głowy. Trzy głowy, których zdecydowanie nie chciały zobaczyć Lily z Dorcas. Ann i Alicja nie zwróciły na nie większej uwagi.
Syriusz, Remus i Frank zajęli wolne miejsca, zanim Meadowes zdążyła rzucić na nie torby. W rezultacie plecak Alicji uderzył mocno w głowę Blacka.
- Nic ci nie jest? - krzyknęła właścicielka torby.
- Ups, sorry – mruknęła Dor. Jej mina mówiła, że nie jest jej w najmniejszym stopniu przykro.
- A gdzie James i Peter? - zaciekawiona Ann spojrzała na Huncwotów. Nie zdziwiło jej, że przyszli do ich przedziału. Robili to od trzeciej klasy, kiedy to Potter ubzdurał sobie, że jest zakochany w Lily.
Remus, siedzący obok Ann, wskazał dłonią korytarz.
- Peter w przedziale obiadowym, a James z dziewczyną. Riley z Hufflepuff'u. Rogacz chyba bierze ten związek bardzo na poważnie.
- Aż się wierzyć nie chce, co? - zaśmiał się Frank. - W sumie miła dziewczyna.
Podróż spędzili na pogaduszkach i wygłupach. Lily dostrzegła różnice w zachowaniu chłopców. Ich żarty były dojrzalsze, a oni sami doroślejsi. „My też się tak zmieniłyśmy”, pomyślała, wspominając małą, rudowłosą dziewczynkę w dwóch warkoczach i w spódniczce w kratkę. Spojrzała na Ann. Jej blond włosy urosły przez wakacje. Dziewczyna jak zwykle miała rozmarzone spojrzenie, a w dużym swetrze wyglądała na jeszcze drobniejszą niż była. Gdy Lily ją poznała, nie rozstawała się ze zdjęciem swojego kota, miała aparat na zęby i zawsze rumiane policzki. Zawsze uśmiechnięta Alicja należała do osób lubiących się bawić i czuć adrenalinę. Razem z Dorcas obowiązkowo nie opuszczała żadnej imprezy, o której się dowiedziała. No właśnie, Dorcas. Przyjaźń z nią nie była prosta, dziewczynę otaczała aura tajemniczości, potrafiła być niesamowicie wredna i pewna siebie.
Krajobraz za oknem zmienił się. Łąki i pola przeistoczyły się w gęste lasy okalające brzegi rzeki. Tory wiły się między górami i pagórkami. Syriusz znalazł pod kanapą stare karty, zaczęli więc grać. Zachodzące słońce rzucało pomarańczowe światło do przedziału. Frank sprezentował wszystkim czekoladowe żaby z wózka z przekąskami. Peter wpadł do nich na moment, jednak zaraz wyszedł z powodu nagłej potrzeby pójścia do toalety. Wszystko było prawie perfekcyjne.
Brakowało Jamesa. Lily nie lubiła, gdy chłopak zasypywał ją prośbami o randki, ale jako Huncwot powinien był siedzieć z nimi, tak jak to było zawsze. Ruda nie przepadała za zmianami, a teraz ona nastąpiła.